Monarchia czy demokracja - co jest lepszą opcją dla państwa libertariańskiego

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Ani jedno, ani drugie.
A to co zdefiniowałeś pod tymi pojęciami ani nie jest definicją demokracji, ani nie jest definicją monarchii. Na tym forum jest wystarczająco dużo wątków, w których znajdziesz odpowiedź. Poza tym pojęcie "państwo libertariańskie" jest samo w sobie sprzeczne. Libertarianizm to brak państwa.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Połączenie tych dwóch rzeczy, czyli konfederacja tysięcy księstw.
 
OP
OP
I

infamous

New Member
15
0
Chodzi mi nie o państwo jako rząd tylko jako kraj Polska, terytorium Polski należało by do króla czyli osoba prywatna czy do ogółu obywateli. Ciekawa jest opcja H. H. Hoppe o tym państwie podzielonym jako federacja tysiąca oddzielnych landów.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Czasem "Demokracja - bóg, który zawiódł" trafia w sedno:

"Naturalnym rezultatem dobrowolnych transakcji pomiędzy różnymi prywatnymi właścicielami musi być ustrój nieegalitarny, hierarchiczny i elitarny. Ze względu na olbrzymią różnorodność uzdolnień poszczególnych ludzi w każdym społeczeństwie i na każdym poziomie złożoności systemu społecznego niewielka grupa jednostek tworzy w krótkim czasie elitę. Dzięki szczególnym osiągnięciom: ponadprzeciętnemu bogactwu, mądrości, odwadze lub kombinacji tych cech, niektóre jednostki zyskują „naturalny autorytet”. Ich opinie i oceny cieszą się szerokim uznaniem. Ponadto, w wyniku zawierania związków małżeńskich w kręgu wybranych osób oraz w związku z prawnymi i genetycznymi zasadami dziedziczenia, pozycją naturalnego autorytetu cieszą się osoby z niewielkiego kręgu szlachetnych rodów. Gdy pojawi się potrzeba rozstrzygnięcia jakiegoś sporu, ludzie przychodzą do głowy jednego z tych rodów, a więc kogoś, kto wiele osiągnął, jest dalekowzroczny i postępuje w sposób godny naśladowania. Wybitni przedstawiciele szlachty zostają więc sędziami i rozjemcami. Często nie pobierają za swoje usługi opłaty, wykonując je z poczucia obowiązku, w przekonaniu, że taka jest rola jednostki cieszącej się autorytetem, lub z wewnętrznej potrzeby czynienia sprawiedliwości jako wytworzonego przez jednostki „dobra publicznego”. Endogeniczne powstanie monarchii (w przeciwieństwie do jej egzogenicznego utworzenia przez podbój) staje się zrozumiałe jedynie w powiązaniu z uprzednim powstaniem naturalnych elit. Drobny, lecz decydujący krok w procesie przechodzenia od monarchii do demokracji – grzech pierworodny – polegał właśnie na zmonopolizowaniu funkcji sędziego i rozjemcy. Krok ten został wykonany w momencie, kiedy jeden przedstawiciel wyłonionej naturalnie elity – król – obstawał przy tym, by – wbrew stanowisku innych członków elity społeczeństwa – wszystkie spory zaistniałe na określonym terytorium były rozstrzygane przez niego i żeby strony konfliktu nie mogły się zwracać o rozstrzygnięcie ich sprawy do innych sędziów ani rozjemców. Od tego momentu prawo i jego egzekucja stały się droższe: usługi prawnej nie można już było uzyskać za darmo ani za uzgodnioną przez zainteresowanych cenę, ponieważ były one finansowane z przymusowo ściąganych podatków. Jednocześnie pogorszyła się jakość prawa: zamiast utrzymywać istniejące od wieków prawo (pre-existing
law) i stosować powszechne i niezmienne zasady sprawiedliwości, monopolistyczny sędzia, który nie musiał się obawiać utraty klientów z powodu swojej stronniczości, mógł stopniowo zmieniać istniejące prawo na swoją korzyść.

Opozycja wobec monarchii powstała w dużej mierze w odpowiedzi na dewaluację sprawiedliwości i wypaczenie starożytnego prawa przez królów. Powstało jednak wiele nieporozumień dotyczących przyczyn tego zjawiska. Niektórzy prawidłowo dostrzegli, że problemem był monopol, a nie elity lub szlachta. Znacznie więcej jednak było tych, którzy za przyczynę zła niesłusznie uznali elitarny charakter władzy i dążyli do utrzymania monopolu prawa i jego egzekucji, a jednocześnie do zastąpienia króla i towarzyszącej jego rządom pompy „ludem” oraz rzekomą skromnością i przyzwoitością „zwykłego człowieka”. Dlatego też demokracja odniosła historyczny sukces.

Monarchia została więc zniszczona przez te same siły społeczne, które powołali do życia królowie, gdy zaczęli eliminować naturalne autorytety konkurujące z nim w roli sędziów. W celu przezwyciężenia ich oporu królowie sprzymierzali się często z ludem, ze zwykłym człowiekiem. Królowie, odwołując się do powszechnego uczucia zawiści, obiecywali ludziom tańszą i lepszą sprawiedliwość w zamian za nałożenie podatków na królewskich konkurentów. Gdy obietnice królów – co było do przewidzenia – okazały się puste, te same egalitarne nastroje, które wcześniej podsycali, obróciły się przeciwko nim. W końcu król również należał do arystokracji, a ponieważ inni sędziowie zostali wyeliminowani, to zajmował pozycję jeszcze bardziej eksponowaną i elitarną i postępował jeszcze bardziej arogancko."

A czasem, jak dla mnie, pisze bajki:

O monarchii:
"Jest jeszcze inny powód, dla którego prywatna własność rządu oznacza umiar i dalekowzroczność. Każda własność prywatna jest z natury własnością wyłączną. Właściciel ma prawo wyłączyć innych z korzystania ze swojej własności. Przysługuje mu swoboda decydowania o tym, czy i z kim chciałby się podzielić prawem do jej używania. Najczęściej do grona użytkowników włączy swoją rodzinę, a wyłączy z niego wszystkie inne osoby oprócz zaproszonych gości, wynajętych pracowników i kontrahentów. Tylko rodzina panująca – i do pewnego stopnia jej przyjaciele, pracownicy i partnerzy biznesowi – korzystają z przejętych drogą eksploatacji zasobów, wiodąc dzięki temu pasożytnicze życie"

I demokracji (rządach publicznych):
"W ustroju, w którym rząd stanowi własność publiczną w zasadzie każdy może zostać członkiem klasy rządzącej, a nawet znaleźć się na samym szczycie władzy. Podział na rządzących i rządzonych, a także świadomość klasowa rządzonych rozmywają się. Powstaje nawet złudzenie, że podział ten przestał istnieć: że dzięki publicznemu rządowi nikt nikim nie rządzi, lecz wszyscy rządzą się sami. Dlatego opór społeczeństwa przeciw rozbudowanej władzy rządu ulega poważnemu osłabieniu. Dawniej mogło się wydawać, że eksploatacja i wyzysk to po prostu udręka i zło. Teraz, gdy każdy może wejść do grupy korzystającej z owoców wyzysku, nie jest to już tak oczywiste. Nie tylko więc nasili się eksploatacja – albo bezpośrednia, to znaczy w postaci podwyższonych podatków, albo zawoalowana, czyli uzyskana przez zwiększanie ilości pieniądza wytwarzanego przez rząd (inflację) lub przez wprowadzenie regulacji – lecz także wzrośnie liczba osób pracujących dla rządu i ilość pracowników rządowych w porównaniu z ilością osób pracujących w firmach prywatnych"

Jak dla mnie to to samo.

I o demokracji (rządach publicznych):
"Nawet jeśli zarządca chciałby działać inaczej, nie może tego zrobić, ponieważ zasoby rządu, jako własność publiczna, są niezbywalne, a bez cen rynkowych kalkulacja ekonomiczna jest niemożliwa."
Nie słyszał o prywatyzacji?
 
Ostatnia edycja:

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 697
7 101
Celem jest akap. A monarchia moze byc dobra droga do tego celu. Latwiej jest sie pozbyc jednego satrapy, niz przekonac nagle kilka milionow ludzi, ze oni tak naprawde nie sa wlascicielami panstwa... W monarchii przynajmniej wrog jest jeden i jest on powszechnie znany: krol. W demokracji kazdy czuje sie jak wlasciciel dzialki sasiada, w monarchii kazdy czuje sie jak pies bity przez krola, dzieki temu predzej dojrzeje do pozbycia sie panstwa.
 
M

Matrix

Guest
Monarchia jest lepsza dla wybitnych jednostek, demokracja dla poniżej przeciętnej. Proste jak linijka szkolna.

Teraz oceń, jakich ludzi jest więcej i dlaczego panuje demokracja.
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
Sorki ale strasznie naiwnie postrzegasz monarchię. Król nie wyskakuje jak Filip z konopii by rządzić innymi. Musi mieć poparcie innych ludzi, którzy go tolerują, bo mają w tym interes - żeby coś zmienić musiałbyś przekonać lub zabić ich a nie tylko króla. Nie jest tak, że pozbędziesz się jednej osoby na szczycie, choćby nie wiem jak była ważna i cała piramida nagle się zawali.
 
Ostatnia edycja:

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 697
7 101
Aluzci203 - masz racje. Nie wyrazilem sie klarownie. Chcialem powiedziec, ze w demokracji mysla iz latwo jest zostac politykiem (nawet prezydentem, w USA ciagle dzieciom od mlodosci wciskaja ze kazdy moze zostac prezydentem [i lupic innych ludzi...]), a przynajmniej dostac jakas czesc tortu w postaci zasilku etc.
W monarchii nikt nie wierzy ze zostanie krolem bo aby zostac krolem musisz miec "krolewska krew". Po za tym w monarchii krol jasno mowi, ze "wszystko nalezy do niego". W demokracji wciskaja ci kit o "wlasnosci publicznej", ktora nalezy do wszystkich. Tak wiec wiekszosc w ten kit wierzy i nie chca obalenia panstwa bo mylnie mysla iz anarcho-kapitalizm oznacza odebranie im jakiejs wyimaginowanej wspolwlasnosci do "wlasnosci publicznej". W monarchii sytuacja jest jasna: krol jest jeden i jest on okradajacym nas zlodziejem. Wrog jest jasny. W demokracji wszystko jest rozmyte.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Monarchia to tak naprawdę oligarchia. A demokracja to też tak naprawdę oligarchia. Za to w rozważaniach zawsze posługujemy się wyidealizowanymi formami tych ustrojów. A tu nie chodzi o formę, tylko o skalę władzy. Im większe państwo, tym bardziej można uciskać jego mieszkańców. To prosta zasada i da się ją wytłumaczyć.
  1. Większe państwo może zebrać większy aparat ucisku spośród mieszkańców tego państwa. Wtedy mówimy przecież o państwie, gdy na jakimś terenie wyłoni się władza wspólna dla tego terenu. Ta większa władza nie musi działać jednocześnie wszędzie, w razie potrzeby może koncentrować się i pacyfikować opierające się jej rejony (zarówno terytoria jak i różne strefy działalności "niepokornych"). Podbitym ludziom ciężko jest zmusić się do oporu jednocześnie i to jest największa słabość. Władzy zaś przychodzi to łatwo (w idealnej monarchii wydaje się to teoretycznie łatwiejsze niż w demokracji, ciekawe czy Hoppe coś o tym pisał).
  2. W większym państwie można stosować większy terror na mieszkańcach, jeśli chodzi o wartości bezwzględne, a będzie on mniej kosztowny w wartościach względnych.
  3. Koncentracja zysków i rozproszenie strat, czyli władza ma o wiele więcej do zyskania, a reszta mieszkańców pozornie (bo jednorazowo) mniej do stracenia.
 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Jak już mam wybierać między dżumą a tyfusem, to wolę monarchię w której król, przed rozpoczęciem królowania, musi podpisać publicznie własną krwią Pacta Conventa.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
W sumie można byłoby wydzielić z tamtej dyskusji posty dotyczące innych ustrojów i dołączyć do tego wątku albo w ogóle całość zmerdżować.

Tymczasem tutaj jest całkiem ciekawy artykuł dotyczący I WŚ. Ustęp z tego:

Na arenę wkroczyły tłumy. I intelektualiści. Całe zdyscyplinowane stada „niezależnych” umysłów. Po raz pierwszy w dziejach dwudziestowiecznego świata klerkowie wystąpili w roli zbiorowego autorytetu moralnego, sumienia świata, etc. W tej roli byli również eksploatowani (z pełną z ich strony świadomością) przez państwowe machiny propagandowe. Po raz pierwszy jako broni w wojnie propagandowej użyto zbiorowych listów uczonych i ludzi pióra. Jedne oskarżały Niemców o zbrodnie w Belgii lub celowe zniszczenie katedry w Reims, inne udowadniały, że żadnych niemieckich zbrodni nie było, a Niemcy, najeżdżając neutralną Belgię, nie pogwałciły jej neutralności.

Jak już zaznaczyliśmy, mitem jest obraz pierwszych dni sierpnia 1914 roku jako jednego, wielkiego, ogarniającego całe społeczeństwa entuzjazmu dla wojny. Mit ów został wytworzony przez samych klerków (to pierwsza z długiego szeregu ich kompromitacji i zdrad w dwudziestym wieku), którzy rzeczywiście przeżywali wybuch wojny jako porywające „święto wiosny”, wzniosłe przeżycie duchowe, katharsis

Na wieść o wypowiedzeniu przez Austro‑Węgry wojny Serbii Zygmunt Freud pisał z Wiednia: Po raz pierwszy od trzydziestu lat czuję się Austriakiem i mam ochotę dać temu niezbyt dobrze rokującemu imperium jeszcze jedną szansę. Według Magnusa Hirschfelda, przywódcy niemieckiego ruchu homoseksualnego, wojnę wypowiedziano w imię uczciwości i szczerości, a przeciw brytyjskiej kulturze smokingu. W sierpniu 1914 roku Rainer Maria Rilke napisał wychwalający wybuch wojny poemat Pieśni ognia.

Czytając relacje wielu intelektualistów, nie sposób odnieść wrażenia, że wybuch wojny był dla nich wielką ulgą. Jak pisał monachijski artysta Ludwig Thoma: Zniknęło napięcie, zniknęło poczucie niepewności. Warto w tym miejscu przytoczyć wynurzenia austriackiego artysty (malarza, cokolwiek manque), którego wybuch wojny zastał również w Monachium: Co do mnie, te godziny wydawały się wyzwoleniem od bolesnych uczuć mojej młodości. Nawet dzisiaj nie wstydzę się powiedzieć, że przepełniony burzliwym entuzjazmem, upadłem na kolana i z przepełnionego radością serca dziękowałem Niebiosom, że dane mi jest szczęście żyć w tym czasie. Wojna o wolność rozpoczęła się, potężniejsza od wszystkich, które ziemia widziała. To słowa zapisane w Mein Kampf Adolfa Hitlera – jednego z szeregu „ludzi bez właściwości”, o których świat nigdy by się nie dowiedział, gdyby nie Wielka Wojna.

Karierze nowych, „zastępczych autorytetów” w postaci intelektualistów towarzyszyło w czasie wojny celowe pomijanie autorytetu prawdziwego, który od wieków działał jako moderator międzynarodowej sceny politycznej – Stolicy Apostolskiej. Również pod tym względem Wielka Wojna kontynuowała proces zainaugurowany w roku 1870 ostateczną destrukcją Państwa Kościelnego (wskutek aneksji Rzymu przez Piemont) przy całkowitej bierności czy raczej życzliwej neutralności mocarstw europejskich.
 
Do góry Bottom