D
Deleted member 427
Guest
Przeklejam z wykopu:
http://www.wykop.pl/wpis/12156001/jak-powszechnie-wiadomo-polska-za-rzadow-po-ledwo-/
Jak powszechnie wiadomo, Polska za rządów PO ledwo dyszy i tak rzężąc żałośnie zmierza ku bankructwo. Jesteśmy odbytem Europy, jebiącym niemytymi kutasami zadupiem bez żadnych szans na lepsze jutro. Jedyną dla nas nadzieją jest mąż opatrznościowy w muszce, któremu jednak nikt nie chce powierzyć władzy, bo na straży ancien régime stoi TVN, wmawiając ciemnemu ludowi, że Janusz Korwin-Mikke zdradza małe żony i brzuchaci impotentną kluchą coraz to młodsze dzierlatki.
Cywilizacyjny regres zafundowany przez nierząd ryżego inwertyty i jego totumfacką pediatrkę to zbrodnia na narodzie porównywalna z mordem w Katyniu i nadejdzie jeszcze Dzień Sznura, w którym zbuntowany lud weźmie sprawiedliwość w swoje ręce i gałęzie zaczną trzaskać niczym podczas wichury, choć wiatr tego dnia dął będzie nieodczuwalnie.
Najwyższe na świecie podatki, dług przewyższający PKB USA, brudne, poharatane dzieci z brzuszkami wzdętymi od kwashiorkoru, konkurujące z łabędziami w parku o ostatnie okruszki chleba; gimnazjalistki prostytuujące się za garść szczawiu zerwanego z ogołoconych już do zera nasypów kolejowych czy wreszcie stada wygłodniałych emerytów, pożerające rozmiękczone moczem krawężniki, bo śmietniki zdążyła już opróżnić szybsza w nogach młodzież.
Wszyscy o tym wiemy, czytamy wszak Wykop. I nie trzeba nam żadnych statystyk, bo to jakby dowodzić kołowatości koła. Mimo wszystko zerknijmy do danych, by w masochistycznym zboczeniu ponapawać się zimbambweńską nędzą, zgotowaną nam rękoma antychrysta Tuska.
Najpierw zerknijmy na dynamikę PKB, bo coś pamiętam z podstaw przedsiębiorczości w gimbazie, że to wskaźnik ważny. Jak zatem w latach2007-2013 wyglądał skumulowany wzrost PKB w Polsce na tle reszty krajów UE?
Klik
Czyż trzeba czegoś jeszcze, by wywieźć ryżego drania na taczce do Niemiec? Pod względem wzrostu PKB zajmujemy żałosne pierwsze miejsce i to bezdyskusyjnie. 15 krajów jeszcze nie odrobiło kryzysowych strat, kraje PIGS to, kurwa, nie wiem, kiedy odrobią - a my kłujemy w oczy tymi 19.7 %! Czy to się godzi? Gdzie tu jakaś elementarna solidarność z resztą kontynentu? Masz ty, ryży pedale, rozum i godność człowieka?!
Rozpierduchę jeszcze lepiej widać na tym wykresie, opartym o dane Eurostatu. W roku 2007 nasze PKB per capita skorygowane o siłę nabywczą stanowiło ledwie 53 % średniej UE. W roku 2014 było to już 68.4 %! 15 punktów procentowych w siedem lat! Zakładając utrzymanie trendu, średnią europejską dogonimy przed rokiem 2030, co jest wynikiem tragicznym, bo przecież Korwin mówił, że normalne kraje rozwijają się w tempie 10-15 %.
Nie tylko rozwijaliśmy się ślimaczo. Również taki gównowzrost czeka nas w najbliższej przyszłości, a przynajmniej tak prognozuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Według wskaźnika PKB per capita, skorygowanego o wartość siły nabywczej, w 2018 roku mamy wyprzedzić Portugalię i Cypr, kraje jeszcze niedawno znacznie bogatsze. W 2019 roku PKB per capita Polski będzie wynosił 91 % greckiego, choć w 2008 roku było to 60 %. W 2008 roku PKB per capita Polski wynosił 57 % hiszpańskiego i 56 % włoskiego, a w 2019 roku będzie to kolejno 80 % i 83 %. Robimy więc wszystko, aby nigdy nie dogonić południa Europy, do którego od dziesiątków lat dzieli nas ogromny dystans. Na domiar złego PwC wieści, że do roku 2050 Polska będzie najszybciej rozwijającą się gospodarką Europy, a agencja Stratfor, nazywana cieniem CIA, przewiduje, że w najbliższej dekadzie Polska się stanie geopolityczną potęgą.
Naszym problemem za rządów Tuska był nie tylko rachityczny wzrost, ale również NATURA tego wzrostu. Każdy kuc wie, że ciągnęliśmy ten wózek wyłącznie dzięki długowi, który osiągnął takie rozmiary, że aż truchło Gierka dostałoby erekcji. Idealnie obrazuje to ten wykres, przedstawiający skumulowany przyrost długu względem PKB w latach 2006-2013. Na 28 krajów UE tylko cztery zadłużały się wolniej od nas. Przy czym jeden z nich - Malta - miał populację mniejszą niż Poznań, a drugi - Estonia - mniejszą niż Warszawa. Jeśli chodzi o duże, poważne kraje, to lepsza była tylko lewacka Szwecja i Bułgaria. W kochanej przez wykopków Irlandii dług wzrósł o 98 pp., w Grecji o 66 pp., w Portugalii o54.2 pp. My ze swoim przyrostem o 9.7 pp. wypadamy wręcz niepoważnie i aż wstyd przed światem.
Długo można by jeszcze o długu rozprawiać, ale nie ma po co, bo sążnistą filipikę pod adresem zadłużacza TuSSka wysmażyłem już tutaj.
Pekabe-srekabe i jakiś dług publiczny – co to w ogóle jest?! Fetysze ekonomistów, niemające żadnego wpływu na życie szarych ludzi. Ludzie chcą żreć, a nie kontemplować popierdalające w górę wskaźniki. Powinniśmy więc patrzeć na takie rzeczy, jak realny wzrost dochodów, bo to on nam mówi, czy statystyczny Janusz może sobie więcej do gara włożyć.
"The Economist" jakiś czas temu wrzucił u siebie grafikę, ukazującą zmianę dochodów rozporządzalnych gospodarstw domowych w państwach OECD w latach 2007-2011. Polska znowu robi za zakałę, zajmując pierwsze miejsce. W analizowanych okresie dochody rosły u nas średnio o 3 % rocznie, podczas gdy 33 kraje OECD jako całość notowały rokroczny spadek o jakieś pół procent. Apokalipsę potwierdza także analizawskaźnika spożycia indywidualnego skorygowanego (AIC), czyli po prostu konsumpcji na głowę, wygładzonej parytetem siły nabywczej, który to miernik Eurostat nazwał lepiej odzwierciedlającym poziom życia gospodarstw domowych niż PKB per capita. W roku 2010 AIC Polski wynosiło 68 % średniej unijnej, a w roku 2013 już 74 %, co oznacza, że konsumowaliśmy więcej od Słowaków i Czechów.
http://www.wykop.pl/wpis/12156001/jak-powszechnie-wiadomo-polska-za-rzadow-po-ledwo-/
Jak powszechnie wiadomo, Polska za rządów PO ledwo dyszy i tak rzężąc żałośnie zmierza ku bankructwo. Jesteśmy odbytem Europy, jebiącym niemytymi kutasami zadupiem bez żadnych szans na lepsze jutro. Jedyną dla nas nadzieją jest mąż opatrznościowy w muszce, któremu jednak nikt nie chce powierzyć władzy, bo na straży ancien régime stoi TVN, wmawiając ciemnemu ludowi, że Janusz Korwin-Mikke zdradza małe żony i brzuchaci impotentną kluchą coraz to młodsze dzierlatki.
Cywilizacyjny regres zafundowany przez nierząd ryżego inwertyty i jego totumfacką pediatrkę to zbrodnia na narodzie porównywalna z mordem w Katyniu i nadejdzie jeszcze Dzień Sznura, w którym zbuntowany lud weźmie sprawiedliwość w swoje ręce i gałęzie zaczną trzaskać niczym podczas wichury, choć wiatr tego dnia dął będzie nieodczuwalnie.
Najwyższe na świecie podatki, dług przewyższający PKB USA, brudne, poharatane dzieci z brzuszkami wzdętymi od kwashiorkoru, konkurujące z łabędziami w parku o ostatnie okruszki chleba; gimnazjalistki prostytuujące się za garść szczawiu zerwanego z ogołoconych już do zera nasypów kolejowych czy wreszcie stada wygłodniałych emerytów, pożerające rozmiękczone moczem krawężniki, bo śmietniki zdążyła już opróżnić szybsza w nogach młodzież.
Wszyscy o tym wiemy, czytamy wszak Wykop. I nie trzeba nam żadnych statystyk, bo to jakby dowodzić kołowatości koła. Mimo wszystko zerknijmy do danych, by w masochistycznym zboczeniu ponapawać się zimbambweńską nędzą, zgotowaną nam rękoma antychrysta Tuska.
Najpierw zerknijmy na dynamikę PKB, bo coś pamiętam z podstaw przedsiębiorczości w gimbazie, że to wskaźnik ważny. Jak zatem w latach2007-2013 wyglądał skumulowany wzrost PKB w Polsce na tle reszty krajów UE?
Klik
Czyż trzeba czegoś jeszcze, by wywieźć ryżego drania na taczce do Niemiec? Pod względem wzrostu PKB zajmujemy żałosne pierwsze miejsce i to bezdyskusyjnie. 15 krajów jeszcze nie odrobiło kryzysowych strat, kraje PIGS to, kurwa, nie wiem, kiedy odrobią - a my kłujemy w oczy tymi 19.7 %! Czy to się godzi? Gdzie tu jakaś elementarna solidarność z resztą kontynentu? Masz ty, ryży pedale, rozum i godność człowieka?!
Rozpierduchę jeszcze lepiej widać na tym wykresie, opartym o dane Eurostatu. W roku 2007 nasze PKB per capita skorygowane o siłę nabywczą stanowiło ledwie 53 % średniej UE. W roku 2014 było to już 68.4 %! 15 punktów procentowych w siedem lat! Zakładając utrzymanie trendu, średnią europejską dogonimy przed rokiem 2030, co jest wynikiem tragicznym, bo przecież Korwin mówił, że normalne kraje rozwijają się w tempie 10-15 %.
Nie tylko rozwijaliśmy się ślimaczo. Również taki gównowzrost czeka nas w najbliższej przyszłości, a przynajmniej tak prognozuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Według wskaźnika PKB per capita, skorygowanego o wartość siły nabywczej, w 2018 roku mamy wyprzedzić Portugalię i Cypr, kraje jeszcze niedawno znacznie bogatsze. W 2019 roku PKB per capita Polski będzie wynosił 91 % greckiego, choć w 2008 roku było to 60 %. W 2008 roku PKB per capita Polski wynosił 57 % hiszpańskiego i 56 % włoskiego, a w 2019 roku będzie to kolejno 80 % i 83 %. Robimy więc wszystko, aby nigdy nie dogonić południa Europy, do którego od dziesiątków lat dzieli nas ogromny dystans. Na domiar złego PwC wieści, że do roku 2050 Polska będzie najszybciej rozwijającą się gospodarką Europy, a agencja Stratfor, nazywana cieniem CIA, przewiduje, że w najbliższej dekadzie Polska się stanie geopolityczną potęgą.
Naszym problemem za rządów Tuska był nie tylko rachityczny wzrost, ale również NATURA tego wzrostu. Każdy kuc wie, że ciągnęliśmy ten wózek wyłącznie dzięki długowi, który osiągnął takie rozmiary, że aż truchło Gierka dostałoby erekcji. Idealnie obrazuje to ten wykres, przedstawiający skumulowany przyrost długu względem PKB w latach 2006-2013. Na 28 krajów UE tylko cztery zadłużały się wolniej od nas. Przy czym jeden z nich - Malta - miał populację mniejszą niż Poznań, a drugi - Estonia - mniejszą niż Warszawa. Jeśli chodzi o duże, poważne kraje, to lepsza była tylko lewacka Szwecja i Bułgaria. W kochanej przez wykopków Irlandii dług wzrósł o 98 pp., w Grecji o 66 pp., w Portugalii o54.2 pp. My ze swoim przyrostem o 9.7 pp. wypadamy wręcz niepoważnie i aż wstyd przed światem.
Długo można by jeszcze o długu rozprawiać, ale nie ma po co, bo sążnistą filipikę pod adresem zadłużacza TuSSka wysmażyłem już tutaj.
Pekabe-srekabe i jakiś dług publiczny – co to w ogóle jest?! Fetysze ekonomistów, niemające żadnego wpływu na życie szarych ludzi. Ludzie chcą żreć, a nie kontemplować popierdalające w górę wskaźniki. Powinniśmy więc patrzeć na takie rzeczy, jak realny wzrost dochodów, bo to on nam mówi, czy statystyczny Janusz może sobie więcej do gara włożyć.
"The Economist" jakiś czas temu wrzucił u siebie grafikę, ukazującą zmianę dochodów rozporządzalnych gospodarstw domowych w państwach OECD w latach 2007-2011. Polska znowu robi za zakałę, zajmując pierwsze miejsce. W analizowanych okresie dochody rosły u nas średnio o 3 % rocznie, podczas gdy 33 kraje OECD jako całość notowały rokroczny spadek o jakieś pół procent. Apokalipsę potwierdza także analizawskaźnika spożycia indywidualnego skorygowanego (AIC), czyli po prostu konsumpcji na głowę, wygładzonej parytetem siły nabywczej, który to miernik Eurostat nazwał lepiej odzwierciedlającym poziom życia gospodarstw domowych niż PKB per capita. W roku 2010 AIC Polski wynosiło 68 % średniej unijnej, a w roku 2013 już 74 %, co oznacza, że konsumowaliśmy więcej od Słowaków i Czechów.