Propaganda piracka

D

Deleted member 427

Guest
Hikikomori napisał:
Zwróć uwagę, że od pozycji nr 7 wzrost przychodu jest odwrotnie-proporcjonalny do ilości nielegalnych kopii.

Ja jestem w szoku, że "Fast Five" tyle siepy zarobił. Twórcy sami byli zaskoczeni, że 5 część telenoweli dla dresów, aż tyle wyciągnęła ;)

Hikikomori napisał:
I nie wiadomo, na ile na zachowania konsumentów ma wpływ obowiązujące prawo

Nie ma żadnego - no chyba że nie znają jego treści :) Obowiązujące prawo mówi, że możesz ściągać, ale nie możesz rozpowszechniać. Dopiero rozpowszechnianie podpada pod piractwo.

Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (z późniejszymi zmianami) - Art. 23:

1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. Przepis ten nie upoważnia do budowania według cudzego utworu architektonicznego i architektoniczno-urbanistycznego oraz do korzystania z elektronicznych baz danych spełniających cechy utworu, chyba że dotyczy to własnego użytku naukowego niezwiązanego z celem zarobkowym.

2. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.

Czyli spokojnie możesz ściągnąć film i zaprosić rodzinke na seans.
 

72o

New Member
95
3
Ja od dawna nie byłem w kinie, nie kupiłem książki, filmu czy płyty z muzyką. Wszystko piracę, a wcześniej kupowałem sporo, więc na pewno w tym względzie obrońcy IP mają trochę racji. Dlatego nie lubię tego argumentu. Skoro "własność intelektualna" nie istnieje, a próby jej zachowania przynoszą sam ferment, to co za różnica jak sprzedają się piracone rzeczy? Inaczej - czy jeżeli piracone rzeczy sprzedawałyby się źle albo wcale, to byłby argument za IP? Nie wydaje mi się. Po prostu, twórcy muszą znaleźć sobie inne sposoby na zarabianie, ponieważ im bardziej piractwo będzie się upowszechniać, tym ich dochody ze sprzedaży będą spadać (a nie rosnąć).
 

Hikikomori

少し変態
538
318
Ja na przykład popieram zniesienie IP, bo mam nadzieję zobaczyć polskich celebrytów żebrzących na ulicach. Co mi po zniesieniu jak dalej będą mieli się dobrze?:p
 

Shemyazz

New Member
500
38
Jak słyszę pierdolenie, że bez copyrightów nie powstałyby takie gry jak Starcraft II czy jakieś Crysisy, to nie wiem czy się śmiać czy płakać. League of Legends jest totalnie za free, twórcy zarabiają tylko na contencie, który prawie nie wpływa na rozgrywkę. Nikt gry nie piraci bo w sumie nie ma po co, a twórcy mimo to zarabiają krocie.

Albo World of Warcraft. Prywatne serwery za free podobno są, ale z aktualizacjami i odpornością na hacki jest różnie.

Tak więc superprodukcje powstawałyby nawet bez copyrightów.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 852
12 246
Przyznam szczerze, że nie chwytam o co chodzi w aferze z tymi prawami autorskimi. Dla mnie prawa autorskie są przede wszystkim mechanizmem obrony wolności twórcy, a nie ograniczaniem wolności „pirata”. Utwór jest rezultatem pracy, wysiłku, może wiązać się z jakimiś kosztami itp. itd. Słusznym dla mnie jest zatem, że jego twórca lub też inny podmiot, który nabył prawa do utworu, powinni być jedynymi, którzy decydują o tym co się dalej z utworem dzieje. Istotą dóbr niematerialnych jest to, że dobrem nie jest nośnik w postaci książki, płyty, dysku, pliku lecz treść. Możliwość korzystania z treści natomiast widzę jako formę umowy pomiędzy twórcą a odbiorcą / czytelnikiem / słuchaczem. Twórca działając w sferze swojej wolności określa warunki korzystania ze swojego utworu. Korzystając z utworu akceptujesz warunki twórcy. Jeśli nie akceptujesz to nie korzystasz lub robisz to nielegalnie, akceptując fakt, że twórca może dochodzić swoich praw. Ja w ogóle nie widzę ograniczenia wolności w prawach autorskich, bo na czym ona mogłaby polegać? Możesz sobie robić co ci się podoba i nie przeszkadza innym, korzystać z cudzego utworu natomiast możesz na warunkach ustalonych przez twórcę. Jeśli ci one nie odpowiadają to możesz sobie poszukać innego utworu/twórcy. Przecież nie ma ani przymusu ani potrzeby korzystania z żadnych utworów (warto w tym momencie uzmysłowić sobie, że IP to zarówno prawa autorskie, jak i własność przemysłowa, a ja piszę tylko o prawach autorskich).

Pojawił się tutaj taki przykład, że przecież nie zrobiłoby mi różnicy gdyby ktoś odpalił swoją pochodnię od mojej. To błąd, w końcu to moja pochodnia, sam ją zapaliłem i mogę się np. zajmować odpłatnym jej udostępnianiem do odpalania innych pochodni. Kwestia ustalania zasad odpalania od mojej pochodni jest sferą mojej wolności – ustalam co mi się podoba, jak ci się moje zasady nie podobają to sobie idziesz gdzie indziej szukać ognia. Jeśli natomiast komuś przyszła do głowy odpowiedź „powinieneś się lepiej zająć …” to znak, że czas najwyższy przenieść się na forum młodych socjalistów, tam popularna jest tematyka wskazywania innym co powinni, a czego nie :)

Prawa autorskie to jest też kwestia związana z prowadzeniem biznesu. Dzisiejsze utwory to nie tylko książeczki pisane przez hobbystów ale również poważne inwestycje wymagające gigantycznych nakładów czasu i kapitału. Wyobraźmy sobie, że firma X pracuje nad grą/filmem Y, na który wyłożyła Z.ZZZ.ZZZ.ZZZ,ZZ środków i oczywiście oczekuje zwrotu i zysku. Na kilka miesięcy przed wydaniem startuje kampania marketingowa. Na miesiąc przed wydaniem okazuje się, że podmiot trzeci wykradł zaawansowaną wersję gry/filmu i pod tą samą nazwą wrzucił ją np. na jakiegoś steama i zaczyna trzepać kasę. Dla mnie coś jest w takiej sytuacji zdecydowanie nie tak. Państwo, nie angażując się oczywiście po żadnej ze stron, powinno zagwarantować mechanizm prawny umożliwiający dochodzenie na drodze cywilnoprawnej roszczeń przez twórcę. Jak twórca będzie chciał ścignąć sobie kogoś, kto bez zezwolenia korzysta z jego utworu to może to robić. Na swój koszt oczywiście, bez konieczności opłacania z moich podatków konfidentów, którzy będą mnie inwigilować.

Na marginesie można jeszcze dodać, że kwestie takie czy utwory kopiowane przynoszą dochody twórcom, czy bez praw autorskich w ogóle powstawałyby jakiekolwiek utwory itp. itd. jest to dla mnie kwesta wtórna i na dodatek na kilometr śmierdząca lewactwem. Ja się nie zastanawiam czy czyjeś postępowanie jest dla niego opłacalne i co dla niego byłoby „najlepsze” - wolnoć Tomku w swoim domku. Chce ktoś swój utwór sprzedawać – niech sprzedaje, chce rozdawać – niech rozdaje, jego sprawa, nie moja. Za błąd uważam też rozważania historyczne „a przecież kiedyś ….”. Kiedyś było kiedyś, dziś czasy się zmieniły. Kiedyś nie było Internetu, kserokopiarki, nagrywarek DVD i w ogóle DVD. Poza tym może to nie przypadek, że spora część słynnych twórców z przeszłości to byli gołodupce :)
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Bez copyrightów LoL czy WoW miałoby po kilka klonów i zysk byłby mniejszy (na granicy opłacalności albo i poniżej).
Dziś nikt kodów nie kradnie, bo i tak nic z nim nie może zrobić, ale bez IP, ktoś może zaryzykować złamanie umowy, a jak wrzuci w miejsce publiczne, to już po ptokach.
 

whirlinurd

Member
556
19
http://www.vlambeer.com/2012/01/05/supe ... -released/
UPDATE: Super Crate Box iOS reached 500,000 crates in less than 5 hours after release.
UPDATE (II): Holy shit, Super Crate Box broke into the top 100 paid apps worldwide – without Apple feature or New & Noteworthy (yet?). That means this is all the work of all you amazing people out there supporting us. We’re really thankful for your support & for helping us out! Let’s see how high we can get this thing!
-----------------------------------------------------------------------------------------------

na przykładzie "ekosystemu" apple :) zaryzykuję stwierdzenie że to najmniej piracona idea na Ziemi :) 500 tys ludzi dało 3zł za gierkę? :) ci "bogacze" nie zaprzątają sobie problemem kopiowania / krakowania a gierka na PC jest freewarowa :)
 
D

Deleted member 427

Guest
Ja od dawna nie byłem w kinie, nie kupiłem książki, filmu czy płyty z muzyką.

A ja mega rzadko chodzę do kina, bo sam syf puszczają. Repertuarowa bryndza trwa. To nie są lata 70 ani nawet początek lat 90. W samym tylko roku 95 wyszło tyle zajebistych filmów, że byłbym w kinie przynajmniej naście razy. A tak jak mnie nikt siłą nie wyciągnie, to pirace na potęgę, bo po prostu mi się nie opyla.

Muzy z kolei też nie kupuje, bo przecież dla jednego-dwóch dobrych kawałków na płycie nie będę kupował 17. Nie każda kapela to Pink Floyd do chuja ;)

Jeśli zaś chodzi o książki, to kupuje ich mega dużo, cena nie gra roli, nie umiem czytać na kompie czy używając tabletów.
 

Voy

Active Member
386
242
a nie odczuwacie ze najbardziej za prawami autorskimi, sciganiem piratow itd. opowiadaja sie osoby, ktore tworza chujnie (vide Hołdys)? Książek (chyba że naukowych, niedostępnych w Polsce) z zasady nie pirace, raz że jak już coś kupuję to najczęściej cenię twórcę, dwa nie lubię czytać na kompie. Do kina chodzę raz na miesąc-dwa, jak wyjdzie jakiś film wart wydania ~15 PLN. A filmy które są niższej jakości (czyi chujowe po prostu) piracę na potęgę, bo przecież nie będę płacił za badziewie kupy kasy.

Troche inna rzecz jest z grami - tutaj może pojawić się problem, kiedy jeden team developerów pracuje miesiącami nad grą, wypuszcza ją, a potem szybko ludzie ją piracą albo klonują. I właśnie z "superprodukcjami" growymi moze pojawic sie problem po zniesieniu IP i wszelkich ograniczen antypirackich. Ale ja mam wyjebane, bo od 8 lat gram w Europe Universalis II i nawet mam oryginał ;)
 
D

Deleted member 427

Guest
Voy napisał:
ludzie ją piracą albo klonują. I właśnie z "superprodukcjami" growymi moze pojawic sie problem po zniesieniu IP i wszelkich ograniczen antypirackich.

Ale ludzie robią to samo teraz, dzisiaj. Gierka wychodzi i już jest pirat, crack i trzydzieści pińć kluczy do niego. Teoretycznie każdy użytkownik komputera posiadający dostęp do netu może sobie ściągnąć Crysisa 2 i dołożyć swoją cegiełkę przyczyniając się do wysłania twórców na bruk albo na zasiłek.
 

Voy

Active Member
386
242
niby tak, ale znam wielu ludzi, ktorzy sie po prostu boja cos sciagac "bo policja wejdzie w nocy". z Rozmow ze znajomymi wynika ze w stanach jest znacznie gorzej pod tym wzgledem i ze tam bardzo malo osob sciaga cokolwiek, bo sie boi ze im FBI wleci do domu (jak w South Park :D).

Ja w pełni zdaje sobie sprawę że można bardzo godziwie żyć z 'datków' zadowolonych graczy, ale dosc ciezko bedzie uzbierac kase na kosztowna gre klasy GTA, ktora z tego co pamietam kosztowala kilkadziesiat milionow zielonych. Inna rzecza jest to, czy jakby tworcy byli przyszpileni tnieciem kosztow, czy wtedy te gry nie okazalyby sie 5 razy tańsze
 

Hikikomori

少し変態
538
318
Ciek napisał:
Przyznam szczerze, że nie chwytam o co chodzi w aferze z tymi prawami autorskimi. Dla mnie prawa autorskie są przede wszystkim mechanizmem obrony wolności twórcy, a nie ograniczaniem wolności „pirata”.

Nie są gwarancją wolności, tylko napędzaniem popytu na jego płytki/książeczki, czyli czymś, czym państwo nie powinno się zajmować. Jak ktoś zerżnie ode mnie pomysł na biznes i zacznie sprzedawać to samo co ja, tylko 10 razy taniej, to jest konkurencja, z której korzysta konsument, a ja nie. Państwo mnie przed czymś takim nie chroni, bo tak ma działać rynek - niby dlaczego inaczej miałoby być dla skamlących artystów?

Ciek napisał:
Utwór jest rezultatem pracy, wysiłku, może wiązać się z jakimiś kosztami itp. itd. Słusznym dla mnie jest zatem, że jego twórca lub też inny podmiot, który nabył prawa do utworu, powinni być jedynymi, którzy decydują o tym co się dalej z utworem dzieje.

Jakakolwiek inwestycja jest rezultatem wysiłku, pracy i kosztów i może się rypnąć. Twórca i wydawca nie chronią swojej inwestycji na własny koszt, tylko korzystają ze szczególnej ochrony (jak szczególnej - wyjaśniłem wyżej), na którą składają się podatnicy.

Ciek napisał:
Istotą dóbr niematerialnych jest to, że dobrem nie jest nośnik w postaci książki, płyty, dysku, pliku lecz treść. Możliwość korzystania z treści natomiast widzę jako formę umowy pomiędzy twórcą a odbiorcą / czytelnikiem / słuchaczem. Twórca działając w sferze swojej wolności określa warunki korzystania ze swojego utworu. Korzystając z utworu akceptujesz warunki twórcy.

To niech twórca spisuje umowę z nabywcą przed zakupem - wtedy będzie miał podstawy do roszczeń. Normalna umowa i tak nie zobowiązuje do niczego stron trzecich - nie mam obowiązku dotrzymywać tajemnicy korporacyjnej, jeśli przypadkiem zostanie mi wyjawiona, nie czuję się też w obowiązku przestrzegać urojonych praw pana artysty do niekopiowania jego dzieła - niczego nie podpisywałem, chuj mu w dupę.

Ciek napisał:
Jeśli nie akceptujesz to nie korzystasz lub robisz to nielegalnie, akceptując fakt, że twórca może dochodzić swoich praw. Ja w ogóle nie widzę ograniczenia wolności w prawach autorskich, bo na czym ona mogłaby polegać? Możesz sobie robić co ci się podoba i nie przeszkadza innym, korzystać z cudzego utworu natomiast możesz na warunkach ustalonych przez twórcę.

Jw. Do niczego się nie zobowiązywałem.

Ciek napisał:
Jeśli ci one nie odpowiadają to możesz sobie poszukać innego utworu/twórcy. Przecież nie ma ani przymusu ani potrzeby korzystania z żadnych utworów (warto w tym momencie uzmysłowić sobie, że IP to zarówno prawa autorskie, jak i własność przemysłowa, a ja piszę tylko o prawach autorskich).

No i? Pan przemysłowiec nie zasługuje na specjalną ochronę? Gardzisz kapitalistami a artystów ci żal? Może jesteś socjalistą?

Ciek napisał:
Pojawił się tutaj taki przykład, że przecież nie zrobiłoby mi różnicy gdyby ktoś odpalił swoją pochodnię od mojej. To błąd, w końcu to moja pochodnia, sam ją zapaliłem i mogę się np. zajmować odpłatnym jej udostępnianiem do odpalania innych pochodni. Kwestia ustalania zasad odpalania od mojej pochodni jest sferą mojej wolności – ustalam co mi się podoba, jak ci się moje zasady nie podobają to sobie idziesz gdzie indziej szukać ognia.

Nikt tutaj nie tyka twojej pochodni, po prostu ludzie odpalają od siebie nawzajem. Jak pan artysta/wydawca chce mieć podstawę do dochodzenia swoich praw, niech spisuje umową z każdym nabywcą - ciekawe czy wtedy ktoś to kupi.

Ciek napisał:
Jeśli natomiast komuś przyszła do głowy odpowiedź „powinieneś się lepiej zająć …” to znak, że czas najwyższy przenieść się na forum młodych socjalistów, tam popularna jest tematyka wskazywania innym co powinni, a czego nie :)

Jak nie potrafi zagwarantować sobie dochodów bez instytucji państwa policyjnego, to niech się zajmie - najlepiej zdychaniem pod płotem. Brzmi dość antysocjalistycznie?

Ciek napisał:
Prawa autorskie to jest też kwestia związana z prowadzeniem biznesu. Dzisiejsze utwory to nie tylko książeczki pisane przez hobbystów ale również poważne inwestycje wymagające gigantycznych nakładów czasu i kapitału. Wyobraźmy sobie, że firma X pracuje nad grą/filmem Y, na który wyłożyła Z.ZZZ.ZZZ.ZZZ,ZZ środków i oczywiście oczekuje zwrotu i zysku. Na kilka miesięcy przed wydaniem startuje kampania marketingowa. Na miesiąc przed wydaniem okazuje się, że podmiot trzeci wykradł zaawansowaną wersję gry/filmu i pod tą samą nazwą wrzucił ją np. na jakiegoś steama i zaczyna trzepać kasę. Dla mnie coś jest w takiej sytuacji zdecydowanie nie tak. Państwo, nie angażując się oczywiście po żadnej ze stron, powinno zagwarantować mechanizm prawny umożliwiający dochodzenie na drodze cywilnoprawnej roszczeń przez twórcę. Jak twórca będzie chciał ścignąć sobie kogoś, kto bez zezwolenia korzysta z jego utworu to może to robić. Na swój koszt oczywiście, bez konieczności opłacania z moich podatków konfidentów, którzy będą mnie inwigilować.

Na swój koszt... z taką "prywatną" ochroną własności intelektualnej zetknąłem się w internecie raz w wykonaniu pewnego undergroundowego zespołu hip-hopowego. Na forum tego zespołu opublikowano namiary pewnego typka (nie dokładne, tylko rysopis i okolicę, w której mieszkał), który chodził w podróbce bluzy tego zespołu z wezwaniem do "zrobienia z nim czegoś". Pasuje ci taki model?

Ciek napisał:
Na marginesie można jeszcze dodać, że kwestie takie czy utwory kopiowane przynoszą dochody twórcom, czy bez praw autorskich w ogóle powstawałyby jakiekolwiek utwory itp. itd. jest to dla mnie kwesta wtórna i na dodatek na kilometr śmierdząca lewactwem.

Przez cały tekst osrywasz się, że pan artysta zainwestował i mu się nie zwróci, a nagle stwierdzasz, że to tylko kwestia wtórna? Dla twojej informacji, to dzieciaki z amerykańskiej Nowej Lewicy uznały sztukę za formę produkcji, zapewne żeby samymi móc uważać się za wyrobników. Jeśli dalej coś ci śmierdzi lewactwem, to idź się wyszoruj, najlepiej pumeksem.

Ciek napisał:
Ja się nie zastanawiam czy czyjeś postępowanie jest dla niego opłacalne i co dla niego byłoby „najlepsze” - wolnoć Tomku w swoim domku. Chce ktoś swój utwór sprzedawać – niech sprzedaje, chce rozdawać – niech rozdaje, jego sprawa, nie moja. Za błąd uważam też rozważania historyczne „a przecież kiedyś ….”. Kiedyś było kiedyś, dziś czasy się zmieniły. Kiedyś nie było Internetu, kserokopiarki, nagrywarek DVD i w ogóle DVD. Poza tym może to nie przypadek, że spora część słynnych twórców z przeszłości to byli gołodupce :)

Kiedyś nie było, a teraz są. Płyty nie zmniejszają dochodu artysty z koncertów - nawet powiedziałbym, że zwiększają, bo szersze grono osób ma szansę zapoznania się z twórczością. Standardy się nie zmieniły. Zastąpienie handlu płytami "piractwem" to element procesu Twórczej Destrukcji. Nie pasi ci Twórcza
Destrukcja? Może twoje miejsce jest wśród MS?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 142
@Ciek
"Dla mnie prawa autorskie są przede wszystkim mechanizmem obrony wolności twórcy, a nie ograniczaniem wolności „pirata”".

Prawa autorskie w formie, w jakiej są sformułowane obecnie, są właśnie mechanizmem ograniczania wolności wszystkich, a w szczególności ograniczania wolności właścicieli do korzystania ze swojej własności.

Obrona owej "własności" twórcy musi wiązać się z naruszaniem tradycyjnej własności oraz prywatności wszystkich innych. Wiąże się to z faktem, że nie ma innego sposoby na zauważenie, że intelektualna "własność" twórcy nie została naruszona, niż sprawdzenie własności innych (ich nieruchomości i ruchomości), bezpośrednio, poprzez przeszukanie, czy też poprzez rozbudowane mechanizmy inwigilacji, głównie komunikacji. Twórca nie ma żadnej innej możliwości stwierdzenia, czy jego dzieło zostało gdzieś spiracone, czy nie - bo stan spiracenia dzieła, czyli po prostu wykonanie kopii w żadne sposób nie narusza struktury oryginału. Oryginału po prostu nie można "ukraść", bo proces kopiowania nie narusza oryginału i nie pozbawia twórcy pełnej kontroli nad nim.

Prawo autorskie przeciwstawia interesy jednostki (dowolnie wybranego twórcy) przeciwko własności i prywatności wszystkich innych, bo każdy jest potencjalnym "jumaczem". Nie zgadzam się na naruszanie tradycyjnej własności i prywatności wszystkich, aby pilnować pozornej "własności" twórców.

"Utwór jest rezultatem pracy, wysiłku, może wiązać się z jakimiś kosztami itp. itd. Słusznym dla mnie jest zatem, że jego twórca lub też inny podmiot, który nabył prawa do utworu, powinni być jedynymi, którzy decydują o tym co się dalej z utworem dzieje."

Włożenie wysiłku w cokolwiek nie uprawnia jeszcze nikogo do żądania zapłaty za ów wysiłek. Zaśpiewanie piosenki w miejscu publicznym z pewnością jest wysiłkiem, ale jeszcze nie oznacza, że wszyscy, którzy tę piosenkę usłyszeli, winni byli wykonawcy jakakolwiek zapłatę. Podobnie z pracą polegającą na wykopaniu sobie, na swojej działce, dołka - ten wysiłek nie daje nam praw domagania się od innych jakiejkolwiek kompensaty.

Słusznym jednie jest, aby twórca decydował, czy efekt swojej pracy przekaże innym, czy zachowa go dla siebie. I na jakich umownych etapach przekaże go innym. Decydowanie o tym, co się dalej nie jest w jego gestii, bo jego umowa może dotyczyć jedynie tych, którzy zechcą taką umowę z twórcą zawszeć. Blankietowe umowy nie działają - np. ja nie mogę zapisać tu umowy, że każdy, kto wejdzie na tę stronę zawiera ze mną umowę i deklaruje zasilanie mnie drobną kwotą po kres swoich dni.

Podobnie nie wyobrażamy sobie sytuacji, gdy dowolna osoba świadcząca nam usługę np. lekarz rościł sobie prawo do decydowania co dalej będziemy robili z otrzymanym od niego darem zdrowia. On wykonuje pracę, my mu płacimy, a dalej może nawet zdobyć Nobla, do którego lekarz nie może rościć sobie żadnych żądań. Dlaczego twórcy mają być traktowani inaczej. Dlaczego oni akurat mają decydować, co inni robią z efektem ich pracy?

"Twórca działając w sferze swojej wolności określa warunki korzystania ze swojego utworu. Korzystając z utworu akceptujesz warunki twórcy. Jeśli nie akceptujesz to nie korzystasz lub robisz to nielegalnie, akceptując fakt, że twórca może dochodzić swoich praw."

Nie mogą mnie dotyczyć ustalenia twórcy, czy zawarte przez niego umowy, gdyż nie jestem stroną. Jeśli otrzymam utwór w innej drodze niż na mocy umowy z twórcą, nie ma on żadnego prawa domagać się wypełnienia warunków umowy, której przecież nie zawierałem.

"Ja w ogóle nie widzę ograniczenia wolności w prawach autorskich, bo na czym ona mogłaby polegać? Możesz sobie robić co ci się podoba i nie przeszkadza innym, korzystać z cudzego utworu natomiast możesz na warunkach ustalonych przez twórcę."

Na tym właśnie polega ograniczanie mojej wolności - twórca chce decydować jak korzystam ze swojej własności. Nie wiem dlaczego akurat twórcy mieliby decydować jak używam komputera, radia, odtwarzacza mp3, itp. Nie rozumiem dlaczego stworzenie czegoś, co może potencjalnie dostać się do elektronicznych urządzeń wszystkich ludzi ma dawać władzę twórcom do kontrolowania tych wszystkich urządzeń? To kto tu jest właścicielem - twórcy czy właściciele?

"Jeśli ci one nie odpowiadają to możesz sobie poszukać innego utworu/twórcy. Przecież nie ma ani przymusu ani potrzeby korzystania z żadnych utworów (warto w tym momencie uzmysłowić sobie, że IP to zarówno prawa autorskie, jak i własność przemysłowa, a ja piszę tylko o prawach autorskich)."

Nie ma przymusu. Podobnie jak nie ma przymusu tworzenia i rozpowszechniania dzieł. Natomiast jest (teoretycznie) wolność decydowania o tym, jak korzysta się ze swojej własności, które nie powinna być ograniczania faktem, że mogą na niej znaleźć się sekwencje bitów, do których ktoś rości sobie prawo "własności".

Nie można posiadać sekwencji bitów. Przyjęcie takiego konceptu oznacza, że w tym momencie mogę przejąć własność tej sekwencji: 1100001 i dalej "decydować", co wszyscy inni będą mogli robić z taką sekwencją (to mała litera a w ASCII, tak przy okazji).

"To błąd, w końcu to moja pochodnia, sam ją zapaliłem i mogę się np. zajmować odpłatnym jej udostępnianiem do odpalania innych pochodni."

Oczywiście, możesz zawrzeć umowę z tymi, którzy będą chcieli odpalić ogień, ba, nawet zakazać im przekazywać tego ognia dalej. Ale jeśli ktoś bez ich wiedzy odpali sobie pochodnie od ich pochodni, to na jakiej podstawie chcesz decydować o ich ogniu?

Ja rozumiem, że chcesz mieć monopol na ogień i chciałbyś, aby ktoś tego monopolu pilnował. Ale monopol to jeszcze nie własność.

"Wyobraźmy sobie, że firma X pracuje nad grą/filmem Y, na który wyłożyła Z.ZZZ.ZZZ.ZZZ,ZZ środków i oczywiście oczekuje zwrotu i zysku. Na kilka miesięcy przed wydaniem startuje kampania marketingowa. Na miesiąc przed wydaniem okazuje się, że podmiot trzeci wykradł zaawansowaną wersję gry/filmu i pod tą samą nazwą wrzucił ją np. na jakiegoś steama i zaczyna trzepać kasę."

To jest problem tych biznesów - niech pilnują swojego kodu i swoich pracowników. Nie jest celem państwa zapewnianie dochodowości biznesom. Szczególnie kosztem ograniczania wolności wszystkich innych.

Dobrze podsumował to Robert A. Heinlein:

Zrodził się w tym kraju w umysłach pewnych grup koncept, ze skoro człowiek czy korporacja czerpali ze społeczeństwa przez kilka lat profity, to rząd i sądy mają za swój obowiązek zapewnić im takie zyski w przyszłości, nawet w obliczu zmieniających się warunków i wbrew interesowi publicznemu. Ta dziwna doktryna nie ma uzasadnienia ani w prawie stanowionym, ani zwyczajowym. Ani jednostki, ani też korporacje nie mają prawa przychodzić do sądu i prosić, aby zegar historii został zatrzymany i puszczony w tył, dla ich własnych korzyści.
 

Shemyazz

New Member
500
38
Madlock napisał:
Bez copyrightów LoL czy WoW miałoby po kilka klonów i zysk byłby mniejszy (na granicy opłacalności albo i poniżej).
Dziś nikt kodów nie kradnie, bo i tak nic z nim nie może zrobić, ale bez IP, ktoś może zaryzykować złamanie umowy, a jak wrzuci w miejsce publiczne, to już po ptokach.

Rzecz w tym, że te gry już mają swoje klony :]. Swoją popularność nie zawdzięczają jednak wieczystej zajebistości, ale temu, że twórcy ciągle je udoskonalają. Ostatnio gram w LoLa i co tydzień dwa wydawane są nowe patche po 100-200 MB. Content jest cały czas aktualizowany.
 
OP
OP
A

Anonymous

Guest
Panowie bardzo fajna jest ta dyskusja, są ciekawe posty, ale założyłem ten wątek by w nim zbierać amunicje do gnojenia copyright'owców na innych forach, czy gdzie tam dyskutują inni użytkownicy. Może by tak przenieść część postów do któregoś tematu o piractwie?
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 033
Mmmmm sexy, ma usta jak Angelina Jolie :D ;)

A tak na serio to nie wiem czy tych wszystkich retardów ktoś nagrywa czy oni rzeczywiście sami siebie nagrywają i swoje życiowe prawdy. Takie uroki Internetu.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
Tych retardów miał na myśli Lem jak pierwszy raz w życiu włączył internet. Ich już dawno zagospodarowały tvn i inne media. I mówią im co jest dobre a co złe. A nagrywają się sami, soft do nagrywania jest prosty w użyciu.
To jest typowy elektorat PO.
 
Do góry Bottom