joseph rewizor
New Member
- 6
- 19
Od razu napiszę tak: nie wiedziałem gdzie umieścić ten temat lecz postanowiłem go umieścić tutaj ( jeśli moderator uzna, że nie pasuje tematyką to niech przeniesie ); myślałem aby umieścić w dziale ekonomicznym ale niezbyt mi pasowało więc dałem tutaj; jeśli tekst jest mało ambitny zgodzę się nawet na hyde park
Witam serdecznie; nazywam się Dawid i jestem nowy na tym forum. Pisywałem już na innych forach ale tutaj jest mój pierwszy raz. Pracowałem w różnych branżach ( bankowo-ubezpieczeniowa, parabankowe, telemarketing, inwentaryzacja, przemysł stolarki okiennej PCV, przemysł auto-motive, budownictwo, geodezja ), aktualnie pracuję jako kontroler strefy płatnego parkowania w jednym z większych miast na południu Polski; tak właśnie jestem tym typkiem co wypisuje "mandaty" jeśli kierowca nie ma bilecika; chce podzielić się moimi refleksjami a podzielić chciałbym je na: ogólne, osobiste, spostrzeżeniowe
1) Ogólne - Idea stref płatnego parkowania jest prosta - jest to wyznaczona strefa zazwyczaj w centrum miasta ( chociaż nie tylko ) w której postój na miejskich parkingach oznaczonych odpowiednim znakiem jest płatna; kierowca ( bo dotyczy to głównie posiadaczy samochodów ) musi wykupić w parkometrze bilet parkingowych, jeśli biletu nie ma a przydybie go kontroler to wystawia wezwanie i zostawia wezwanie popularnie ( chociaż niepoprawnie ) zwane mandatem; delikwent kwitek powinien w swoim interesie zapłacić gdyż jeśli odpuści to możes później płacić więcej a władze miast ( lub gmin ) robią czasami "kopanie" i jeśli stwierdzą, że takich niezapłaconych wezwań jest dużo zaczynają to egzekwować, często po latach ( max może to być nawet i 5 lat ! ). Idea stref płatnego parkowania jest prosta - ma umożliwić rotacje samochodów zaparkowanych na miejscach parkingowych ( czyli aby pan Zbyszek nie stał np przed bankiem np 6 godzin tylko aby załatwił co ma załatwić i jechał dalej ); tyle w idei - w praktyce wg obywateli jest to maszynka na której miasto ma zarabiać forsę ( kosić jeleni ) i tak (nie)stety jest. W średniej wielkości polskim mieście na jednej z głównych ulic jest około 120 miejsc parkingowych, są tam ustawione dwa parkometry ( w odległości około 30 metrów ), obok parkometry wyciągają około 3000-3500 zł każdy dziennie więc kasa jest niemała; jest ustawa ogólna która to reguluje ale kwoty za czas, ceny abonamentów oraz szczegóły takie jak kto jest zwolniony, gdzie kończy się strefa o tym decyduje każde miasto ( gmina ) indywidualnie
2) Osobiste - cóż, zawsze byłem osobą która ceni niezależność, miałem też trochę tendencje autorytarne ( lubiłem gdy było na moim ) i chociaż wykonywałem różne prace w życiu ( czy to w formie praktyk czy etatu zarówno na umowie o prace jak i zlecenie jak i prowizyjną a nawet i na czarno ) to z całej definicji muszę stwierdzić, że pracę którą wykonuje bardzo to lubię. Osobiście uważam, że są rzeczy znacznie przyjemniejsze niż praca ( seks, wypady z przyjaciółmi do knajp czy na wycieczki, podróże; spanie etc. ) to jednak z czegoś trzeba żyć, opłacać czynsz, robić zakupy no i praca o ile ją lubimy sprawia, że się nie nudzimy ( pamiętam czasy bezrobocia, brak stabilizacji, nuda, nawet uprawianie seksu było mniej ciekawe, i jakaś taka deprecha człeka ogarniała ) etc. Wszystko zacząłem się od tego, że przeprowadziłem się do dziewczyny do miasta odległego o 650 km. Przyznam, że pracę szukałem długo mimo intensywnych wysiłków. Nie miałem nic prócz doświadczenia, inteligencji, wykształcenia, determinacji i dobrych chęci. Złożyłem podanie i po 3 tygodniach et-voila - jestem gdzie jestem.
Co lubię w mojej pracy:
- niezależność ( chodzę gdzie chce, mogę sobie zapalić papierosa kiedy chce, jak chce wejść do sklepu to sobie mogę wejść )
- przerwę mogę sobie zrobić kiedy chce ( niepisana zasada jest taka, że robimy ją co 3, 3-5 godziny )
- sympatyczny szef i szefowa
- spoko współpracownicy ( jest nas 3 )
- poczucie władzy ( ale o tym później )
- każdy dzień jest inny ( wczoraj spotkałem Czecha i miło sobie pogawędziliśmy 30 minut )
- chroni mnie prawo ( naruszenie nietykalności cielesnej kontrolera jest wyżej karalne niż przeciętnego Kowalskiego; delikwent w Białymstoku zwyzywał i chciał przejechać autem takiego i dostał 2 lata zawiasów i 300 zł nawiązki; kontroler mógł mu zapewne wytoczyć też powództwo cywilne ale czy to zrobił prasa milczy )
- dzięki tej pracy świetnie można zaobserwować pewnej zjawiska socjologiczne i psychologiczne
Co mnie denerwuje:
- pogoda ( dobrze, że póki co zima łagodna, irytują też deszcze bo bloczek moknie i mocne wiatry bo ciężko pisać jak kartki zwiewa )
- trzeba dużo chodzić ( około 40 km dziennie; chociaż ja lubię chodzić a sport to zdrowie ale nogi czasami bolą, nie ukrywajmy )
- czasami szefowa dzwoni i każe wracać do biura bo jakiś delikwent się bulwersuje, że dostał niezgodnie z prawem wezwanie ( więc muszę się czasami wracać z drugiego końca strefy i pokazywać dokumentacje, denerwujące bo wypadam z rytmu ale mus to mus )
- wypłata 1500 zł ( w sumie za taką prace to spoko pensja ale człowiek to pazerna istota; w sumie jest też mowa o podwyżce czy systemie motywacyjnym ale zobaczymy w praniu )
- umowa zlecenie ( względna rzecz, w poprzedniej pracy miałem umowę o pracę i zarabiałem 2200-2300 mimo to nie lubiłem tej pracy; w końcu co jest miłego w codziennym przerzucaniu 20 ton okien? pracy w hałasie, upale i smrodzie? pracy na 3 zmian?, ciągłej presji? no i nie ukrywajmy pracowałem z osobami nie grzeszącymi inteligencją; mimo, że umowę dostaję co dwa miesiące nową to nie czuje aby moja sytuacja była niestabilna; dzięki mojej pracy operator zarabia 800 zł średnio dziennie więc zwolnienie kogoś takiego jak ja spowodowało by pewien spadek przychodu zanim znaleziono by nową osobę na moje miejsce)
- mam mało stylowe ubranie robocze ( ale przynajmniej dosyć ciepłe )
Witam serdecznie; nazywam się Dawid i jestem nowy na tym forum. Pisywałem już na innych forach ale tutaj jest mój pierwszy raz. Pracowałem w różnych branżach ( bankowo-ubezpieczeniowa, parabankowe, telemarketing, inwentaryzacja, przemysł stolarki okiennej PCV, przemysł auto-motive, budownictwo, geodezja ), aktualnie pracuję jako kontroler strefy płatnego parkowania w jednym z większych miast na południu Polski; tak właśnie jestem tym typkiem co wypisuje "mandaty" jeśli kierowca nie ma bilecika; chce podzielić się moimi refleksjami a podzielić chciałbym je na: ogólne, osobiste, spostrzeżeniowe
1) Ogólne - Idea stref płatnego parkowania jest prosta - jest to wyznaczona strefa zazwyczaj w centrum miasta ( chociaż nie tylko ) w której postój na miejskich parkingach oznaczonych odpowiednim znakiem jest płatna; kierowca ( bo dotyczy to głównie posiadaczy samochodów ) musi wykupić w parkometrze bilet parkingowych, jeśli biletu nie ma a przydybie go kontroler to wystawia wezwanie i zostawia wezwanie popularnie ( chociaż niepoprawnie ) zwane mandatem; delikwent kwitek powinien w swoim interesie zapłacić gdyż jeśli odpuści to możes później płacić więcej a władze miast ( lub gmin ) robią czasami "kopanie" i jeśli stwierdzą, że takich niezapłaconych wezwań jest dużo zaczynają to egzekwować, często po latach ( max może to być nawet i 5 lat ! ). Idea stref płatnego parkowania jest prosta - ma umożliwić rotacje samochodów zaparkowanych na miejscach parkingowych ( czyli aby pan Zbyszek nie stał np przed bankiem np 6 godzin tylko aby załatwił co ma załatwić i jechał dalej ); tyle w idei - w praktyce wg obywateli jest to maszynka na której miasto ma zarabiać forsę ( kosić jeleni ) i tak (nie)stety jest. W średniej wielkości polskim mieście na jednej z głównych ulic jest około 120 miejsc parkingowych, są tam ustawione dwa parkometry ( w odległości około 30 metrów ), obok parkometry wyciągają około 3000-3500 zł każdy dziennie więc kasa jest niemała; jest ustawa ogólna która to reguluje ale kwoty za czas, ceny abonamentów oraz szczegóły takie jak kto jest zwolniony, gdzie kończy się strefa o tym decyduje każde miasto ( gmina ) indywidualnie
2) Osobiste - cóż, zawsze byłem osobą która ceni niezależność, miałem też trochę tendencje autorytarne ( lubiłem gdy było na moim ) i chociaż wykonywałem różne prace w życiu ( czy to w formie praktyk czy etatu zarówno na umowie o prace jak i zlecenie jak i prowizyjną a nawet i na czarno ) to z całej definicji muszę stwierdzić, że pracę którą wykonuje bardzo to lubię. Osobiście uważam, że są rzeczy znacznie przyjemniejsze niż praca ( seks, wypady z przyjaciółmi do knajp czy na wycieczki, podróże; spanie etc. ) to jednak z czegoś trzeba żyć, opłacać czynsz, robić zakupy no i praca o ile ją lubimy sprawia, że się nie nudzimy ( pamiętam czasy bezrobocia, brak stabilizacji, nuda, nawet uprawianie seksu było mniej ciekawe, i jakaś taka deprecha człeka ogarniała ) etc. Wszystko zacząłem się od tego, że przeprowadziłem się do dziewczyny do miasta odległego o 650 km. Przyznam, że pracę szukałem długo mimo intensywnych wysiłków. Nie miałem nic prócz doświadczenia, inteligencji, wykształcenia, determinacji i dobrych chęci. Złożyłem podanie i po 3 tygodniach et-voila - jestem gdzie jestem.
Co lubię w mojej pracy:
- niezależność ( chodzę gdzie chce, mogę sobie zapalić papierosa kiedy chce, jak chce wejść do sklepu to sobie mogę wejść )
- przerwę mogę sobie zrobić kiedy chce ( niepisana zasada jest taka, że robimy ją co 3, 3-5 godziny )
- sympatyczny szef i szefowa
- spoko współpracownicy ( jest nas 3 )
- poczucie władzy ( ale o tym później )
- każdy dzień jest inny ( wczoraj spotkałem Czecha i miło sobie pogawędziliśmy 30 minut )
- chroni mnie prawo ( naruszenie nietykalności cielesnej kontrolera jest wyżej karalne niż przeciętnego Kowalskiego; delikwent w Białymstoku zwyzywał i chciał przejechać autem takiego i dostał 2 lata zawiasów i 300 zł nawiązki; kontroler mógł mu zapewne wytoczyć też powództwo cywilne ale czy to zrobił prasa milczy )
- dzięki tej pracy świetnie można zaobserwować pewnej zjawiska socjologiczne i psychologiczne
Co mnie denerwuje:
- pogoda ( dobrze, że póki co zima łagodna, irytują też deszcze bo bloczek moknie i mocne wiatry bo ciężko pisać jak kartki zwiewa )
- trzeba dużo chodzić ( około 40 km dziennie; chociaż ja lubię chodzić a sport to zdrowie ale nogi czasami bolą, nie ukrywajmy )
- czasami szefowa dzwoni i każe wracać do biura bo jakiś delikwent się bulwersuje, że dostał niezgodnie z prawem wezwanie ( więc muszę się czasami wracać z drugiego końca strefy i pokazywać dokumentacje, denerwujące bo wypadam z rytmu ale mus to mus )
- wypłata 1500 zł ( w sumie za taką prace to spoko pensja ale człowiek to pazerna istota; w sumie jest też mowa o podwyżce czy systemie motywacyjnym ale zobaczymy w praniu )
- umowa zlecenie ( względna rzecz, w poprzedniej pracy miałem umowę o pracę i zarabiałem 2200-2300 mimo to nie lubiłem tej pracy; w końcu co jest miłego w codziennym przerzucaniu 20 ton okien? pracy w hałasie, upale i smrodzie? pracy na 3 zmian?, ciągłej presji? no i nie ukrywajmy pracowałem z osobami nie grzeszącymi inteligencją; mimo, że umowę dostaję co dwa miesiące nową to nie czuje aby moja sytuacja była niestabilna; dzięki mojej pracy operator zarabia 800 zł średnio dziennie więc zwolnienie kogoś takiego jak ja spowodowało by pewien spadek przychodu zanim znaleziono by nową osobę na moje miejsce)
- mam mało stylowe ubranie robocze ( ale przynajmniej dosyć ciepłe )
Ostatnia edycja: