Granice stosowalności ideologii libertariańskiej w praktyce. Jak daleko w stronę wolności można się posunąć w dzisiejszym świecie?

261
216
Temat mi odpowiada, bo sam się zastanawiałem jakie szanse ma ustrój anarchistyczny w konfrontacji z zamordyzmem. Serce jest za anarchią, ale rozum...
Niestety w pracy ciągle przewija się przywoływanie Izraela jako przykładu. To mocno poroniony pomysł, bo:

za Izraelem stoi mocna oligarchia na czele z Rotschildami którzy byli nawet stroną w deklaracji Balfoura. Oficjalna pomoc mierzona w dolarach to jest nic w porównaniu z transferami technologii, pracą sajanów i lobbyngiem w USA. Żydzi zostali nawet przyłapani na próbie zatopienia USS Liberty aby wrobić Egipt. Przecież gdyby nie wpływy żydostwa w USA, to Stany by ich za to zajebały. Czy ten IDIOTA piszący pracę w ogóle to ogarnia czy po prostu jest typowym jankesem któremu religia syjonistyczna nasrała totalnie w łeb? W ogóle to niby skąd Izrael ma tyle uranu jak nie ze Stanów? Weź tak za swoje naprodukuj i jeszcze przetrzymaj sankcje za łamanie zakazów poliferacji.

Arabowie wygrzebywali się z kolonialnej historii i nie byli godnym przeciwnikiem, a jak trzeba to np. USA zaorały Irak w 2003 bezkosztowo z punktu widzenia Izraela (polityczny architekt wojny w Iraku to Paul Wolfovitz - amerykański Żyd). Większość państw arabskich to od dawna przydupasy Waszyntonu, a te które nimi nie zostały kończą jak Syria gdzie KILKADZIESIĄT państw Zachodu wysyła agentów by je rozwalić od środka. No zajebisty przykład małej społeczności akapowej ten Izrael. kraj który praktycznie steruje NWO. Ja pierdolę.
Polecam też negocjację między USA a ZSRR (przyjaciel Izraela za Stalina a potem wróg) w czasie wojen w których Araby jeszcze miały jakąś konkretną siłę. Sprawa stawała na ostrzu noża. To nie był konflikt lokalny! Obie strony miały zasilanie z zewnątrz.

W normalnej konfrontacji zaczyna się liczenie w kategoriach wymiany ciosów (mogą zniszczyć twoją atomówkę w ataku prewencyjnym), więc zbrojenia szybko eskalują do budowy coraz lepszych środków przenoszenia, odpowiednio licznych, okrętów podwodnych jako nosicieli (Izrael dostawał za darmo od RFN), radarów pozahoryzontalnych, satelitów ostrzegających przed atakiem. Jeśli przeciwnik zakłada pewne akceptowalne straty (np. jedno miasto albo jedną dywizję) za cenę zniszczenia cię, to niestety musisz iść w klasyczny wyścig zbrojeń, bo z kilkoma głowicami jesteś śmieciem. To juz chyba lepiej po cichu projektować własnego wirusa GMO + szczepionka dla swoich, bo to faktycznie może się zamknąć w kilku miliardach dolarów. Ewentualnie po prostu zaminować coś u wroga, ale do tego trzeba służb albo zaufanych sekciarzy-fanatyków a nie normalnych ludzi którzy chcą żyć w akapie.

W Izraelu jest totalna mobilizacja, indoktrynacja wojenna, pobór na 3 lata dla mężczyzn, dla kobiet również obowiązkowy, a przedtem obowiązkowa wycieczka do Oświęcimia aby ludność miała świadomość jacy źli goje otaczają Izrael. Miałem kiedyś w zakładkach przykłady patriotycznego prania mózgów w Izraelu, tam dzieci są wychowywane na władców i nie pierdolą się w tańcu. Rabin na lekcjach religii mówi, że nie można mieć litości dla wroga. Co mówi klecha w Polsce? że trzeba przyjmować uchodźców.

Izrael wydaje na R&D procentowo tyle co Korea (4% !) ale nie ma odpowiednika Samsunga, nie produkuje znanych dóbr konsumpcyjnych, tylko same B2B, telecomy, systemy bilingowe, systemy ochroniarskie, a potem wygrywa na to przetargi w różnych krajach (he he). Tam nawet powołano elitarną jednostkę wojskową naukowców. Wszystko jest na maxa zmilitaryzowane. Nawet mają skuteczną rządową trolnię (hasło Hasbara), tylko o tej trolni to media na świecie nigdy nie się nie rozpisywaly. Wyobraź sobie, że masz małą społęczność akapową i ktoś cię atakuje w wojnie proxy nasyłając jakieś małe państewko typu Gruzja i światowe media robią z ciebie bandytę, a potem lecą sankcje a potem może jakaś interwencja pokojowa.
Chcesz dobrego przykładu to polecam Serbia vs NATO.

Tam nawet dzieci pisały pozdrówka dla wroga. Trzeba totalnie trzymać za ryj ministerstwo edukacji (minister jest często wysokiej rangi oficerem) i pilnować aby matki sączyły potomstwu jad. Obowiązek szkolny, pobór, strategiczne firmy IT... AKAP że o jej !!!!!!!
more%20girls%20signing%20bombs.2.jpg
Mam na dzieję że ktoś to przeczyta hehe. Chcieliście wywodów ideowych to macie.

Z moich dumań wynikło że nawoływanie do całkowitej likwidacji państwa przy istniejącej, zastanej sytuacji geopolitycznej przepełnionej państwami jest dość krótkowzroczne i naiwne.

Po pierwsze. Istnienie gdzieś terytorium bezpaństwowego na którym żyje sobie dobrze prosperująca społeczność podważa cały ład geopolityczny oparty na istnieniu państw.
Zaistnienie takiego typu terytorium i dobrze prosperującej społeczności na nim sprowokowałoby albo imigrację ludności do tego terytorium z państw ościennych (i nie tylko) albo/i domaganie się przez narody rychłej likwidacji swoich państw narodowych.
Przykładem historycznym może być komuna paryska która mimo że istniała krótko była potężną inspiracją dla innych ruchów socjalistycznych w Europie by opowiedzieć się przeciwko ich państwu stanowiącemu status quo.

Logicznym by było że gdyby np. państwo Polskie upadło i byłaby na terenie naszego kraju anarchia to inne państwa europejskie (albo np. USA) z racji takiej że byłaby to sytuacja wysoko niekorzystna dla nich to podjęły by działanie takie jak:
Opcja 1. Próba interwencji z zewnątrz (czy to typowo zbrojna czy to poprzez agenturę) by na zgliszczach upadłego państwa 3RP wykreować nowe polskie państwo. Zdecentralizowana, anarchistyczna społeczność polska nie ma możliwości ( przynajmniej w krótkim okresie) by wykreować odpowiednio silny kontrwywiad i np. jakieś PAO czy inną formę organizacji obrony by móc przeciwstawić się takim działaniom obcych państw. Po prostu państwa posiadające możliwość inicjacji przymusu mają przewagę organizacyjną nad pokojowymi i zdecentralizowanymi społecznościami i to jest ich potęga i siła.*

Opcja 2 (bardziej optymistyczna). Państwa widząc w nowym ładzie bezpaństwowym szkodnika i ideowe zagrożenie dla zastanego status quo (z perspektywy geopolityki i nie tylko) chcą ten twór całkowicie skompromitować (propaganda w mediach) i całkowicie się od niego odciąć przez to państwa ościenne zamykają swoje granice i mamy w efekcie anarchię z zamkniętymi granicami skazaną na autarkię i samą siebie. Nie ma mowy o żadnym eksporcie, imporcie, emigracji czy imigracji (albo miałby miejsce ale byłby nielegalny a przez to mocno utrudniony). Jako libertarianin wolę sto razy państwo z otwartymi granicami niż anarchię z zamkniętymi.

Po drugie. Jest to trochę związane z opcją 2. Nikt nie uzna takiego egzotycznego tworu na arenie międzynarodowej. Nawet mikronacji często nie chce nikt uznać albo uznają zaprzyjaźnione dwa państwa na krzyż.
Dobrym przykładem jest Liberland. Mimo że założyciel tego tworu to libertarianin to nie gadał że Liberland to ma być anarchia rynkowa, anarchokapitalizm czy coś w ten deseń. Prawdopodobnie wiedział że jak by powstanie czego takiego rozgłosił całemu światu to by go przedstawiciele państw wyśmiali a ONZ wypiął dupę na niego i mógłby pomarzyć o dostaniu się na tę ziemię niczyją bo raczej Chorwacja i Serbia zrobiłaby wszystko by anarchiści nie dostali się na ich pogranicze.
Co najlepsze, mimo że Liberland został ogłoszony jako państwo to podśmiechujki z tego tworu od strony państw były, Chorwacja na tę ziemię niczyją nikogo bardzo nie chce wpuścić a Liberland uznało na arenie międzynarodowej raptem trzy państwa (mikronacje).

Z republiką Minervy było jeszcze gorzej bo wojska Tonga się przypierdzieliły do wyspy i kazały z niej wypierdzielać a potem Fidżi złożyło skargę do Międzynarodowej Organizacji Dna Morskiego dotyczącą roszczeń terytorialnych Minervy.

"(...) niemożliwe jest też zaistnienie anarchii w ogóle − lub musiałaby ona objąć natychmiast cały świat, żeby silniejsze państwo nie mogło wchłonąć terenów bezpaństwowych. Jest to więc empiryczny sposób weryfikacji/falsyfikacji, czy możliwa jest anarchia (...)"
- Anonim


Jedyny możliwy wyjątek od tej reguły widzę w Bir Tawil z racji takiej że i Egipt i Sudan mają na tę ziemie wywalone i chcą się jej pozbyć. Jednocześnie nie powinno być problemu z eksportem, importem, emigracją czy imigracja bo Sudan i Egipt raczej granicy z tym regionem nie zamkną.
Z tym że na tym terytorium podobno żyje już plemię Ababde więc prawdopodobnie nie jest to do końca tak że to jest ziemia niczyja.
Z tym że na papierze nadal ten teren podlega pod, zdaje się, Egipt.

Dlatego według mnie nie powinno się dążyć do likwidacji państwa całego jako takiego lecz należy podjąć działania na rzecz przekształcenia państwa, na swego rodzaju, jedynie fasadę która to fasada nie będzie miała wpływu na życie gospodarcze i społeczne swoich obywateli.
Doprowadzić do tego miałyby nie działania polityczne które wydają mi się niemal że całkowicie nieskuteczne jeśli chodzi o postulaty libertariańskie z tego powodu że są zbyt radykalne i daleko idące by mogłyby zdobyć poklask wśród większości obywateli i w parlamencie. Przez to libertarianie w polityce muszą zazwyczaj łagodzić swoje zapędy i iść na kompromisy zdradzając swoje ideały i pierwotne postulaty przez to stają się w polityce ledwo liberałami. Nawet klasycznie liberalnie postulaty wydają się trudne w realizacji (głupiego podatku nie można nawet obniżyć bo tak bardzo są rozdęte zobowiązania finansowe państwa i nie za bardzo wiadomo jak to zmienić).

Inna sprawa to to że demokracja, władza i polityka to kolektywizm a przecież libertarianizm to idea silnie indywidualistyczna przez to liby w polityce zaprzeczają sami sobie w imię pragmatyzmu...

Do marginalizacji państwa i jego jedynie fasadowości miałby doprowadzić indywidualistyczne (osobiste) działania autarkiczne i coraz dalej idące działania kontrekonomiczne.

To już się w sporej mierze dzieje w państwach trzeciego świata takich jak Paragwaj, Zimbabwe, Birma itp.
W tych państwach z tego co rozumiem władza jest dość nieudolna i słaba więc pole do działań kontrekonomicznych i oddolnej, spontanicznej organizacji społeczeństwa w oparciu o kontrekonomię bez ponoszenia odpowiedzialności karnej jest spore.
W tych państwach dość dobrze jest rozwinięta gospodarka podziemna (50% PKB i powyżej) więc i dochody państwa z podatków stają się coraz mniejsze a przez to działalność państwa musi zostać mimowolnie ograniczona a instytucje państwowe z powodu niedofinansowania coraz słabsze.
W konsekwencji państwo staje się coraz bardziej "kartonowe" (i na tym powinno libom zależeć więc proszę mi nie płakać że Polska - państwo z kartonu bo to dobry dla nas znak).


*zakładając że w upadłej 3RP w której anarchia była by "efektem próżni" po upadłym dawnym aparacie państwowym, ludzie żyjący w tym kraju rzeczywiście chcieliby by ona trwała nadal a nie powstało nowe państwo polskie na miejscu starego, upadłego.
Jeśli jednak chcieliby by ono rzeczywiście powstało to by ono się prędzej czy później z tej "próżni" wyłoniło a przez to powyżej opisany scenariusz na pewno nie miałby miejsca.
 
Ostatnia edycja:

tolep

five miles out
8 555
15 441
Z moich dumań wynikło że nawoływanie do całkowitej likwidacji państwa przy istniejącej, zastanej sytuacji geopolitycznej przepełnionej państwami jest dość krótkowzroczne i naiwne.
Jest śmieszne.

Po pierwsze. Istnienie gdzieś terytorium bezpaństwowego na którym żyje sobie dobrze prosperująca społeczność podważa cały ład geopolityczny oparty na istnieniu państw.

To nie problem. Państwa istnieją nie dlatego, by chronić kruchy ład geopolityczny. Nie ma żadnych strażników ładu geopolitycznego. Sytuacja jest niezmiennie dynamiczna.
Natomiast fałszywym jest założenie o dobrze prosperującej społeczności bezpaństwowej....

Zaistnienie takiego typu terytorium i dobrze prosperującej społeczności na nim sprowokowałoby albo imigrację ludności do tego terytorium z państw ościennych (i nie tylko) albo/i domaganie się przez narody rychłej likwidacji swoich państw narodowych.
...ponieważ państwa powstały jako naturalny efekt procesów społecznych. Ich kształt jest wynikiem tych procesów. Nikt i nic nie stoi na przeszkodzie do liberalizowania się państw - poza społecznościami w nich zamieszkującymi. Gdyby istniało silne pragnienie migracji z dławiących wolność państw, to musiałoby to znajdować odzwierciedlenie w wynikach demokratycznych wyborów, albo w głosowaniu nogami.

A ludzie nie chcą wyłącznie więcej wolności jako takiej - chcą więcej dobrobytu. Zaś dobrobyt ma wiele innych składników - bezpieczeńśtwo, stabilność, bogactwo, wygoda. Dlatego przenoszą się ze wsi, gdzie niewątpliwie jest więcej wolności, do ciasnych miast, gdzie są ograniczani pierdylionem przepisów porządkowych, a "wolnoć Tomku w swoim domku" kończy się z nastaniem ciszy nocnej.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Mam na dzieję że ktoś to przeczyta hehe. Chcieliście wywodów ideowych to macie.

Z moich dumań wynikło że nawoływanie do całkowitej likwidacji państwa przy istniejącej, zastanej sytuacji geopolitycznej przepełnionej państwami jest dość krótkowzroczne i naiwne.
I tak, i nie. Nawoływanie do całkowitej likwidacji państwa powinno być niezmienną stałą częścią aspiracji kulturowej, niezależnie od tego, jak wygląda sytuacja zewnętrzna i cała geopolityka. To powinien być po prostu nadrzędny quest cywilizacyjny, nawet jeśli w danych czasach wydaje się on niemożliwy czy nieopłacalny do zrealizowania i pozostający wyłącznie w sferze millenaryzmu.

Zresztą tak naprawdę w kryzysowych sytuacjach dla całych społeczeństw, nawet w dziedzinach tradycyjnie uznawanych za domyślnie obsługiwane przez państwo, potrafi ono zawodzić i trzeba jego braki, zaniedbania oraz zaniechania nadrabiać prywatną inicjatywą.


View: https://www.youtube.com/watch?v=kMNQIiGplpE


To tak na marginesie wojen finansowanych przez crowdfunding, z których kiedyś z Ciekiem śmieszkowaliśmy. Okazuje się, że rzeczywistość jest w stanie przyjąć i przetrawić nawet takie scenariusze. To po cóż państwo, skoro nawet w obronności mającej rzekomo być jego konikiem, jedynie przeszkadza?

Też mi się wydaje, że dziś państwo i rzekoma konieczność jego istnienia jest dyktowana raczej ze względów potrzeby posiadania reprezentacji na arenie międzynarodowej, która także została w ludzi wdrukowana, bo wykorzystano ich potrzeby tożsamościowe. Plemię, do którego przynależysz musi mieć swojego ryja, a tym ryjem jest państwo i jego dyplomacja.

Bez niego byłaby tylko dyplomacja i historia rodzin w ładzie lokalnym, które byłyby bezpośrednimi podmiotami polityki.
Po pierwsze. Istnienie gdzieś terytorium bezpaństwowego na którym żyje sobie dobrze prosperująca społeczność podważa cały ład geopolityczny oparty na istnieniu państw.
Zaistnienie takiego typu terytorium i dobrze prosperującej społeczności na nim sprowokowałoby albo imigrację ludności do tego terytorium z państw ościennych (i nie tylko) albo/i domaganie się przez narody rychłej likwidacji swoich państw narodowych.
Przykładem historycznym może być komuna paryska która mimo że istniała krótko była potężną inspiracją dla innych ruchów socjalistycznych w Europie by opowiedzieć się przeciwko ich państwu stanowiącemu status quo.

Logicznym by było że gdyby np. państwo Polskie upadło i byłaby na terenie naszego kraju anarchia to inne państwa europejskie (albo np. USA) z racji takiej że byłaby to sytuacja wysoko niekorzystna dla nich to podjęły by działanie takie jak:
Opcja 1. Próba interwencji z zewnątrz (czy to typowo zbrojna czy to poprzez agenturę) by na zgliszczach upadłego państwa 3RP wykreować nowe polskie państwo. Zdecentralizowana, anarchistyczna społeczność polska nie ma możliwości ( przynajmniej w krótkim okresie) by wykreować odpowiednio silny kontrwywiad i np. jakieś PAO czy inną formę organizacji obrony by móc przeciwstawić się takim działaniom obcych państw. Po prostu państwa posiadające możliwość inicjacji przymusu mają przewagę organizacyjną nad pokojowymi i zdecentralizowanymi społecznościami i to jest ich potęga i siła.*

Opcja 2 (bardziej optymistyczna). Państwa widząc w nowym ładzie bezpaństwowym szkodnika i ideowe zagrożenie dla zastanego status quo (z perspektywy geopolityki i nie tylko) chcą ten twór całkowicie skompromitować (propaganda w mediach) i całkowicie się od niego odciąć przez to państwa ościenne zamykają swoje granice i mamy w efekcie anarchię z zamkniętymi granicami skazaną na autarkię i samą siebie. Nie ma mowy o żadnym eksporcie, imporcie, emigracji czy imigracji (albo miałby miejsce ale byłby nielegalny a przez to mocno utrudniony). Jako libertarianin wolę sto razy państwo z otwartymi granicami niż anarchię z zamkniętymi.
Też uważam, że gdyby coś takiego się udało wprowadzić fragmentarycznie, tylko w jednym kraju, to natychmiast zostalibyśmy odcięci kordonem od reszty społeczeństw i zdemonizowani, bo społeczeństwo bez polityków i urzędników, które się nie sypie, tylko obchodzi bez nich, jest przerażającą wizją dla aparatu biurokratycznego w krajach ościennych. Trudno przecież stanąć przed perspektywą własnej zbędności i przyjąć z godnością proces kwestionowania przez społeczeństwo sensu swojego istnienia.

Zakończyłoby się to albo misjami stabilizacyjnymi i okupacją, albo zimną wojną bloku etatystycznego z anarchistycznym polaryzującą świat. Druga opcja zdecydowanie bardziej mi się podoba.
"(...) niemożliwe jest też zaistnienie anarchii w ogóle − lub musiałaby ona objąć natychmiast cały świat, żeby silniejsze państwo nie mogło wchłonąć terenów bezpaństwowych. Jest to więc empiryczny sposób weryfikacji/falsyfikacji, czy możliwa jest anarchia (...)"
- Anonim
Niby tak, ale nie do końca. O komunizmie też można byłoby powiedzieć to samo a jednak rozprzestrzenił się na tyle mocno, że państw komunistycznych było w pewnym momencie całkiem sporo.
Dlatego według mnie nie powinno się dążyć do likwidacji państwa całego jako takiego lecz należy podjąć działania na rzecz przekształcenia państwa, na swego rodzaju, jedynie fasadę która to fasada nie będzie miała wpływu na życie gospodarcze i społeczne swoich obywateli.
Po prostu zostawić mu to, o czym piszemy - obronność i dyplomację, żeby mogło sobie organizować defilady dodające punkty premii do uczuć patriotycznych. Cała reszta jego dzisiejszych zadań powinna zostać przejęta przez prywatną inicjatywę i alternatywne instytucje wynikające z dobrowolnych relacji kontraktowych między jednostkami.

Więc państwo można zostawić, żeby broniło akapu spraw wewnętrznych. Albo szło robić akap za granicą w bardziej etatystycznych państwach, które trzeba napaść i ucywilizować po korwinowsku, biorąc za ryj i wprowadzając wolność. Może jest to wewnętrznie sprzeczne z ideolo libertariańskim, ale państwo minimum prowadzące ideologiczne wojny z komuchami też nie jest libertariańskie.

Jeśli więc chcemy iść na kompromis i nie robić ostatniego kroku do anarchokapitalizmu, to nie będziemy mieć czystych rąk, tylko państwo działające w ramach libkowej ideologii.

A wtedy doczekalibyśmy się zjawiska anarchistycznych idealistów mówiących: "To nie był prawdziwy libertarianizm."

I mieliby rację, bo nie byłby to prawdziwy libertarianizm, tylko etatyzm działający pod libertariańskimi hasłami. Tak jak dzisiaj pretekstem do wojen w ramach dążenia do zabezpieczenia swoich interesów, jest zaprowadzanie demokracji, praw człowieka, równouprawnienia, tak wtedy byłaby nim: walka o wolny rynek, likwidacja cudzego protekcjonizmu gospodarczego, państwowego monopolu sądowniczego za granicą, prywatyzacja publicznych dworców. Cokolwiek co mogłoby być pałką na niedostosowanego do wolności sąsiada, z którym trzeba byłoby zrobić porządek.

Misje stabilizacyjne uzasadniałoby się tym, że u Rothbarda działanie społeczeństwa było opisane inaczej a skoro tam za granicą mają zupełnie inaczej niż jak stoi u Rothbarda i nawet nie próbują się dostosować, to my to potraktujemy jako otwarte zaproszenie dla naszych wojsk okupacyjnych czy McNuke'owania, bo nie może być na świecie inaczej, niż jest u Rothbarda i trzeba walczyć o ostateczne zwycięstwo światowego libertarianizmu, który zwycięży, gdyż jest prawdziwy.

Pomniki Marksa wymieniłoby się na pomniki Misesa, a popiersia Lenina na popiersia Rothbarda, a reszta imperializmu pozostałaby po staremu, może z tą różnicą, że byłby to imperializm bez totalizmu i państwowego wpieprzania się w kwestie gospodarcze, zamiast tego z misją dziejową destabilizowania obszarów z silniejszą obecnością innych państw.
To już się w sporej mierze dzieje w państwach trzeciego świata takich jak Paragwaj, Zimbabwe, Birma itp.
W tych państwach z tego co rozumiem władza jest dość nieudolna i słaba więc pole do działań kontrekonomicznych i oddolnej, spontanicznej organizacji społeczeństwa w oparciu o kontrekonomię bez ponoszenia odpowiedzialności karnej jest spore.
W tych państwach dość dobrze jest rozwinięta gospodarka podziemna (50% PKB i powyżej) więc i dochody państwa z podatków stają się coraz mniejsze a przez to działalność państwa musi zostać mimowolnie ograniczona a instytucje państwowe z powodu niedofinansowania coraz słabsze.
W konsekwencji państwo staje się coraz bardziej "kartonowe" (i na tym powinno libom zależeć więc proszę mi nie płakać że Polska - państwo z kartonu bo to dobry dla nas znak).

*zakładając że w upadłej 3RP w której anarchia była by "efektem próżni" po upadłym dawnym aparacie państwowym, ludzie żyjący w tym kraju rzeczywiście chcieliby by ona trwała nadal a nie powstało nowe państwo polskie na miejscu starego, upadłego.
Jeśli jednak chcieliby by ono rzeczywiście powstało to by ono się prędzej czy później z tej "próżni" wyłoniło a przez to powyżej opisany scenariusz na pewno nie miałby miejsca.
No, OK, czyli jesteś agorystą po prostu.

...ponieważ państwa powstały jako naturalny efekt procesów społecznych. Ich kształt jest wynikiem tych procesów. Nikt i nic nie stoi na przeszkodzie do liberalizowania się państw - poza społecznościami w nich zamieszkującymi.
Fala w wojsku czy więzienne gwałty pod prysznicem też powstały jako naturalny efekt procesów społecznych i ich kształt jest wynikiem tych procesów.

Patologia - jak wszystko inne - także jest naturalnym efektem procesów społecznych, co nie znaczy, że trzeba się z nią godzić.
A państwo to dokładnie taka sama społeczna patologia jak tamte zjawiska.
Gdyby istniało silne pragnienie migracji z dławiących wolność państw, to musiałoby to znajdować odzwierciedlenie w wynikach demokratycznych wyborów, albo w głosowaniu nogami.
Jeżeli pewne przekonania są za słabe w społeczeństwie, to nie ma szans, aby wiązały się z nimi odpowiednio silne pragnienia i w ogóle jakakolwiek świadomość, że można żyć inaczej.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
O takiego Fata nic nie robiłem. To jest ten wartościowy content (po polsku treści), których nam trzeba.
 
OP
OP
L
261
216
Państwa istnieją nie dlatego, by chronić kruchy ład geopolityczny. Nie ma żadnych strażników ładu geopolitycznego.
Kongres wiedeński, traktat wersalski, konferencja jałtańska czy amerykańskie wojny zagraniczne to co innego jak nie kreowanie ładu geopolitycznego przez najsilniejsze państwa?
Natomiast fałszywym jest założenie o dobrze prosperującej społeczności bezpaństwowej
Rozwiń tę myśl jeśli możesz.
A ludzie nie chcą wyłącznie więcej wolności jako takiej - chcą więcej dobrobytu.
W tym sęk że ludzie nie są przekonani że wolność zapewni dobrobyt. Powszechne jest przekonanie że to np. przymusowa redystrybucja dóbr daje ludziom dobrobyt a gdyby nie było socjalu, powszechnej (państwowej) służby zdrowia, powszechnego szkolnictwa itd. byłoby gorzej. To wszystko jest dzięki przymusowej redystrybucji dóbr.

Też mi się wydaje, że dziś państwo i rzekoma konieczność jego istnienia jest dyktowana raczej ze względów potrzeby posiadania reprezentacji na arenie międzynarodowej, która także została w ludzi wdrukowana, bo wykorzystano ich potrzeby tożsamościowe. Plemię, do którego przynależysz musi mieć swojego ryja, a tym ryjem jest państwo i jego dyplomacja.

Bez niego byłaby tylko dyplomacja i historia rodzin w ładzie lokalnym, które byłyby bezpośrednimi podmiotami polityki.
Bez tego "ryja" na arenie międzynarodowej nie istniejesz. Dlatego mikronacje uznają siebie za oddzielne państwa a nie anarchie (terytorium bezpaństwowe) bo jakby tak zrobiły to prawdopodobnie zostałyby zaorane albo w lepszym przypadku całkowicie odizolowane od reszty świata. A tak mają choć cień szansy na przetrwanie.

Zakończyłoby się to albo misjami stabilizacyjnymi i okupacją, albo zimną wojną bloku etatystycznego z anarchistycznym polaryzującą świat. Druga opcja zdecydowanie bardziej mi się podoba.
Blok anarchistyczny raczej nie miałby szans takiej wojny przetrwać. Chyba że byłoby to terytorium gdzieś w górach i same działania asymetryczne wystarczyłyby do obrony.
Niby tak, ale nie do końca. O komunizmie też można byłoby powiedzieć to samo a jednak rozprzestrzenił się na tyle mocno, że państw komunistycznych było w pewnym momencie całkiem sporo.
Zatrzymało się wszystko na okresie przejściowym czyli socjalizmie.
Jakiś komunista na wykopie pisał że dopóki będą prowadzone wojny z państwami kapitalistycznymi dopóty komunizmu nie będzie.
A wojny te będą prowadzone dopóki państwa kapitalistyczne będą istnieć. Nie wiem jak to ma się do wypocin myślicieli komunistycznych ale myślę że może tak być.
Więc państwo można zostawić, żeby broniło akapu spraw wewnętrznych
Państwo żadnego "wewnętrznego akapu" bronić nie będzie a wręcz przeciwnie. Raczej trzeba się nauczyć jak się bronić przed państwową agresją.
państwo minimum prowadzące ideologiczne wojny z komuchami też nie jest libertariańskie.
Jebać polityczne wojenki polaryzujące kraj jeśli o to ci chodziło choć nie wiem gdzie libertarianizm zakazywał prowadzenia ideologicznej wojenki jako takiej.
Albo szło robić akap za granicą w bardziej etatystycznych państwach, które trzeba napaść i ucywilizować po korwinowsku, biorąc za ryj i wprowadzając wolność. Jeśli więc chcemy iść na kompromis i nie robić ostatniego kroku do anarchokapitalizmu, to nie będziemy mieć czystych rąk, tylko państwo działające w ramach libkowej ideologii.

Bzdura.
Coś takiego jak wolnościowe państwo nie może na dłuższą metę istnieć bo interesem i celem klasy politycznej jest władza i kontrola czyli etatyzm a nie żaden wydumany interes społeczeństwa utożsamiany z jego wolnością.
Koryto jest celem samym w sobie. Wynikająca z niego władza również.
I to nie ważne czy mamy do czynienia z monarchią absolutną, dyktaturą, juntą wojskową, republiką parlamentarną czy czymkolwiek innym.
I mieliby rację, bo nie byłby to prawdziwy libertarianizm, tylko etatyzm działający pod libertariańskimi hasłami. Tak jak dzisiaj pretekstem do wojen w ramach dążenia do zabezpieczenia swoich interesów, jest zaprowadzanie demokracji, praw człowieka, równouprawnienia, tak wtedy byłaby nim: walka o wolny rynek, likwidacja cudzego protekcjonizmu gospodarczego, państwowego monopolu sądowniczego za granicą, prywatyzacja publicznych dworców. Cokolwiek co mogłoby być pałką na niedostosowanego do wolności sąsiada, z którym trzeba byłoby zrobić porządek.
Kolejna bzdura.
To tak jakby w Ameryce przed wojną secesyjną postulować to by Carstwo Rosyjskie dokonało inwazji na USA bo w Ameryce jest niewolnictwo a u Cara nie ma więc ewentualna okupacja przez Rosję jest pożądana i słuszna by wyzwolić niewolników.
Chyba że uznamy że nie ma ucieczki przed państwem jak w ramiona innego, rzekomo lepszego, państwa ale wtedy nie wiem po co pieprzenie o jakimś NAPie skoro jest przyzwolenie do jego łamania przez "lepsze" państwo.
Misje stabilizacyjne uzasadniałoby się tym, że u Rothbarda działanie społeczeństwa było opisane inaczej a skoro tam za granicą mają zupełnie inaczej niż jak stoi u Rothbarda i nawet nie próbują się dostosować, to my to potraktujemy jako otwarte zaproszenie dla naszych wojsk okupacyjnych czy McNuke'owania, bo nie może być na świecie inaczej, niż jest u Rothbarda i trzeba walczyć o ostateczne zwycięstwo światowego libertarianizmu, który zwycięży, gdyż jest prawdziwy.
Każdy ma prawo organizować życie gospodarczo - społeczne jak chce. Również w kształcie komun. A jeśli jednak komuny zostały narzucone siłą to jest to problem wewnętrzny ich mieszkańców.
Nie ma prawa się nikt wpieprzać z zewnątrz siłą wojskiem w imię "wyzwalania" gdyż samo istnienie tegoż wojska jest inicjacją agresji (choćby utrzymanie z podatków czy zasadnicza służba wojskowa).
Samo "wyzwalanie" zaś to przyłączenie terytorium siłą do innego państwa czyli znów agresja.

Pomniki Marksa wymieniłoby się na pomniki Misesa, a popiersia Lenina na popiersia Rothbarda, a reszta imperializmu pozostałaby po staremu, może z tą różnicą, że byłby to imperializm bez totalizmu i państwowego wpieprzania się w kwestie gospodarcze, zamiast tego z misją dziejową destabilizowania obszarów z silniejszą obecnością innych państw.
Twój pogląd to "neolibertarianizm" i jest uważany w środowisku libskim za herezję.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Zatrzymało się wszystko na okresie przejściowym czyli socjalizmie.
No i tu też zakończyłoby się to na okresie przejściowym bez ostatecznego przejścia do anarchii, a wyłącznie na gadaniu o tym, że się do niej dąży.
Państwo żadnego "wewnętrznego akapu" bronić nie będzie a wręcz przeciwnie. Raczej trzeba się nauczyć jak się bronić przed państwową agresją.
Jeżeli "wewnętrzny akap" jest dostatecznie dobrym uzasadnieniem dla interwencji czy toczenia wojny z tymi, którzy go nie mają u siebie, to jest to po prostu narzędzie polityczne jak każde inne. Christianitas miało swoje ideały, a kiedy mocno się trzymało, wojny polityczne można było pretekstowo toczyć w imię religii, prawd wiary oraz mienić się ich obrońcą. To samo mogłoby być z wewnętrznym akapem, stanowiącym coś podobnego, co ma swoją obyczajową charakterystykę i w imię tego idziesz się napierdalać z tymi, którzy tego nie uznają albo obrażają.

Miałeś już w historii wyróżnione kategorie ludzi jak barbarzyńców w antyku, czy pogan w średniowieczu i uznawano wówczas, że środowiska polityczne mogą mieć jakieś misje dziejowe, jakim podporządkowana była też ich polityka. Aleksander chciał barbarzyńców hellenizować, a w Europie średniowiecza, jeśli się nie należało do katolickiego klubu, to też prowokowało się kolejne interwencje, tych którzy chcieli się na tobie wykazać gorliwością i zasługami, poprawiając sobie notowania u siebie. Obecna sytuacja z gejotariatem i LGBT pokazuje, że polityka może się kręcić wokół dowolnych światopoglądów i idei, bo o wszystko można się napierdalać czy marginalizować przeciwników z powodu ich każdej niezgody z narzucanym programem.

Na sztandary bierze się to, co dobrze ludziom w danych czasach leży. Mogą nadejść czasy, że dobrze leżeć będzie akap i takie będą krążyły w społeczeństwie sentymenty - a wtedy co władza zrobi? Ano zacznie na nich znowu żerować i z akapu sobie zrobi pałkę na tych, którzy się będą akapowi sprzeciwiać a zwłaszcza będą sprzeciwiać metodom i przewodniej roli Partii Libertariańskiej. :D
Bzdura.
Coś takiego jak wolnościowe państwo nie może na dłuższą metę istnieć bo interesem i celem klasy politycznej jest władza i kontrola czyli etatyzm a nie żaden wydumany interes społeczeństwa utożsamiany z jego wolnością.
Koryto jest celem samym w sobie. Wynikająca z niego władza również.
I to nie ważne czy mamy do czynienia z monarchią absolutną, dyktaturą, juntą wojskową, republiką parlamentarną czy czymkolwiek innym.
Ale kontrolować można w imię wolności. :) Tak samo utrzymywać strukturę władzy; bo jeszcze nie wszędzie akap istnieje, więc władza jest potrzebna, aby dopilnować, że zostanie wprowadzony.
Twój pogląd to "neolibertarianizm" i jest uważany w środowisku libskim za herezję.
Uuuuu, herezja. A widzisz? Więc jednak się da. Skoro mamy już herezje, to jeszcze akapowych inkwizytorów potrzeba i już jesteśmy na drodze do państwowego akapu. :)
 
OP
OP
L
261
216
No i tu też zakończyłoby się to na okresie przejściowym bez ostatecznego przejścia do anarchii, a wyłącznie na gadaniu o tym, że się do niej dąży.
Zgodzę się że prawdopodobnie tak by było. Dlatego ja pisałem o fasadowym państwie nie mającym wpływu na życie gospodarcze czy społeczne.
Z tym że ja sposób dzięki któremu możemy dojść do takiej formy państwa dostrzegam w kontrekonomii a nie działaniach politycznych czy interwencjach zbrojnych.

Christianitas miało swoje ideały, a kiedy mocno się trzymało, wojny polityczne można było pretekstowo toczyć w imię religii, prawd wiary oraz mienić się ich obrońcą. Miałeś już w historii wyróżnione kategorie ludzi jak barbarzyńców w antyku, czy pogan w średniowieczu i uznawano wówczas, że środowiska polityczne mogą mieć jakieś misje dziejowe, jakim podporządkowana była też ich polityka. Aleksander chciał barbarzyńców hellenizować, a w Europie średniowiecza, jeśli się nie należało do katolickiego klubu, to też prowokowało się kolejne interwencje, tych którzy chcieli się na tobie wykazać gorliwością i zasługami, poprawiając sobie notowania u siebie.
Uważam za patologie to że wysoko postawieni chrześcijanie w starożytności i średniowieczu chcieli chrystianizować pogan za pomocą wojska.
Tym bardziej że z ewangelii wynika że Jezus nawracanie widział jako działanie pokojowe i misjonarskie co tylko pokazuje jak władza degeneruje ludziom poglądy.
Obecna sytuacja z gejotariatem i LGBT pokazuje, że polityka może się kręcić wokół dowolnych światopoglądów i idei, bo o wszystko można się napierdalać czy marginalizować przeciwników z powodu ich każdej niezgody z narzucanym programem.
Każdy pretekst do usprawiedliwienia swojej władzy i polityki dla władców jest cenny.

Na sztandary bierze się to, co dobrze ludziom w danych czasach leży. Mogą nadejść czasy, że dobrze leżeć będzie akap i takie będą krążyły w społeczeństwie sentymenty - a wtedy co władza zrobi? Ano zacznie na nich znowu żerować i z akapu sobie zrobi pałkę na tych, którzy się będą akapowi sprzeciwiać a zwłaszcza będą sprzeciwiać metodom i przewodniej roli Partii Libertariańskiej. :D
Czyli państwo jest złe chyba że rozprzestrzenia i realizuje nasze postulaty i światopogląd to wtedy dobre?


Ale kontrolować można w imię wolności. :)
Myślałem że wolność to brak kontroli ze strony państwa.
Tak samo utrzymywać strukturę władzy; bo jeszcze nie wszędzie akap istnieje, więc władza jest potrzebna, aby dopilnować, że zostanie wprowadzony.
USA zaczynało z poziomu właśnie takiego "wewnętrznego akapu" (wtedy też były izolacjonistyczne więc nie realizowało "rozprzestrzeniania akapu", dziwne nie?). Z czasem stawało się coraz bardziej etatystyczne. Powstał bank centralny, nałożono podatek dochodowy itd. a przede wszystkim zaczęto "rozszerzać demokracje" (a nie akap) w postaci wojenek zagranicznych, aż do stanu dzisiejszego.
Raczej w USA etatyzm nie rozrośnie się na tyle żeby tam zastał totalitaryzm lecz raczej jego poziom będzie oscylował wokół stanu dzisiejszego.
Dążę do tego że gdyby nastroje społeczne doprowadziłyby do powstania państwa "wewnetrznoakapowego" pod przewodnictwem Partii Libertariańskiej to prędzej czy później zdegenerowałoby się to do stanu w jakim są dzisiejsze USA
Jeszcze jest taka kwestia że żeby prowadzić wojenki o rozszerzanie "wewnętrznego akapu" to trzeba by było dowalić ludziom większe podatki więc ograniczyć ich wolność.

Więc jednak się da. Skoro mamy już herezje, to jeszcze akapowych inkwizytorów potrzeba i już jesteśmy na drodze do państwowego akapu. :)
Żaden libek nie będzie ci pałką wybijał niekoszernych poglądów z twojej głowy więc żadnych inkwizytorów nie będzie.
Przynajmniej mam taka nadzieję. Jeśli tacy jednak będą to na śmietnik historii z tymi hipokrytami.
 
Do góry Bottom