Att
Manarchista
- 286
- 495
Jak wiadomo poglądy dzielą się na opisowe (dotyczące tego jaki według nas świat jest) i normatywne (dotyczące tego jaki według nas świat powinien być). Zazwyczaj, żeby wyrobić sobie pogląd na jakąś sprawę, musimy zauważyć problem i wierzyć, że możliwe jest rozwiązanie go. W przypadku stosunków społecznych i kwestii związanych z polityką zauważamy dużo problemów i jesteśmy przekonani, że da się je rozwiązać. Wpływ na to, być może błędne, przekonanie ma zapewne fakt, że żyjemy w demokracji, która powiada nam, że to my podejmujemy decyzje dotyczące działalności państwa. Stąd biorą się tak zwane poglądy polityczne.
Kiedy szukamy wokół siebie rzeczy, które działają źle, nieefektywnie, nieuczciwie, zauważamy służbę zdrowia, system edukacji, pocztę, policję, sądy... Po krótkim namyśle zauważamy, że wszystkie te instytucje są państwowe. Nie mamy natomiast aż takich zastrzeżeń do rynku żywieniowego albo dostępu do informacji. Kiedy przypomnimy sobie, że takowe zastrzeżenia mieliśmy, kiedy dziedzinami tymi zajmowało się państwo, to szybko wyciągniemy wniosek, iż receptą na poprawę rzeczywistości jest urynkowienie całej działalności państwowej. Dlatego po pięciu minutach zadumy nad otaczającą nas rzeczywistością zostajemy libertarianami.
Chciałbym tu jednak zapytać o inną dziedzinę życia, na którą często słyszy się skargi. Mam na myśli wtłoczenie człowieka w korporacjonistyczny konsumpcjonistyczny kapitalistyczny System. W skrócie: Przeciętny człowiek przez pięć dni w tygodniu chodzi do pracy, której nie cierpi. Robi rzeczy, które są niepotrzebne, wpycha klientom produkty, których oni nie chcą. Pnie się po stopniach kariery, niszcząc innym ludziom życie. W weekendy usiłuje zapomnieć o rzeczywistości, używając legalnych lub nie narkotyków. Nie cieszy się życiem ani nawet nie potrafi się nim cieszyć - kiedy wreszcie ma czas wolny, zabija go, łącząc kwadraty opatrzone potęgami dwójki....
Problem ten tym się różni od wymienianych poprzednio, że nie ma bezpośredniego związku z działalnością państwa. A nawiązania do niego można znajduję wszędzie, np. w piosenkach o biegu lub marszu ludzi robotów w korpo czy konsumentów. Ponoć Aldous Huxley mistrzowsko ujął całe zagadnienie w Nowym wspaniałym świecie (niestety nie czytałem). Popularność tematu sugeruje, że problem naprawdę istnieje. Tu na forum nie znalazłem jednak wątku szerzej go poruszającego. Były takie o konsumpcjonizmie albo o korporacjach, jednak skupiały się one jedynie na wybranych aspektach sprawy i to bardziej w kontekście politycznym niż społecznym.
W związku z tym mam parę pytań:
Czy przedstawiony wyżej opis przeciętnego człowieka ma związek z rzeczywistością? Czy może to tylko lewacka propaganda?
Jakie Wy macie doświadczenia w tej materii? Czy sami żyjecie w ten sposób albo znacie takich ludzi?
Czy negatywna ocena współczesności jest uprawniona? Czy dawniej było lepiej?
Czy żyjący w zgodzie z naturą szlachetni dzikusi byli szczęśliwsi? A może właśnie nie, bo cały czas walczyli o przetrwanie z nieposkromioną przyrodą i ze sobą nawzajem?
Czy wieśniacy pędzący w czasach feudalizmu sielankowy żywot byli szczęśliwsi? A może właśnie nie, bo pracowali dużo więcej i mieli dużo węższe perspektywy?
Czy ludzie epoki postindustrialnej jeszcze kilkadziesiąt lat temu byli szczęśliwsi? A może właśnie nie, bo tylko mieli mniejsze możliwości i gorszą sytuację ekonomiczną?
Czy zawsze było i będzie źle? Czy życie jest obłędem?
No i wreszcie: Jak zaradzić temu problemowi? Czy w akapie on sam zniknie? Czy może wynika on z ludzkiej natury i zawsze większość społeczeństwa będzie prowadziła beznadziejne i bezwartościowe życie? A może takie życie prowadzą tylko komunistyczne masy, których celem życia jest się dobrze nażreć? A tymczasem szlachetni libertarianie mają swoje ideały, zbierają znaczki pocztowe i latają na Marsa?
Kiedy szukamy wokół siebie rzeczy, które działają źle, nieefektywnie, nieuczciwie, zauważamy służbę zdrowia, system edukacji, pocztę, policję, sądy... Po krótkim namyśle zauważamy, że wszystkie te instytucje są państwowe. Nie mamy natomiast aż takich zastrzeżeń do rynku żywieniowego albo dostępu do informacji. Kiedy przypomnimy sobie, że takowe zastrzeżenia mieliśmy, kiedy dziedzinami tymi zajmowało się państwo, to szybko wyciągniemy wniosek, iż receptą na poprawę rzeczywistości jest urynkowienie całej działalności państwowej. Dlatego po pięciu minutach zadumy nad otaczającą nas rzeczywistością zostajemy libertarianami.
Chciałbym tu jednak zapytać o inną dziedzinę życia, na którą często słyszy się skargi. Mam na myśli wtłoczenie człowieka w korporacjonistyczny konsumpcjonistyczny kapitalistyczny System. W skrócie: Przeciętny człowiek przez pięć dni w tygodniu chodzi do pracy, której nie cierpi. Robi rzeczy, które są niepotrzebne, wpycha klientom produkty, których oni nie chcą. Pnie się po stopniach kariery, niszcząc innym ludziom życie. W weekendy usiłuje zapomnieć o rzeczywistości, używając legalnych lub nie narkotyków. Nie cieszy się życiem ani nawet nie potrafi się nim cieszyć - kiedy wreszcie ma czas wolny, zabija go, łącząc kwadraty opatrzone potęgami dwójki....
Problem ten tym się różni od wymienianych poprzednio, że nie ma bezpośredniego związku z działalnością państwa. A nawiązania do niego można znajduję wszędzie, np. w piosenkach o biegu lub marszu ludzi robotów w korpo czy konsumentów. Ponoć Aldous Huxley mistrzowsko ujął całe zagadnienie w Nowym wspaniałym świecie (niestety nie czytałem). Popularność tematu sugeruje, że problem naprawdę istnieje. Tu na forum nie znalazłem jednak wątku szerzej go poruszającego. Były takie o konsumpcjonizmie albo o korporacjach, jednak skupiały się one jedynie na wybranych aspektach sprawy i to bardziej w kontekście politycznym niż społecznym.
W związku z tym mam parę pytań:
Czy przedstawiony wyżej opis przeciętnego człowieka ma związek z rzeczywistością? Czy może to tylko lewacka propaganda?
Jakie Wy macie doświadczenia w tej materii? Czy sami żyjecie w ten sposób albo znacie takich ludzi?
Czy negatywna ocena współczesności jest uprawniona? Czy dawniej było lepiej?
Czy żyjący w zgodzie z naturą szlachetni dzikusi byli szczęśliwsi? A może właśnie nie, bo cały czas walczyli o przetrwanie z nieposkromioną przyrodą i ze sobą nawzajem?
Czy wieśniacy pędzący w czasach feudalizmu sielankowy żywot byli szczęśliwsi? A może właśnie nie, bo pracowali dużo więcej i mieli dużo węższe perspektywy?
Czy ludzie epoki postindustrialnej jeszcze kilkadziesiąt lat temu byli szczęśliwsi? A może właśnie nie, bo tylko mieli mniejsze możliwości i gorszą sytuację ekonomiczną?
Czy zawsze było i będzie źle? Czy życie jest obłędem?
No i wreszcie: Jak zaradzić temu problemowi? Czy w akapie on sam zniknie? Czy może wynika on z ludzkiej natury i zawsze większość społeczeństwa będzie prowadziła beznadziejne i bezwartościowe życie? A może takie życie prowadzą tylko komunistyczne masy, których celem życia jest się dobrze nażreć? A tymczasem szlachetni libertarianie mają swoje ideały, zbierają znaczki pocztowe i latają na Marsa?
Ostatnia edycja: