Agenci w wolnościowym światku

Tomasz Panczewski

Well-Known Member
699
3 849
Był marsz 11/11 i było obrzucanie czymś tam ruskiej ambasady. Według mnie była to celowa prowokacja jednej z ubeckich watah. Ambasada Rosji była celowo niezabezpieczona, tak by prowokacja mogła dojść do skutku. Wygląda to tak, że wataha która przemawia między innymi ustami Fijora i niedawnego śpiocha Kolonki, ma swą kontr-watahę, która jest obecnie w defensywie i która ma inne cele polityczne.


Bonus:
Tytuł artykułu na WP z tamtego okresu: "Rzecznik ONR podpalił budkę przy rosyjskiej ambasadzie" bez znaku zapytania na końcu, mimo, że dalej czytamy "Prokuratura podejrzewa". NIGDY się to nie zdarza.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,ti...jskiej-ambasadzie,wid,16167647,wiadomosc.html
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 411
4 438
Z tym Fijorem to dziwna sprawa. Czym tłumaczyć jego zaangażowanie w wydawanie niszowych książek, chociaż ma wiele bardziej dochodowych interesów? Zdobycie zaufania środowiska? Swoją drogą, niby określa się jako akap, ale nie przeszkadza mu to biesiadować z politykami (po warszawskim spotkaniu z matką Rossa Ulbrichta w przyjacielskiej atmosferze spożywał sobie zakrapiany posiłek z jakimś senatorem [nie pamiętam nazwiska, nie śledzę aż tak polityki] który czekał przyczajony w kącie przez całe spotkanie] - pamiętam, że mnie to zastanowiło.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Czym tłumaczyć jego zaangażowanie w wydawanie niszowych książek, chociaż ma wiele bardziej dochodowych interesów?
Wielu pokurwieńców takim nadal ufa. Poza tym ociepla wizerunek ubeka wśród niektórych półgłówków. Nie zdziwił bym się gdyby za samo ocieplanie wizerunku, dostawał jakieś frykasy. Ja obstawiam, że monitoruje środowisko i kabluje nadal.
Moim zdaniem cała Kontestacja, to jedna banda ubeckich skurwysynów do odjebki.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
To niejeden chciałby wiedzieć.
Raz idąc z sitwą na współpracę, zostaje się człowiekiem sitwy na zawsze.

Gość się skurwił 30 lat temu, temat zamknięty.
Nie ma żyjących dawnych agentów. Dawni agenci, to martwi agenci.

Ale kim jest Fijor żeby mu ufać albo nie? Biznesmen, wydawca.
Prowadzącym audycje radiowe.
Osobą "zaufania publicznego".

Jeszcze jedna drobna uwaga.
Dawno temu, gdy TW Jan Maria "Bereta" Fijor wrócił z zagranicy, zaczął mieć cykl spotkań w stowarzyszeniu Koliber, przy czym nie były to "spotkania z agentem", gdzie agent nauczał ludzi technik operacyjnych. Gdy się przyjrzeć osobom z którymi Koliber organizował spotkania, to mamy listę agentów.
 
Ostatnia edycja:

Claude mOnet

Well-Known Member
1 033
2 337
Wyłącznie dla ludzi myślących i poinformowanych o fakcie kolaboracji. Dziś myślących jest mało, a na dodatek nie każdy myślący ma dostęp do kanału informacyjnego, by zostać poinformowany.
Aby niedaleko szukać, dobrym przykładem jest właśnie p. Fijor, jaką estymą i szacunkiem jest otaczany w środowisku libertariańskim...
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Choćby w środowisku kolibrowym i post-kolibrowym. Tam jest wiele osób, które mają poglądy libertariańskie, a nie łażą po libertariańskich stronach w internecie. Taki to raz, czy dwa razy był kiedyś na "spotkaniu z Jankiem Fijorem" i ma go za autorytet po dziś dzień. I w swym środowisku nabija śmieciowi karmę. Tak to działa. Do tego dochodzi Kontestacja i środowisko wokół tych popaprańców.

Tu działa prosty mechanizm. Osobie oszukanej trudno przyjąć do wiadomości fakt, że została oszukana. A jak jeszcze kupiła książkę, czy wydała pieniądze u oszusta w inny sposób, to nawet oczywiste dowody dowodzące oszustwa, może uznać za oszustwo. I ten mechanizm wykorzystuje nadal Fijor i Kontestacja.

Mnie interesuje tylko czy dane różnych osób, które kupiły książki u Fijora są gromadzone przez bezpiekę, czy też nie. To samo dotyczy innych towarów zakupionych od ludzi ze środowiska Kontestacji. Przecież przypadków tworzenia sklepów przez służby, dla narodowców czy anarchistów jest od groma. A wszystko to po to by rozbijać jakiekolwiek środowisko kontestujące władzę i niszczyć ludzi niewygodnych dla rządzących skurwysynów.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 142
Choćby w środowisku kolibrowym i post-kolibrowym.

Ale to nie jest środowisko libertariańskie.

Natomiast Fijor bezsprzecznie wydał sporo ciekawej literatury i w sumie dobrze. Nie sposób dociec, czy zrobił to na polecenie oficera, czy sumienie kazało mu promować wolność, czy szukał niszy. Wisi mi to.

Natomiast bardziej od jego przeszłości nie podoba mi się ta cała szamańska działalność wokół Asbiro i Kontestacji.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 142
Ale tam są też i libertarianie. Wielu libertarian jest poza libertariańskim środowiskiem.

Zgadzam się, ale nie czyni to z tych środowisk, środowisk libertariańskich. Nie wierzę w tezę, że Fijor cieszy się specjalnym poparciem w środowiskach libertariańskich. Nie mam zdania, co do środowisk nielibertariańskich z libertarianami na pokładzie.
 
D

Deleted member 5360

Guest
Ale tłumacz zajebisty.

Bez przesady. Przekładowi "Mechanicznej pomarańczy", z którego słusznie zasłynął, trudno czegokolwiek dobrego odmówić, ale "Lolitę" Stiller sponiewierał - ludzi, którzy na to słusznie zwracali uwagę wyzywając od kretynów i półanalfabetów. Nie zapomnę również niesmaku wywołanego lekturą "Jesieni średniowiecza" dawno temu. Gdzieś mniej więcej pośrodku zaczęły się kwiatki tak zawikłane i bełkotliwe, że poddałem się i odłożyłem książkę. Oczywiście swojej opinii nie byłem pewny, bo przeca Stiller wielkim tłumaczem był i odkąd pamiętam wszyscy się nad nim spuszczają, ale po jakimś czasie sięgnąłem po wersję angielską, którą naprawdę czyta się znakomicie. A ostatnio w Biblionetce ukazał się interesujący wpis, który mnie tylko w moim przekonaniu utwierdził. Pozwolę go sobie przytoczyć:

A czy jest dobrym tłumaczem? Właśnie czytam "Jesień średniowieczna", przełożoną przez Stillera i... cóż.

Dość powiedzieć, że Jan bez Trwogi to tutaj John (!) Nieustraszony, Małgorzata Andegaweńska to Margaret z Anjou, zaś Wilhelm Orański to William z Orange (pewnie dzwoni i oferuje bardzo atrakcyjne pakiety darmowych minut i SMSów).

Ba, jest gorzej. Bo nie ma tu żadnej konsekwencji, te same postaci czasem nazywają się różnie. Nieustraszony John potrafi być kilkadziesiąt stron wcześniej starym dobrym Janem bez Trwogi. Tak jakby autor część tłumaczył z niderlandzkiego (ponoć go zna), a część z angielskiego i nawet nie zauważył, że chodzi o tę samą osobę.

Do tego bardzo męczący styl, do niektórych zdań musiałem wracać po dwa-trzy razy, żeby zrozumieć, o co chodzi. W niektórych przypadkach po paru próbach rezygnowałem, bo zrozumieć się tego nie dało.
https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=671952
Polecam także masakrę przekładu "Lolity" dokonaną przez Daskę:


W końcowej partii Lolity znajduje się dramatyczna scena konfrontacji Humberta Humberta z Clare Quiltym, który Lolitę uwiódł i doprowadził do jej ucieczki. Humbert odnajduje Quilty'ego, aby go zastrzelić, ale przedtem pragnie mu wyjaśnić, kim jest i dlaczego Quilty ma zginąć. Przedstawia się jako ojciec Lolity, na co Quilty, w oryginale angielskim, odpowiada: nonsense. I to krótkie, proste słowo, w jednej z najsmutniejszych scen tej niewypowiedzianie smutnej książki, Robert Stiller przełożył na polski jako: pierdolisz. Może lepiej niż wszystkie inne przykłady właśnie to słowo w pełni ilustruje translatorską metodę, jakiej ów znany i doświadczony tłumacz - pragnący polskiemu czytelnikowi udostępnić najwspanialsze dzieła Nabokova - użył w Lolicie.
http://niniwa22.cba.pl/tlumaczenia_stillera.htm

i oględne wypowiedzi Michała Kłobukowskiego, jednego z najlepszych w Polsce tłumaczy prozy angielskiej i amerykańskiej, na temat jakości Stillerowskiego przekładu "Lolity".

Jeszcze odnośnie zacytowanych wypowiedzi. Tłumaczenie "nonsense" jako "pierdolisz" to już nie jest przekład, tylko deformacja. Jaką masz gwarancję, że podobnych kwiatków nie ma w przełożonych przez Stillera "Sztuce wojny", zbiorze poezji malajskiej czy "Eposie o Gilgameszu"? Znasz języki oryginałów na tyle dobrze, aby porównać przekłady z oryginałami? Ja nie. Dlatego wspomniane potknięcia w moim mniemaniu Stillera jako tłumacza dyskwalifikują. Bo żeby obcować z literaturą tłumaczoną, muszę w pierwszym rzędzie ufać tłumaczowi. Problem zaczyna się wtedy, gdy ten ostatni ma problemy z własnym ego i uważając się za mądrzejszego od autorów tłumaczonych przez siebie tekstów zaczyna poprawiać, zniekształcać i/lub deformować ich wypowiedzi.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Bez przesady. Przekładowi "Mechanicznej pomarańczy", z którego słusznie zasłynął, trudno czegokolwiek dobrego odmówić, ale "Lolitę" Stiller sponiewierał
Wierzę i przyjmuję. Ja swoją opinię bazuję jedynie na obu tłumaczeniach "Mechanicznej..." i "Alicji w Krainie Czarów".
 
Do góry Bottom