Naród - czym jest?

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Na Discordzie uciąłem sobie ostatnio długą pogawędkę z Imperatorem na temat tego czym właściwie jest naród i tożsamość narodowa. Ja wyraziłem pogląd, że ponieważ wszyscy Polacy noszą w genach ślady wpływów jakichś obcych ludów (Mongołów, Tatarów, Niemców, Żydów czy nawet Szwedów), bo to miejsce Europy między Karpatami a Bałtykiem bywało w przeszłości świadkiem licznych najazdów i wędrówek ludów, to nie sposób mówić o narodzie polskim (innych zresztą też), jako o jakiejś fikcyjnej "wspólnocie krwi". Uważam że naród to wspólnota czysto kulturowa, której najważniejszą cechą jest wspólny język. Zatem jeśli tylko imigrant z innego kraju, nawet pozaeuropejskiego nauczy się polskiego i uzna polską kulturę za własną, to już się staje Polakiem (analogicznie w przypadku innych narodów). Jednak Imp stwierdził że gość z Wietnamu albo Nigerii nigdy nie będzie prawdziwym Polakiem. Przyznaję, że mnie to trochę razi, bo jaki ktoś ma wpływ na to jak wygląda, albo gdzie się urodził ? Dla mnie głównym kryterium narodowości jest samoidentyfikacja, więc odrzucam np. założenia Białego Nacjonalizmu z USA, który łączy kryterium rasowe i narodowe. A wy co o tym myślicie?
 
Ostatnia edycja:

kompowiec

freetard
2 568
2 622
Dajta spokój, ileż można... robić kopiujwlkejki który jest EOTem:
Kto się bowiem nią [dumą narodową] odznacza, ten zdradza brak cech indywidualnych, z których mógłby być dumny. […] Kto ma wybitne zalety osobiste, ten raczej dostrzeże braki własnego narodu, ponieważ ma je bezustannie przed oczyma. Każdy jednak żałosny dureń, który nie posiada nic na świecie, z czego mógłby być dumny, chwyta się ostatniej deski ratunku, jaką jest duma z przynależności do danego akurat narodu; odżywa wtedy i z wdzięczności gotów jest bronić rękami i nogami wszystkich wad i głupstw, jakie naród ten cechują
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Dajta spokój, ileż można... robić kopiujwlkejki który jest EOTem:

Nic nie zrozumiałeś kolego. Ja wcale nie jestem dumny z bycia Polakiem. Odczuwam po prostu pewną więź z narodem polskim. To coś takiego jak np. więź rodzinna, tylko rozszerzona. Rozchodzi się o to, czy zgodnie z tym co głoszą niektóre alt-righty, a u nas jakieś łyse typki spod znaku ONR, naród powinno się definiować jako wspólnotę kulturowo-językową, czy także biologiczną. Ja do uważam że nie, że każdy powinien mieć prawo przyjąć taką tożsamość narodową, jaką ma ochotę.
 

Maszyn

Member
15
58
Uważam że naród to wspólnota czysto kulturowa, której najważniejszą cechą jest wspólny język. Zatem jeśli tylko imigrant z innego kraju, nawet pozaeuropejskiego nauczy się polskiego i uzna polską kulturę za własną, to już się staje Polakiem (analogicznie w przypadku innych narodów).

Najważniejszą cechą jest być może język, ale to nie jedyny element kreujący tożsamość narodową. Jak pewnie dobrze wiesz jest wiele narodów, które dzielą język z innymi. Poza tym ważnym czynnikiem narodowo-twórczymi są religia, terytorium, historia oraz szeroko rozumiana kultura - niekoniecznie uwzględniająca język.

Zgadzam się, że w przypadku asymilacji do danej kultury czy narodu, jednostka - niezależnie od etnicznego pochodzenia - może stać się członkiem innej zbiorowości. Dobrym przykładem są tutaj dzieci imigrantów, którzy zawsze są podzieleni pomiędzy dwoma pokoleniami (czyt. kulturami). Bokser nigeryjskiego pochodzenia Izuagbe Ogonoh zawsze podkreśla, że jest Polakiem, bo mówi płynną polszczyzną, urodził się w tym kraju i utożsamia się z naszą kulturą.

O przynależności do danego narodu decyduje przede wszystkim identyfikacja jednostki. Inni mogą się burzyć i oceniać, ale w przypadku tożsamości człowieka istnieje pełna autonomia. Oczywiście ciężko uznać, np. za Polaka, osobę bez pochodzenia polskiego, nieznającą polskiego języka, ani kultury, ale różne fanaberie na świecie istnieją. W tym przypadku powinno się to traktować jako kaprys, a nie rzeczywiście poważną identyfikację.
 

tolep

five miles out
8 556
15 441
Ale najpierw, wybaczcie, muszę napisać więcej o Szmucyku i o tym, skąd się wziął w Polsce. Nie będzie to długa historia - zaczyna się od jego dziadka, głębiej w dzieje swojej rodziny nie sięgał nawet sam Szmucyk, a i o dziadku, żeby nie skłamać, mówił bardzo niechętnie.

Ów dziadek był sobie królem wioski, czy nawet kilku wiosek, gdzieś w równikowej Afryce, żył szczęśliwie i spokojnie, jak całe pokolenia jego protoplastów, i kiedy doniesiono mu, że w stolicy kraju zaszły wielkie zmiany, w pierwszej chwili ani trochę go to nie obeszło. Biali wracają do siebie za wielkie morze, oznajmili kurierzy ze stolicy, nasz kraj uzyskał niepodległość, mamy teraz własny rząd i w ogóle. Proszę bardzo, pomyślał sobie dziadek Szmucyka i wzruszył ramionami.

Potem jednak pojawił się następny kurier ze stolicy, przynosząc zarządzenia nowych władz. Uznały one mianowicie, że w parze z niepodległością powinna przyjść modernizacja kraju, a to znaczy, że nie ma w nim już miejsca na plemiennych wodzów. W związku z tym wszyscy królowie wiosek nie są odtąd król\ami, tylko burmistrzami reprezentującymi na podległym im terenie państwo.

Na swoje nieszczęście dziadek Szmucyka wykazał się karygodną dociekliwością, usiłując się dowiedzieć, co to właściwie zmienia. Wyjaśniono mu, że jako przedstawiciel państwa winien w swojej wiosce zbierać podatki. Czy to jednak kurier ze stolicy zapomniał powiedzieć, czy też dziadek Szmucyka nie dosłyszał, w każdym razie nie dotarło do niego, że ma te zebrane podatki odsyłać gdzieś dalej. Były król wioski, a obecnie burmistrz, w najlepszej wierze zużywał więc uzyskane z podatków sumy na cel, który każdemu Afrykaninowi wydałby się najwznioślejszy - wzbogacenie swojej rodziny.

Przez parę lat mieszkańcy wioski płacili cierpliwie, ale w końcu doszli do wniosku, że choć biali kolonizatorzy pozbawiali ich niepodległości, to żadnych podatków nie zabierali. Innymi słowy - do bani z taką niepodległością. Przypadkiem ich wystąpienie zbiegło się w czasie z zamachem stanu, podczas którego były sierżant kolonialnej armii brytyjskiej, a wówczas już generalissimus i naczelny wódz, odsunął od władzy pierwszy cywilny rząd niepodległego państwa, obiecując swemu ludowi zdecydowaną walkę z korupcją, która fatalnie nastawiła masy ludowe do niepodległości. Dziadek Szmucyka bardzo się zdziwił, że zbiegiem okoliczności akurat to on, lokalny urzędnik z mianowania obalonej władzy, wymieniony został po nazwisku i wszystkich dziedziczonych tytułach jako tejże korupcji przykład kliniczny.

Miejscowy kodeks polityczny przewidywał karanie za nadużycia władzy kastracją pierworodnego syna; można to różnie oceniać, ale jako sposób walki z nepotyzmem było niewątpliwie bardziej skuteczne niż prawodawstwo europejskie. Ktoś podrzucił dziadkowi Szmucyka myśl, żeby dla uchronienia swego pierworodnego przed tym zabiegiem wyprawić go czym prędzej na zagraniczne studia do któregoś z białych krajów. Stary Szmucyk uznał radę za rozsądną, zabrał pierworodnego i część pieniędzy ze ściąganych od paru lat podatków, pojechał do stolicy i zaczął jedną po drugiej odwiedzać zagraniczne ambasady, pytając w każdej z nich o możliwość umieszczenia swego potomka na studiach.

Zajrzeli do Amerykanów, do Anglików, Francuzów, może jeszcze gdzieś, aż w końcu, już tak bardziej po południu, dotarli do chałupy zajmowanej przez dyplomatów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. A ponieważ przypadkiem był to akurat 22 lipca, w ambasadzie trwała od wczesnych godzin impreza i wszyscy byli już nawaleni w czarnoziem.

- O, bambusy - przywitały dziadka i ojca Szmucyka życzliwe okrzyki - Patrzcie, bambusy przyszli! Karniaka dla bambusów! - i zanim się obejrzeli, obaj zostali usadzeni przy stole, nakarmieni i napojeni po gardłodziurki. Stary Szmucyk wzruszył się do łez.

- Synu - oznajmił - żadna Ameryka, żadna Francja ani Anglia. Pojedziesz studiować do tego kraju, bo tam mieszkają naprawdę życzliwi ludzie.

W ten sposób stary Szmucyka wylądował na warszawskim SGPiSie, gdzie oczywiście poznał Polkę, ożenił się i został. I może nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie fakt, że jego syn, równie czarny jak ojciec i dziadek, wyrósł na najbardziej zawziętego polskiego nacjonalistę, jakiego w życiu widziałem. "Myśli nowoczesnego Polaka" nauczył się na pamięć mniej więcej w tym wieku, kiedy ja czytałem "Dzieci z Bullerbyn", a historię Polski znał lepiej niż ktokolwiek i przez stuia przeleciał na samych piątkach, nie ucząc się w ogóle. Nie miałby zresztą kiedy, gdyż każdą wolną chwilę poświęcał na konspirację. Oczywiście nie było mowy o żadnych kosmopolitach z KOR-u; Szmucyk zaczął od KPN-u i stopniowo przesuwał się coraz bardziej na prawo. Postępowa część opozycji strasznie zazdrościła prawicy autentycznego Murzyna i kusiła go przeróżnymi propozycjami, ale ideowość Szmucyka okazała się pozbawiona jakichkolwiek rys. I w końcu doprowadziła go do tego, do czego pozbawiona rys ideowość w demokracji doprowadzić musi - Szmucyk został wyautowany z wszelkich układów, bo dla wszystkich był za bardzo narodowo nawiedzony, a dla narodowo nawiedzonych, zwłaszcza odkąd rząd dusz objął nad nimi "katolicki głos w twoim domu", i tak pozostał czarnuchem.
 

Non Serviam

Well-Known Member
834
2 248

Osobiście trochę mi się nie podoba pojęcie narodu, często sugeruje to jakąś więź, z drugiej strony są jakieś cechy wspólne dla danej populacji żyjącej na danym terenie, choć oczywiście nie wszyscy je posiadają. Etniczność o ile się nie przekłada na fenotyp osobnika (bo jak ktoś jest czarnuchem to się to rzuca w oczy choćby jemu samemu) raczej nie wpływa na narodowość, bo jak zostało wyżej wspomniane, mieszanie się nacji było tak duże, że określanie na tej podstawie narodowości jest głupim pomysłem, ja np. najprawdopodobniej jestem w niewielkim stopniu słowianinem a bardziej germańco-bałtem, choć za chuj nie znam np. litewskiego ani germańskiego, nie znam też ich kultury, jakby mnie ktoś wrzucił pomiędzy niemców to bym przez jakiś chodził bardziej wkurwiony niż zwykle, ze względu na to że posiadają oni wady i mentalność do których nie przywykłem. Z drugiej strony jestem biały i wyglądam tak jak przeciętny polak-robak na ulicy a murzyn nie.
 

kompowiec

freetard
2 568
2 622
Nic nie zrozumiałeś kolego. Ja wcale nie jestem dumny z bycia Polakiem. Odczuwam po prostu pewną więź z narodem polskim. To coś takiego jak np. więź rodzinna, tylko rozszerzona. Rozchodzi się o to, czy zgodnie z tym co głoszą niektóre alt-righty, a u nas jakieś łyse typki spod znaku ONR, naród powinno się definiować jako wspólnotę kulturowo-językową, czy także biologiczną. Ja do uważam że nie, że każdy powinien mieć prawo przyjąć taką tożsamość narodową, jaką ma ochotę.
Dla mnie "odczuwanie więzi" do czegoś dalej niż rodzina i krewni jest dla mnie czymś nie do końca pojmowalnym. Dla mnie to nacjozjebizm i tyle, byli i są dla mnie pożytecznymi idiotami.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Dla mnie "odczuwanie więzi" do czegoś dalej niż rodzina i krewni jest dla mnie czymś nie do końca pojmowalnym. Dla mnie to nacjozjebizm i tyle, byli i są dla mnie pożytecznymi idiotami.

To nie jest nacjozjebizm. Nacjozjebizm to przekonanie że własny naród jest lepszy od wszystkich innych i powinien im przewodzić. Idiotą to jest właśnie ktoś kto nie czuje żadnej więzi ze swoją społecznością (plemieniem, ludem, narodem). W dawnych czasach takich ludzi eliminował dobór naturalny, bo każdy mógł ich bezkarnie zabić.
 

kompowiec

freetard
2 568
2 622
Czy te plemiona miały po 38 milionów ludzi że o nich wspominasz? Czy raczej były to małe grupki na wzór wsi?
Nie wiem czy słyszałeś ale im więcej ludzi tym bardziej więzi społeczne słabną lub tak jak w przypadku indii - spara wartość ludzkiego życia? (może nie spada bo tam jest nieco inna kultura ale myślę że wiadomo o co chodzi)

tu masz źródło: http://socialspacejournal.eu/Szósty...rzemiany więzi społecznych w metropoliach.pdf
 
Ostatnia edycja:

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
Czy te plemiona miały po 38 milionów ludzi że o nich wspominasz? Czy raczej były to małe grupki na wzór wsi?
Nie wiem czy słyszałeś ale im więcej ludzi tym bardziej więzi społeczne słabną lub tak jak w przypadku indii - spara wartość ludzkiego życia? (może nie spada bo tam jest nieco inna kultura ale myślę że wiadomo o co chodzi)

tu masz źródło: http://socialspacejournal.eu/Szósty numer/Rafał Waśko - Przemiany więzi społecznych w metropoliach.pdf

Zgoda, ale to w naszych okolicach wartość ludzkiego życia jest przesadnie napompowana. Lubię to, że w Indiach wielokrotny morderca zostaje po prostu w majestacie prawa odjebany. Powinniśmy się uczyć od Hindusów właściwej oceny tego typu zjawisk i konsekwentnego postepowania po ocenie.

Plemiona liczebnością jak najbardziej bliższe były rozmiarom dużej wsi a nie np. Polski czy Czech. Ale co z wartością ludzkiego życia?
Tego... pozaplemiennego!
Rozszerzenie plemienia do wielkiej grupy społecznej - zwłaszcza wieloetnicznej (tu znaczącym prekursorem był między innymi Aleksander Macedoński) to genialna lekcja dla przyswojenia ponadplemiennego charakteru człowieczeństwa (i uwarunkowań etycznych w relacjach między działającymi podmiotami). Niewątpliwe są zasługi chrześcijaństwa też w tej sprawie, ale podkreślmy - Aleksander był wcześniejszy.

Źródło zarówno narodu jak i państwa prehistorycznie tkwi w organizacji plemiennej, a jeszcze grubo wcześniej, ewolucyjnie, w stadnych cechach gatunków. Jednak porzucenie mentalności plemiennej na rzecz narodowej to postęp, koncepcja obywatelstwa to dalszy postęp.
 
OP
OP
Król Julian

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Plemiona liczebnością jak najbardziej bliższe były rozmiarom dużej wsi a nie np. Polski czy Czech. Ale co z wartością ludzkiego życia?
Tego... pozaplemiennego!

Nie było cenione, delikatnie mówiąc:

Archeolodzy mają na swym koncie odkrycie wielu miejsc krwawej przeszłości człowieka, które skłoniły naukowców do postawienia nowych hipotez i zmiany dotychczasowego schematu myślenia: w austriackim Schletz odkryto szkielety 200 osób z rozbitymi czaszkami, pochowanych pośpiesznie 7 tysięcy lat temu. W Herxheim w Palatynacie natrafiono na szczątki pięciuset kobiet, dzieci, mężczyzn i starców. Ich kości pogruchotano, a otwarte czaszki wzdłuż włókien łącznotkankowych świadczą o tym, że agresorzy nie pogardzili mózgiem ofiar. Ciała krojono i zdzierano z nich mięso, a z kości starano się wydobyć szpik - to niepodważalne dowody kanibalizmu. W Eulau w Saksonii Anhalt natrafiono na szczątki dwóch mężczyzn, trzech kobiet i ośmiorga dzieci, zgładzonych około 5 tys. lat temu. W Europie Środkowej archeolodzy odkrywają coraz więcej masowych, prehistorycznych grobów. Na podstawie ich zawartości można sądzić, że wczesne dzieje człowieka były piekłem na ziemi. - Już nie patrzymy na prehistorię jak na złotą epokę pokojowego współistnienia ludzi. Teraz modnym tematem stało się badanie agresji naszych przodków. Można odnieść wrażenie, że przemoc towarzyszyła człowiekowi od zarania dziejów. Tyle, że dawniej było znacznie gorzej niż obecnie - mówi Heidi Peter-Röcher z Uniwersytetu w Würzburgu. Zatem wahadło odchyla się od raju w kierunku piekła. Neolit jawi się jako mroczna epoka, naznaczona mordami, masakrami, aktami kanibalizmu i krwawymi rytuałami. Oto powstaje nowy, zniekształcony obraz naszych dziejów. Tego rodzaju ślady pozwalają naukowcom w odtworzeniu scenariusza przemocy i ustaleniu, kto był prehistorycznym sprawcą, a kto ofiarą. Nie ma sensu ranić kogoś w plecy, skoro wcześniej dźgnięto go w brzuch - wyjaśnia Joachim Wahl. Jeśli urazy da sie przyporządkować różnym rodzajom broni, wówczas można je zinterpretować jako bitwę z udziałem większej liczby osób. - Jednak może się okazać, że wyciągamy błędne wnioski i wszystko przebiegło zupełnie inaczej - mówi paleoantropolog. Naukowcom brakuje wielu danych, aby wiarygodnie określić rzeczywisty potencjał przemocy w społecznościach prehistorycznych. Dotychczasowe odkrycia dostarczają "fragmentarycznych, ale bardzo ciekawych spostrzeżeń" - przyznaje Joachim Wahl. Wiele odkryć świadczy o agresji naszych przodków. Malowidła naskalne w hiszpańskiej Levante przedstawiają dwie grupy uzbrojonych postaci, stojące na przeciwko siebie i wypuszczające grad strzał. Jaki przekaz zawierają rysunki z okresu neolitu? Czy oznaczają, że nasi przodkowie prowadzili zorganizowane walki, stanowiące zaczątek przyszłych wojen? W pobliżu malowideł archeolodzy odkryli masowe groby pełne szkieletów, pogruchotanych kości, czaszek i grotów od strzał. Czy malowidła skalne przedstawiają neolityczną bitwę, przypadkowy napad, czy też rytualne walki pokazowe, znane we współczesnych społecznościach zbieracko-myśliwskich. Mężczyźni z wrogich plemion stoją naprzeciwko siebie i obrzucają się strzałami bądź włóczniami. Celem demonstracji nie jest zabicie przeciwnika, lecz odstraszenie potencjalnego agresora lub zaprezentowanie własnej potęgi. Nawet podczas bezkrwawych pojedynków zdarzają się ofiary - najniebezpieczniejszy moment nadchodzi wówczas, gdy wojownicy opuszczają pole bitwy. Wówczas mogą nie zauważyć nadlatującej włóczni i zginąć trafieni w plecy. Czy w ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego w kręgosłupach wielu prehistorycznych szkieletów odkryto wiele grotów zaklinowanych między kręgami? Rick Schulting z Uniwersytetu w Oksfordzie opowiada, że w Wielkiej Brytanii nie odnaleziono ani jednego szkieletu zwierzęcia z wbitym grotem. Natomiast archeolodzy natrafili na takowe w kościach ludzkich. Prawdopodobnie myśliwi wyciągali groty z ciał zabitych zwierząt, aby je wykorzystać w kolejnym polowaniu. Nie robili tego w przypadku zabitych wrogów. Oto jeden z wielu przykładów, że naukowcy poruszają się na bardzo grząskim gruncie. Mimo wielu niewiadomych Schulting próbuje stworzyć jak najpełniejszy obraz prehistorycznej przemocy. Trzy procent szkieletów ludzkich, znalezionych w Europie Północnej i Środkowej nosi ślady śmiertelnych urazów czaszki. Powyższa statystyka nie uwzględnia zbiorowych grobów takich jak Talheim, czy urazów tkanek miękkich, które są nie do odtworzenia po upływie tysięcy lat. Być może trafne są szacunki profesora Lawrence'a Keele'a, autora wydanej pod koniec lat dziewięćdziesiątych cenionej książki "War before Civilization" ("Wojna przed cywilizacją"). Archeolog z Uniwersytetu w Illinois nakreślił obraz niezwykle agresywnego społeczeństwa okresu przedpaństwowego, gdzie walka i przemoc były na porządku dziennym. Według wyliczeń naukowca 0,5 procent populacji klasycznego społeczeństwa plemiennego ginęło gwałtowną śmiercią i to w skali roku. Wydaje się, że to niewielki odsetek, ale jeśli przełożyć abstrakcyjną formułę na ludność Niemiec, wówczas liczby okazują się przerażające: zgodnie z nią w 82-milionowej populacji Niemców aż 410 tys. osób rocznie umierałoby w wyniku przemocy. Rzecz jasna powyższe dane należy traktować z dużą dozą ostrożności. Z całą pewnością w epoce kamiennej krew lała się szeroką strugą, a trup ścielił się gęsto nawet przy założeniu, że regularne wojny pojawiły się wraz z powstaniem społeczeństw hierarchicznych. Skąd zatem wzięło się przekonanie, że w zamierzchłych czasach człowiek żył w przykładnej harmonii z przyrodą i był pokojowo nastawiony wobec bliźnich? Rick Schulting uważa, że człowiek stworzył wizerunek przodka-pacyfisty na zasadzie kontrastu do okropności XX wieku i wszechobecnych obrazów przemocy w życiu współczesnym. Naukowcy długi czas nie byli w stanie zrozumieć, dlaczego w epoce kamiennej ludzie sięgali po morderczą w skutkach przemoc. Gęstość zaludnienia była bardzo niska, nie brakowało ziemi. Dlaczego toczono krwawe spory i waśnie? Problem w tym, że ziemia nie zawsze przedstawiała wartość użytkową. Alexandra Krenn-Leeb z Uniwersytetu w Wiedniu opowiada, że prehistoryczne zwłoki znalezione w zbiorowym grobie w Schletz w Austrii wykazywały oznaki chronicznego niedożywienia. Historyczne dane klimatyczne dowodzą, że w czasach suszy lub innych klęsk przyrodniczych rosła liczba wałów obronnych. W okresie niedoboru żywności mieszkańcy osad podwyższali lub usypywali nowe wały obronne. Nasi przodkowie toczyli spory o bydło i prestiż, szukali zemsty bądź odwetu. Czasami sięgali po inny pretekst z bogatego repertuaru przemocy. Przyczyną masakry w Talheim mogła być porwanie kobiet, zemsta albo jakaś tragedia rodzinna.

http://wiadomosci.onet.pl/nauka/prehistoryczni-okrutnicy/mdk7z
 

kompowiec

freetard
2 568
2 622
Zgoda, ale to w naszych okolicach wartość ludzkiego życia jest przesadnie napompowana. Lubię to, że w Indiach wielokrotny morderca zostaje po prostu w majestacie prawa odjebany. Powinniśmy się uczyć od Hindusów właściwej oceny tego typu zjawisk i konsekwentnego postepowania po ocenie.
To także. Ale najbardziej ze wszystkiego to lubię ich system półotwartych więzień - tam na dosłownie wszystko muszą zapracować sami, nikt oprawcom żadnego żarcia nie daje, co najwyżej miejsce do spania.
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
Nie było cenione, delikatnie mówiąc:

Archeolodzy mają na swym koncie odkrycie wielu miejsc krwawej przeszłości człowieka, które skłoniły naukowców do postawienia nowych hipotez i zmiany dotychczasowego schematu myślenia: w austriackim Schletz odkryto szkielety 200 osób z rozbitymi czaszkami, pochowanych pośpiesznie 7 tysięcy lat temu. W Herxheim w Palatynacie natrafiono na szczątki pięciuset kobiet, dzieci, mężczyzn i starców. Ich kości pogruchotano, a otwarte czaszki wzdłuż włókien łącznotkankowych świadczą o tym, że agresorzy nie pogardzili mózgiem ofiar. Ciała krojono i zdzierano z nich mięso, a z kości starano się wydobyć szpik - to niepodważalne dowody kanibalizmu. W Eulau w Saksonii Anhalt natrafiono na szczątki dwóch mężczyzn, trzech kobiet i ośmiorga dzieci, zgładzonych około 5 tys. lat temu. W Europie Środkowej archeolodzy odkrywają coraz więcej masowych, prehistorycznych grobów. Na podstawie ich zawartości można sądzić, że wczesne dzieje człowieka były piekłem na ziemi. - Już nie patrzymy na prehistorię jak na złotą epokę pokojowego współistnienia ludzi. Teraz modnym tematem stało się badanie agresji naszych przodków. Można odnieść wrażenie, że przemoc towarzyszyła człowiekowi od zarania dziejów. Tyle, że dawniej było znacznie gorzej niż obecnie - mówi Heidi Peter-Röcher z Uniwersytetu w Würzburgu. Zatem wahadło odchyla się od raju w kierunku piekła. Neolit jawi się jako mroczna epoka, naznaczona mordami, masakrami, aktami kanibalizmu i krwawymi rytuałami. Oto powstaje nowy, zniekształcony obraz naszych dziejów. Tego rodzaju ślady pozwalają naukowcom w odtworzeniu scenariusza przemocy i ustaleniu, kto był prehistorycznym sprawcą, a kto ofiarą. Nie ma sensu ranić kogoś w plecy, skoro wcześniej dźgnięto go w brzuch - wyjaśnia Joachim Wahl. Jeśli urazy da sie przyporządkować różnym rodzajom broni, wówczas można je zinterpretować jako bitwę z udziałem większej liczby osób. - Jednak może się okazać, że wyciągamy błędne wnioski i wszystko przebiegło zupełnie inaczej - mówi paleoantropolog. Naukowcom brakuje wielu danych, aby wiarygodnie określić rzeczywisty potencjał przemocy w społecznościach prehistorycznych. Dotychczasowe odkrycia dostarczają "fragmentarycznych, ale bardzo ciekawych spostrzeżeń" - przyznaje Joachim Wahl. Wiele odkryć świadczy o agresji naszych przodków. Malowidła naskalne w hiszpańskiej Levante przedstawiają dwie grupy uzbrojonych postaci, stojące na przeciwko siebie i wypuszczające grad strzał. Jaki przekaz zawierają rysunki z okresu neolitu? Czy oznaczają, że nasi przodkowie prowadzili zorganizowane walki, stanowiące zaczątek przyszłych wojen? W pobliżu malowideł archeolodzy odkryli masowe groby pełne szkieletów, pogruchotanych kości, czaszek i grotów od strzał. Czy malowidła skalne przedstawiają neolityczną bitwę, przypadkowy napad, czy też rytualne walki pokazowe, znane we współczesnych społecznościach zbieracko-myśliwskich. Mężczyźni z wrogich plemion stoją naprzeciwko siebie i obrzucają się strzałami bądź włóczniami. Celem demonstracji nie jest zabicie przeciwnika, lecz odstraszenie potencjalnego agresora lub zaprezentowanie własnej potęgi. Nawet podczas bezkrwawych pojedynków zdarzają się ofiary - najniebezpieczniejszy moment nadchodzi wówczas, gdy wojownicy opuszczają pole bitwy. Wówczas mogą nie zauważyć nadlatującej włóczni i zginąć trafieni w plecy. Czy w ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego w kręgosłupach wielu prehistorycznych szkieletów odkryto wiele grotów zaklinowanych między kręgami? Rick Schulting z Uniwersytetu w Oksfordzie opowiada, że w Wielkiej Brytanii nie odnaleziono ani jednego szkieletu zwierzęcia z wbitym grotem. Natomiast archeolodzy natrafili na takowe w kościach ludzkich. Prawdopodobnie myśliwi wyciągali groty z ciał zabitych zwierząt, aby je wykorzystać w kolejnym polowaniu. Nie robili tego w przypadku zabitych wrogów. Oto jeden z wielu przykładów, że naukowcy poruszają się na bardzo grząskim gruncie. Mimo wielu niewiadomych Schulting próbuje stworzyć jak najpełniejszy obraz prehistorycznej przemocy. Trzy procent szkieletów ludzkich, znalezionych w Europie Północnej i Środkowej nosi ślady śmiertelnych urazów czaszki. Powyższa statystyka nie uwzględnia zbiorowych grobów takich jak Talheim, czy urazów tkanek miękkich, które są nie do odtworzenia po upływie tysięcy lat. Być może trafne są szacunki profesora Lawrence'a Keele'a, autora wydanej pod koniec lat dziewięćdziesiątych cenionej książki "War before Civilization" ("Wojna przed cywilizacją"). Archeolog z Uniwersytetu w Illinois nakreślił obraz niezwykle agresywnego społeczeństwa okresu przedpaństwowego, gdzie walka i przemoc były na porządku dziennym. Według wyliczeń naukowca 0,5 procent populacji klasycznego społeczeństwa plemiennego ginęło gwałtowną śmiercią i to w skali roku. Wydaje się, że to niewielki odsetek, ale jeśli przełożyć abstrakcyjną formułę na ludność Niemiec, wówczas liczby okazują się przerażające: zgodnie z nią w 82-milionowej populacji Niemców aż 410 tys. osób rocznie umierałoby w wyniku przemocy. Rzecz jasna powyższe dane należy traktować z dużą dozą ostrożności. Z całą pewnością w epoce kamiennej krew lała się szeroką strugą, a trup ścielił się gęsto nawet przy założeniu, że regularne wojny pojawiły się wraz z powstaniem społeczeństw hierarchicznych. Skąd zatem wzięło się przekonanie, że w zamierzchłych czasach człowiek żył w przykładnej harmonii z przyrodą i był pokojowo nastawiony wobec bliźnich? Rick Schulting uważa, że człowiek stworzył wizerunek przodka-pacyfisty na zasadzie kontrastu do okropności XX wieku i wszechobecnych obrazów przemocy w życiu współczesnym. Naukowcy długi czas nie byli w stanie zrozumieć, dlaczego w epoce kamiennej ludzie sięgali po morderczą w skutkach przemoc. Gęstość zaludnienia była bardzo niska, nie brakowało ziemi. Dlaczego toczono krwawe spory i waśnie? Problem w tym, że ziemia nie zawsze przedstawiała wartość użytkową. Alexandra Krenn-Leeb z Uniwersytetu w Wiedniu opowiada, że prehistoryczne zwłoki znalezione w zbiorowym grobie w Schletz w Austrii wykazywały oznaki chronicznego niedożywienia. Historyczne dane klimatyczne dowodzą, że w czasach suszy lub innych klęsk przyrodniczych rosła liczba wałów obronnych. W okresie niedoboru żywności mieszkańcy osad podwyższali lub usypywali nowe wały obronne. Nasi przodkowie toczyli spory o bydło i prestiż, szukali zemsty bądź odwetu. Czasami sięgali po inny pretekst z bogatego repertuaru przemocy. Przyczyną masakry w Talheim mogła być porwanie kobiet, zemsta albo jakaś tragedia rodzinna.

No właśnie. Tak będzie w akapie...

; )
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
AKAP jedyną nadzieją na zatrzymanie globcia!


Tak! Bo w akapie wszystkie gleby będą jednakowo stare. A zatem bardzo żyzne. To dobre wiadomości!


https://libertarianizm.net/threads/dobre-wiadomosci.3845/page-72#post-212253


Jeśli chodzi o wiek masywów górskich, to sprawa jest bardziej skomplikowana. Pojawią się dwa nurty. Ortodoksyjny anarchokapitalizm, gdzie konsekwentnie wszystkie masywy górskie będą jednakowo stare. Oraz propertarianizm, w którym o wieku orzekać będą (każdy wachlowany przez swoją niewolnicę) nowo zaprzyjaźnieni

https://libertarianizm.net/threads/filozofia-gorean.5386/

filozofowie goreańscy poprzez porównanie z wzorcowymi górami na Gor (taka planeta).

Stara RACJONALISTYCZNA geologia pójdzie w końcu na śmietnik. Zmieniona przez nową anarchistyczną (zgodną z maksymą anarchizmu epistemologicznego: anything goes, "wszystko ujdzie") naukę. Oczywiście tak będzie tylko na amerykańskich uniwersytetach. W akapie każdego będzie stać na studiowanie na amerykańskim uniwersytecie, więc ok. W Polsce żadnej jebanej geologii nie będzie. Przykładowo na Uniwersytet Jagielloński wkroczy kilkunastu rozgrzanych wódą i amfą mięśniaków, by dokonać pierwotnego zawłaszczenia stosownego wydziału. Wiadomo: państwowe równa się niczyje. Podlega SWOBODZIE zawłaszczenia, jak to wykazano wielokrotnie.
 

Norden

Well-Known Member
723
900
Czy to komuś się podoba czy nie w XXI w. nie unikniemy rywalizacji między narodami. Nawet w rzekomych ujednoliconych wspólnotach gospodarczych takich jak Unia Europejska gdzie wspólny rynek jest tylko na papierze.
Istnienie państwowych struktur nie ma znaczenia dla istnienia narodu - tutaj przykład chociażby Kurdów, którzy są wysoce aktywni politycznie i militarnie.

Moim zdaniem najbardziej adekwatna jest definicja Józefa Kosseckiego:


"Naród jest to naczelny związek społeczny różnokrewny, obejmujący swymi funkcjami całość życia społecznego, a w tym przede wszystkim porządek etyczny. W związku z tym F. Koneczny określa naród jako zrzeszenie cywilizacyjne, posiadające ojczyznę i język ojczysty oraz mający cele spoza materialnej walki o byt, podkreśla przy tym, że o ile państwo jest zrzeszeniem przymusowym, opartym na prawie, o tyle naród jest zrzeszeniem dobrowolnym, opartym na etyce. Wydaje się, że definicja Konecznego nie jest całkiem adekwatna w obrębie innych niż łacińska cywilizacji, dlatego też wyżej podaliśmy bardziej ogólną i nowoczesną definicję.

Państwo jest związkiem przymusowym opartym na sile zdolnej do egzekwowania prawa – reprezentowanej przez wojsko, policję, sądy, więzienia i administrację państwową.
Naród jest związkiem opartym na etyce i dobrowolnie przestrzeganym autonomicznym prawie narodowym, które może funkcjonować nawet bez własnego państwa i jego aparatu przymusu – czego przykładem może być naród polski w okresie zaborów albo naród żydowski, który długo istniał bez własnego państwa.
Bardzo istotny jest okres, w którym narodowość przekształca się w naród i zaczyna dążyć do posiadania własnego państwa. Na przykład polscy narodowcy nie zauważyli początków procesu przekształcania się narodowości, które przed rozbiorami wchodziły w skład Rzeczypospolitej, w narody. Pociągnęło to za sobą istotne błędy polityczne, które przyczyniły się do tragicznych wydarzeń podczas II wojny światowej. Dzisiaj władze Rosji zdają się popełniać analogiczny błąd, nie zauważając istnienia ukraińskiej świadomości narodowej.
Aby powstał naród musi powstać pojęcie narodu i związana z nim świadomość narodowa, a ponadto musi się ona przyjąć w większości społeczeństwa lub na początku przynajmniej w jego części odpowiednio licznej i wpływowej – czyli elicie narodowej, a ponadto posiadającej odpowiednie warunki, aby rozwijać i rozpowszechnić tę świadomość tak, by mógł powstać i rozwijać się naród obok państwa i uczynić to państwo zasadniczym elementem życia narodowego.
Używając pojęć wprowadzonych w pierwszym rozdziale, możemy powiedzieć, że proces powstawania narodu jest procesem socjocybernetycznym, który dla swego powstania potrzebuje programu, który określa jego zasadniczy cel – w tradycyjnym języku nazywa się to misją dziejową narodu – oraz metodę realizacji tego celu, czyli ogólną strategię jego osiągania. W skład strategii wchodzi polityka międzynarodowa.
(…)
W Polsce ten etap powstawania narodu rozpoczął się stosunkowo wcześnie – według Konecznego na przełomie XIII i XIV wieku, kiedy to za panowania Władysława Łokietka nastąpiła ostra konfrontacja z obcym żywiołem niemieckim, który masowo napłynął na ziemie polskie; powstały wówczas ostre konflikty na tle językowym i politycznym, które przyspieszyły rozwój polskiej świadomości narodowej. Ponadto wystąpiły wówczas w Polsce ostre przeciwieństwa stanowe w postaci walki rycerstwa z mieszczaństwem o hegemonię społeczną. Rycerstwo było etnicznie polskie, zaś mieszczaństwo głównie niemieckie. W dodatku Polska toczyła wówczas wojny państwem krzyżackim, które miało kulturę niemiecką.
Następnie, w miarę rozwoju kultury narodowej, postępuje proces całkowania wewnętrznego, który z jednej strony prowadzi do asymilacji lub eliminowania z życia narodu elementów o innym poczuciu narodowym, a z drugiej strony do zacierania się różnic wewnętrznych w narodzie. Towarzyszy temu procesowi silne dążenie do uzyskania lub utrwalenia suwerenności narodowej."
 

jkruk2

A fronte praecipitium a tergo lupi
828
2 386
Może ktoś podać definicję "narodu". Co to jest "naród"?

Naród jest to naczelny związek społeczny różnokrewny, obejmujący swymi funkcjami całość życia społecznego, a w tym przede wszystkim porządek etyczny.

Bzdura. Jest to tak żałosne, że szkoda nawet tego komentować.
 

kompowiec

freetard
2 568
2 622
1. duża wspólnota etniczna, przeważnie mówiąca tym samym językiem, związana wspólną historią i kulturą oraz wspólnymi interesami politycznymi i gospodarczymi;
2. potocznie: zgromadzenie, zbiorowisko ludzi
http://sjp.pl/naród
czyli przypadkowi ludzie który się urodzili na danym terenie w którym uczestniczy się równie przypadkowo z jakąś kulturą nazywają narodem. Zajebiście, prawda?
 

jkruk2

A fronte praecipitium a tergo lupi
828
2 386
Nie podam Ci żadnej definicji bo nie wiem co to jest naród. Na pierwszy rzut oka to jakiś gówniany wymysł humanistów. Kolejne słowo po stronie wyobraźni.
 
Do góry Bottom