Lektury szkolne

Denis

Well-Known Member
3 825
8 510
Ostatnio zaciekawił mnie temat lektur szkolnych i ich wartości. Za młodu raczej mało czytałem i braki nadrabiałem już będąc po szkole z czystych nudów i ciekawości... Jak to z tymi lekturami jest? Bo niby są wytyczne zmieniające się i dane tytuły odchodzą do lamusa lub są uznane jako obowiązkowe... Ale znowu jak pytam po młodszych to każdy z nich omawiał inną książkę.

Wracając jednak do kwestii najważniejszej... Jakie są wasze doświadczenia z tymi lekturami? Jakie są lewackie, a które normalne? I dlaczego do kurwy nędzy męczą dzieci tym jebanym Mickiewiczem? Wyjebać go i Sienkiewicza na zbity pysk, a jeśli już omawiać tego drugiego to za młodu jako bajkę opowiadaną na dobranoc o Krzyżakach czy innym Potopie.
 

workingclass

Well-Known Member
2 131
4 152
Ja mam takie wspomnienie o lekturach:
Trzecia lub czwarta podstawówki, lektura była o jakimś "Jasiu" co to stracił rodziców i opiekował się siostra i ogólnie jak to im te ciężkie czasy dawały w kość a oni mimo wszystko przetrwali, coś takiego dokładnie nie pamiętam.
Dostaliśmy prace domowa z jakimś tendencyjnym pytaniem w stylu: Jasiu był taki dobry i dzielny, dlaczego chciałbyś być taki jak on?
Wszyscy w klasie napisali hymny pochwalne na temat Jasia a ja jako przekurant od dziecka napisałem, że dla mnie on wcale nie był taki wspaniały i podałem jakieś tam moje dziecinne argumenty.
No i wszyscy dostali dobre oceny a ja jedyny pałę. Nauczycielka oddając prace stwierdziła że praca jest napisana dobrze i bez błędów a pala jest tylko z powodu treści nie zgodnej......
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 120
Sporo lektur wspominam miło, bo to najczęściej po prostu spoko książki były. Najlepsi Krzyżacy, to fajna przygodówka z epicką bitwą w finale, na drugim miejscu pewnie Dżuma, potem Lalka, Jądro Ciemności, Pan Tadeusz, Granica, coś tam Lema mieliśmy. Ogólnie lektury to całkiem przyjemny fragment państwowej edukacji, na pewno rozwijały i skłaniały do przemyśleń lepiej niż jakiekolwiek inne aktywności, które pamiętam ze szkoły. Jasne, że zdarzały się jakieś nudne dramaty albo powieści w stylu Chłopi czy Nad Niemnem, ale była ich mniejszość, poza tym dostać jedną, czy dwie pały za nieprzeczytanie ich to był żaden problem.
 

Caleb

The Chosen
511
271
Mnie w pamięci pozostał Antek. Właściwie to zaprezentowane rewolucyjne sposoby leczenia schorzeń - do pieca na 3 zdrowaśki. Czekam, kiedy NFZ zacznie finansować tego rodzaju terapie. Nie będzie wówczas kolejek do lekarzy.
 
648
1 208
Ja czytałem niektóre książki, które są (były) lekturami albo jeszcze przed ich omawianiem albo już po. Na lekcje nigdy nie czytałem. Podobały mi się: "Proces" Kafki, "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego, "Jądro ciemności" Conrada i "Ferdydurke" Gombrowicza - choć pozostałe jego książki podobały mi się bardziej. Pewnie coś jeszcze by się znalazło, ale nie pamiętam.
 
D

Deleted member 4476

Guest
Jeśli chodzi o lektury obowiązkowe, to szczególnie lewackie są oczywiście powieści Żeromskiego.
Przedwiośnie opowiada o Cezarym, któremu komuniści zjebali życie i zabili matkę, lecz mimo to ma lewackie ciągoty. Jest rozdarty między ideą dżucze Szymona Gajowca (byłego kochanka jego matki) i tru komunizmem rewolucjonistów importowanych ze wschodu.
Powieść miała w założeniu, rzekomo, pokazać problemy nękające Polszę po odzyskaniu niepodległości, przedstawić możliwe kierunki w których można pójść (na lewo i w lewo najwyraźniej) i pokazać naglącą konieczność wyboru. Na koniec Cezary bierze udział w manifestacji robotniczej, co ma pokazywać, że sam jeszcze nie jest do końca zdecydowany, co jest najlepsze dla Polszy (to była manifestacja robotnicza, nie komunistyczna - to duża różnica :)), ale wciąż ważne są dla niego problemy ubóstwa i nierówności społecznych.
Mniej więcej tak to wyglądało:
10418476_10201796756952959_1494182577257076211_n.jpg

O Ludziach bezdomnych nawet nie będę pisał. W skrócie to Doktor Judym, z charakteru papieżak Franciszek, wpierdala się w cudze sprawy bo walczy o lepsze warunki dla biednych. We wszystkim przeszkadzają mu chciwi, bezwzględni kapitaliści.
Poza tym to okropna grafomania.

W programie nauczania zaraz po Żeromskim jest Granica Zofii Nałkowskiej. Akcja toczy się paręnaście lat po Przedwiośniu, w Polszy panuje socjalizm. Jest chujowo, tak chujowo, że dzieci chodzą chore i ślepe z niedożywienia, umierają jak muchy, sytuacja ekonomiczna zmusza kobiety do aborcji, ludzie gnieżdżą się w piwnicach i panują niewyobrażalne nierówności społeczne ("co dla jednych jest sufitem, dla innych jest podłogą" - autentyczny cytat z książki).
Receptą jest oczywiście wincyj socjalizmu, więc główny bohater, jakiś chujek z urzędu miasta, zakłada ówczesne orliki (bodajże korty tenisowe) i pijalnie mleka dla dzieci. Na szczęście pod koniec jego była kochanka oblewa go kwasem a on strzela sobie w łeb.

Podobali mi się Chłopi Reymonta. Przedstawione jest w nich ciężkie, prymitywne, siermiężne życie chłopstwa, którego rytm odmierzają mijające pory roku.
Pewnie wydźwięk książki i powód dla którego umieszczono ją na liście lektur był taki sam jak w przypadku powieści Żeromskiego, lecz nie było w Chłopach takiej obrzydliwej łopatologii. Czysty naturalizm, bez żadnych łez nad nierównościami i niesprawiedliwością społeczną.
Podobnie z Antkiem, obie książki to #TBWA
(oczywiście bez etatyzmu, który przysparzał chłopom pełno problemów - np. handel ziemią był wtedy zakazany, dlatego jeśli ktoś chciał poszerzyć swoje pole o kilka mórg to mógł to zrobić tylko przez związek małżeński)

Lalka też była dobra, choć przedsiębiorczy Wokulski nie był do końca koszerny, kolaborował z państwem i miał jakieś projekty, żeby poprawić życie ludności Warszawy, które miał chyba nadzieję zrealizować odgórnie.
W dodatku pojawiają się postacie komuchów, które nie są odpowiednio zgnojone, jakiś sklepowy subiekt, któremu marzy się socjalizm i studenci, którzy nie płacą czynszu ale mimo to są przedstawieni jako budzące sympatię postacie.
– Panowie dobrodzieje winni nam są za cztery miesiące...
– O, znowu swoje!... – wykrzyknął młody człowiek wsadzając ręce w kieszenie. – Ileż razy jeszcze będę musiał powtarzać panu, ażeby pan o tych głupstwach nie gadał ze mną, tylko albo z Patkiewiczem, albo z Maleskim?... To przecie tak łatwo pamiętać: Maleski płaci za miesiące parzyste: luty, kwiecień, czerwiec, a Patkiewicz za nieparzyste: marzec, maj, lipiec...
– Ależ nikt z panów nigdy nie płaci! – zawołał zniecierpliwiony rządca.
– A któż winien, że pan nie przychodzi we właściwej porze?!... – wrzasnął młody człowiek wytrząsając rękoma. – Sto razy słyszałeś pan, że do Maleskiego należą miesiące parzyste, a do Patkiewicza nieparzyste...
– A do pana dobrodzieja?...
– A do mnie, łaskawy panie, żadne – wołał młody człowiek grożąc nam pod nosami – bo ja z zasady nie płacę za komorne. Komu mam płacić?... Za co?... Cha! cha dobrzy sobie...
[...]
– Pozwoli pan zrobić uwagę – odezwałem się – że takie nieuszanowanie umowy jest dość oryginalne... Ktoś daje panu mieszkanie, a pan uważa za stosowne nie płacić mu...
– Kto mi daje mieszkanie?!... – wrzasnął młody człowiek [...]. – Ja sam zająłem to mieszkanie i będę w nim dopóty, dopóki mnie nie wyrzucą. Umowy!... paradni są z tymi umowami... Jeżeli społeczeństwo chce, ażebym mu płacił za mieszkanie, to niechaj samo płaci mi tyle za korepetycje, żeby z nich wystarczyło na komorne... Paradni są!... Ja za trzy godziny lekcyj co dzień mam piętnaście rubli na miesiąc, za jedzenie biorą ode mnie dziewięć rubli, za pranie i usługę trzy... A mundur, a wpis?... I jeszcze chcą, żebym za mieszkanie płacił. Wyrzućcie mnie na ulicę – mówił zirytowany – niech mnie złapie hycel i da pałką w łeb... Do tego macie prawo, ale nie do uwag i wymówek... [...] – Społeczeństwo, jeżeli nie zabiło mnie przy urodzeniu, jeżeli każe mi się uczyć i zdawać kilkanaście egzaminów, zobowiązało się tym samym, że mi da pracę ubezpieczającą mój byt... Tymczasem albo nie daje mi pracy, albo oszukuje mnie na wynagrodzeniu... Jeżeli więc społeczność względem mnie nie dotrzymuje umowy, z jakiej racji żąda, abym ja jej dotrzymywał względem niego. Zresztą co tu gadać, z zasady nie płacę komornego, i basta. Tym bardziej że obecny właściciel domu nie budował tego domu; nie wypalał cegieł, nie rozrabiał wapna, nie murował, nie narażał się na skręcenie karku. Przyszedł z pieniędzmi, może ukradzionymi, zapłacił innemu, który może także okradł kogo, i na tej zasadzie chce mnie zrobić swoim niewolnikiem. Kpiny ze zdrowego rozsądku!
– Pan Wokulski – rzekłem powstając z krzesła – nie okradł nikogo... Dorobił się majątku
pracą i oszczędnością...
– Daj pan spokój! – przerwał młody człowiek. – Mój ojciec był zdolnym lekarzem, pracował dniem i nocą, miał niby to dobre zarobki i oszczędził... raptem trzysta rubli na rok! A że wasza kamienica kosztuje dziewięćdziesiąt tysięcy rubli, więc na kupienie jej za cenę uczciwej pracy mój ojciec musiałby żyć i zapisywać recepty przez trzysta lat... Nie uwierzę zaś, ażeby ten nowy właściciel pracował od trzystu lat...
[...]
– Więc pan stanowczo nie zapłaci komornego? – spytałem.
– Ani myślę.
– Może choć od października zacznie pan płacić?
– Nie, panie. Niedługo już będę żył, więc pragnę przeprowadzić choćby jedną zasadę: jeżeli społeczność chce, ażeby jednostki szanowały umowę względem niej, niechaj sama wykonywa ją względem jednostek.
[...]
– A niechaj komornik przyprowadzi ze sobą dwu stójkowych, bo mnie będą musieli wynosić z mieszkania...
– Owszem, panie! – odpowiedziałem mu z grzecznym ukłonem, myśląc w głębi duszy, że nie godzi się jednak wyrzucać takiego oryginała.
Bardzo szkodliwe dla młodych umysłów ;)

1984 nie było lekturą, przynajmniej u mnie. Był za to Folwark Zwierzęcy, ale oczywiście dość płytko omówiony.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 510
Z twórczości Żeromskiego czytałem tylko Ludzi Bezdomnych i mi wystarczy... Dotrwałem do tego przemówienia doktorka i dalej sobie odpuściłem... Był jeszcze opis fabryki cygar i huty jako wielkie zło. Wyzyskiwani robotnicy, którzy oczywiście harowali od rana do nocy za głodowe stawki i nie buntowali się zostając w takiej pracy przez całe życie... Bardzo ciekawe, ale Żeromskiego chyba fantazja poniosła.
Inna sprawa, że podejrzewam o podkochiwanie się Korzeckiego w doktorku lub odwrotnie.
No i jak przeczytałem o działalności socjalistycznej Żeromskiego i założenia państwowego towarzystwa pisarzy czy czegoś to sobie odpuściłem chłopa.

Zbrodnia i kara - ciekawa i wciągająca... Moja ulubiona postać to Swidrygajłow.
Ogólnie to w literaturze jest wiele wątków pedofilskich... Przecież taki Tadeusz z Mickiewicza też był pedofilem i wybrał Zosię, bo go pociągały jeszcze małe i nierozwinięte dziewczynki.

O dziwo pamiętam, że takiego Kordiana mi się fajnie czytało... Może to przez różnorodność lokacji i spiski.

Lalka to miazga... Jak ktoś chwali lektury to prawie zawsze jest w tym zestawieniu Lalka, bo Prus po prostu umiał pisać.

Sienkiewicz to jak dla mnie nudy. Nawet na pustyni zasnąłem z nudów, bo niby ciekawe bajeczki... Ale jednak nie dla mnie chyba.

Konopnicka to lewaczka, ale Mendel Gdański był krótki i dosyć dobrze napisany. Ona chyba też napisała Latarnika? Zabawna książka o starym facecie płaczącym jak bóbr... Można to podciągnąć pod historię imigranta z Polski płaczącym za utraconą ojczyzną.

Teraz to chyba nawet Harry Potter jest lekturą? Nawet tej całej Hermiony nie zaliczył, więc dupa jest z tego Pottera i beznadziejna książka.
No i jeszcze ten dyrektorek był podobno gejem, więc spotkania Pottera z nim nabierają innego znaczenia.

Ja tego nie omawiałem, ale podobno młodsze roczniki omawiały... Stary człowiek i morze.
Spoko książka.

Ogólnie dużo lektur to dobre książki, ale arcydzieła to już raczej nie.

Nad Niemnem i Wesele to nudy... Ale w Nad Niemnem była taka postać jednego ćpuna i hazardzisty... Całkiem spoko, ale tak to nudna książka o dupie.
 

Solitary Man

Człowiek raczej piwnicy
492
2 216
Miałem temat wypracowania maturalnego: Co o autorytecie pisał w Przedwiośniu Stefan Żeromski i jaką mu wyznaczał rolę w życiu społeczeństwa? Hejtowałem w nim etatystę Gajowca, że uważa anarchistę Abramowskiego za swój autorytet.
A wg klucza odpowiedzi przyznawali punkty za napisanie, że Abramowski był anarchistą i utopistą.
 

Rebel

komunizm warstwowy
679
822
99% lektur szkolnych to nudy, książki kurwa o niczym.
Było zaledwie kilka które były dobre. Na pewno ksiązki Twaina o Hucku Finnie. Bardzo mi się podobały a do tego dowiedziałem się później że to bardzo libertariańskie rzeczy są. Mencken mówił że bardzo duży wpływ na niego ta książka miała a sam Mark Twain był bliski libertarianizmowi. Na stronie Instytutu Misesa jest artykuł analizujący twórczość Twaina pod tym kątem.
W podstawówce przerabiałem też Powstanie Spartakusa jakiejs polskiej autorki, podabała mi się ta książka. No i jeszcze Robinson Crusoe.
Potem długo długo nic, co byłoby ciekawe i później książki ze wspomnianiami z II wojny, obozów, łagrów. To przynajmniej o czymś było.
I tyle.
Co do żeromskiego to mimo że nie miałem wyklarowanych poglądów, te jego biadolenie mnie odrzucało i nie przeczytałem żadnej jego książki.
Jeśli chodzi o komunizm w lekturach to warto przypomnieć Janka Muzykanta podpierdalacza skrzypek* i jakieś smuty Konopnickiej. Nigdy takiego syfu nie lubiłem.
Tak w ogóle to na początku czytałem lektury a później przestałem. Lektury to świetny sposób żeby obrzydzić ludziom czytanie książek.

*Wiem że szlachta warstwa uprzywilejowana i w ogóle ale dzieciak zazwyczaj nie łapię tych zawiłości.
 
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 510
Aaa... Przypomniało mi się.

Jeszcze z lektur to Szekspira mają niektóre szkoły, więc jednak są arcydzieła.
Makbet to już jednak coś.
 

Racibor

Well-Known Member
408
2 159
Dla mnie najlepsze było Quo Vadis i mistrzowska postać Petroniusza - nawrócił mnie na ateizm. Poza tym Mitologia: Wierzenia i podania Greków i Rzymian Parandowskiego. Lubiłem też wiersze - najbardziej nietzscheański początek twórczości Staffa(Sny o potędze) oraz melancholijne, nihilistyczne Poezye Przerwy-Tetmajera.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
12 986
Kurna, że to wszystko pamiętacie! :)
Na polskim potrafiłem lać wodę na podstawie jakiegoś tematu do analizowania, mimo, że nie czytałem lektury. Kiedyś założyłem się z kumplem, że na upartego dostanę pałę z wypracowania. Pisałem tak źle jak tylko dałem radę i zakład przegrałem: -3. Lektury olewałem pewnie z nieświadomej przekory. Nuda straszliwa, wolałem iść z kumplami na łąki kopać gałę, poczytać "Tytusa, Romka i Atomka", "Kajko i Kokosza" albo "Antresolkę, Profesorkę Nerwosolkę".

No dobra, czytałem Sienkiewicza, ale z własnej woli, już po okresie szkolnym. Bardzo czytalny koleś, dobry styl i ciekawa fabuła. No co? Mam go niby jebać? Dobry był i koniec!
Jak mi ktoś odgórnie w szkole nakazywał coś robić, pojawiał się momentalnie trudny do opanowania, nieświadomy opór. Żałuję, że wtedy nie przeczytałem nawet "Konopielki", bo to bomba atomowa satyry - mieliśmy ją w wykazie lektur uzupełniających. Taplary rulezz forever!! :)

Gdybym miał układać wykaz lektur, to na pewno Rothbard, Hoppe, Bastiat, Nietzsche, felietony T.Beksińskiego, recenzje filmowe Mentala, Alice Miller, Susan Forward, Wolfgang Lutz i Stephen King. Właściwie to czytam głównie Kinga. Po kilka razy to samo. Patologia. Wyjdzie mi na koniec, że jestem w chuj nieoczytany i w głowie nie mam niczego jak Kononowicz :(

Taplary ryją beret urzędasom! :)

 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom