Krytyka Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka

Volcanodon

New Member
10
0
[align=center]KRYTYKA POWSZECHNEJ DEKLARACJI PRAW CZŁOWIEKA

[/align]
Prawa człowieka i obywatela zdefiniowane przez ONZ w 1948 r, są zagrożeniem dla praw naturalnych, a ich celem jest stworzenie systemu niewolniczego.


[align=center]
00834_cityofliberty_480x272.jpg

[/align]

Uchwalenie 2 generacji praw człowieka świadczy o tym, że ludzie Ci chcą aby rząd opiekował się nami od kołyski, aż po grób.


ONZ poprał pomysł jakoby to dostęp do m.in. opieki zdrowotnej, edukacji był prawem, a jest to fałszywe założenie i powinniśmy je odrzucić! Opieka zdrowotna i edukacja to nie prawa, lecz dobra. Tak jak jedzenie, dach nad głową i ubranie.




Czy to nie absurd kiedy człowiek domaga się dóbr tylko z racji bycia człowiekiem?




[align=center]
1. Zajmijmy się więc kwestią – czym jest prawo?
[/align]



Nasze prawa są naturalną częścią naszego człowieczeństwa. Posiadamy swoje ciała, dlatego też posiadamy dary, które wywodzą się z naszych ciał.

Mamy prawo do życia i rozwoju naszej osobowości

Możemy myśleć co chcemy, mówić co chcemy i publikować to co myślimy.

Mamy prawo do wiary i niewiary. Możemy podróżować i mieć swoją własność.

I oczywiście mamy również prawo do bycia pozostawionym w spokoju, co notorycznie łamie państwo i politycy, wtrącając się w nasze życie.





* W założeniu prawa przysługujące każdemu człowiekowi powinny chronić go przed uciskiem ze strony przestępcy lub przekraczającej swoje kompetencje władzy. W istocie, okazuje się, że zasady ustalone przez Powszechną Deklarację Praw Człowieka wykraczają poza ten zakres, a nawet w dużym stopniu ingerują w kształt państwa.



Z prawami człowiek się rodzi. Rząd nam ich nie dał, rząd za nie nie płaci, rząd nie może nam ich odebrać – chyba, że na drodze sądowej udowodnią nam, że pogwałciliśmy prawa kogoś innego.





[align=center]2. Czym jest dobro?[/align]



Dobro to coś co kupujesz Ty lub coś kto ktoś kupuje dla ciebie.

Dobro jest czymś co chcemy lub potrzebujemy, nie ma nic wspólnego z prawem.



Czy nasz rząd rozdaje, więc dobra?

Cóż, czasami zabiera nam pieniądze i daje te pieniądze innym – możecie to nazwać opodatkowaniem albo wprost KRADZIEŻĄ,ale w żaden sposób nie możecie tego nazwać prawem.



Ci którzy twierdzą, że np. opieka zdrowotna jest prawem chcą po prostu rozszerzyć stopień rządowej opieki społecznej.



Czy leczenie chorych w darmowej służbie zdrowia to dobroczynność? Czy etyka wymaga od cywilizowanego człowieka PRZYMUSOWEJ opieki nad jednostkami nieporadnymi? Czy socjaliści to ludzie dobrego serca, skorzy do pomocy biedniejszym i potrzebującym?



Przecież nie można być dobroczyńcą rozporządzając cudzymi pieniędzmi!


To jakiś absurd!





Dobroczynność pochodzi z własnego serca… Niestety będąc okradanym przez rząd, żyjąc w kraju gdzie monopoliści chronieni przez aparat represji i przymusu rządzą rynkiem i cenami, mało kto jest w stanie zadbać w pełni o siebie, a co dopiero o osoby trzecie.

TO SOCJALIZM ZABIJA W NAS CHĘĆ I MOŻLIWOŚCI POMOCY INNYM!



* A cóż takiego zazwyczaj czynią ci ohydni bogacze, wstrętni kapitaliści po przejściu na emeryturę? ZAJMUJĄ SIĘ DZIAŁALNOŚCIĄ CHARYTATYWNĄ! Bogacze bez serca? NONSENS.



To co robi rząd to żadna dobroczynność tylko pomoc socjalna czyli rozdawanie dóbr nierobom i innym jednostkom, które nie potrafią się same o siebie zatroszczyć. Nagradzanie ich za swą nieporadność jest kiepskim impulsem to zmiany sposobu myślenia i życia.


Kiedy rząd bierze od nas więcej niż potrzebuje na zabezpieczenie naszych wolności, tak żeby mógł część tych pieniędzy rozdać to nie żadna dobroczynność tylko kradzież!


I kiedy rząd zmusza szpitale do zapewnienia darmowej opieki zdrowotnej dla tych, którzy nie mogą lub nie chcą zadbać o samych siebie to nie dobroczynność tylko NIEWOLNICTWO.





Nasz rząd kradnie i zniewala.


[align=center]IDEOLOGIA I WPŁYW NA SPOŁECZEŃSTWO


ue1.jpg
[/align]


-Paweł Bała, prof. Adam Wielomski 2008- "Prawa człowieka i ich krytyka. Przyczynek do studiów o ideologii czasów nowożytnych" – jedyna polska książka odnosząca się krytycznie do tematu

Kod:
-fragment z artykułu nt. książki, autor - Adam Danek: „Jak wiadomo, powszechne kryterium oceny prawa do istnienia wszelkich porządków politycznych i społecznych stanowi dziś demokracja. Ale ponad nią są jeszcze "prawa człowieka", które stanowią kryterium oceny samej demokracji"

  • Autorzy pokazują na empirycznych przykładach, że dyktatury sprawowane w imię "praw człowieka" uchodzą za spełniające "demokratyczne standardy", zaś przestrzegające wszelkich demokratycznych procedur rządy, które ośmielą się poddać w wątpliwość poszczególne aspekty 'praw człowieka" otrzymują piętno "niedemokratyczności" i spotykają się z wrogimi, nieliczącymi się z żadnymi zasadami prawa reakcjami innych państw i organizacji międzynarodowych – dla szerzenia lub obrony "praw człowieka" wolno naruszyć wszelkie normy. Czym więc są "prawa człowieka" we współczesności?


Autorzy udzielają jednoznacznej odpowiedzi:" "prawa człowieka" są laicką doktryną (para)religijną – ortodoksyjną, nietolerancyjną, wojowniczą, o pretensjach uniwersalistycznych. Na dowód tej śmiałej tezy obficie cytują liberalno-demokratyczne autorytety, których to cytaty widzimy na prezentacji .Najdalej chyba posunął się ogólnoświatowy stróż "praw człowieka", generalny sekretarz ONZ Kofi Annan, gdy oznajmił: "prawa człowieka czynią nas ludźmi" (sic!)." No w moim mniemaniu troszkę się zagalopował…

Kod:
    -Adam Wielomski nt. wewnętrznych sprzeczności praw człowieka: "Mimo braku jednolitego kanonu praw człowieka, ich ideolodzy dążą do nadania im charakteru absolutnego i chcą je postawić ponad suwerennymi państwami, zmuszając je do ich respektowania. Paradoksalnie, prawa człowieka – stworzone jako przeciwwaga dla absolutyzmu i pochwała demokracji i liberalizmu – przeistaczają się dziś w skrajnie nietolerancyjną ideologię polityczną, która kwestionuje wszystkie inne formy ustroju politycznego poza demokracją parlamentarną. W praktyce ideologia ta idzie jeszcze dalej. Pośród ideologów zachodnioeuropejskiej lewicy   prawa człowieka stoją już ponad wolą wyrażoną w demokratycznych wyborach przez suwerenny naród. [b]Społeczeństwo nie ma bowiem rzekomo prawa wynieść do władzy, nawet zgodnie z demokratycznymi procedurami, partii politycznych, których program został uznany przez intelektualistów za sprzeczny z prawami człowieka.[/b] Tym samym prawa człowieka stały się dziś ideologią za pomocą której garść lewicowych intelektualistów – wspieranych przez media – próbuje narzucić swoją wolę suwerennym państwom, aby urządzić je w sposób zgodny z ideologicznymi wizjami twórców i propagatorów tej koncepcji. Prawa człowieka, wymyślone przeciwko politycznemu absolutyzmowi, stają się na naszych oczach ideologią nowego absolutyzmu. "


Kod:
-z artykułu Adama Raszewskiego "Katastrofa Praw Człowieka" : "Lewica i szeroko pojęte siły postępowe dokonały przewartościowania sfery wolności. Zaczęły traktować wolność już nie jako bezpieczną przed biurokratyczną ingerencją urzędnika oazę jednostki, rodziny, grupy społecznej, korporacji, lecz, odchodząc od negatywnej definicji wolności, przyjęły roszczeniowy wymiar praw człowieka. Odtąd nie miały one być już zbiorem swobód wynikających z prawa Boskiego ( Nie zabijaj! – prawo do życia, Nie kradnij! – prawo własności,), lecz arbitralnie przyznawanych przez demokratycznie, egalitarnie i socjalnie usposobionych kreatorów nowej rzeczywistości sprawiedliwego ładu na świecie."



[align=center]
*** Ok, pora na parę przykładowych rażących w oczy bzdur na konkretnych przykładach Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. ***[/align]


Tu można by praktycznie cały dzień wytykać różne nieścisłości czy nielogiczności palcami, ale nie warto poświęcać na to czasu. Każdy racjonalnie myślący człowiek jest świadomy takiej, a nie innej sytuacji, nie da się zmanipulować i bez trudu zauważy te sprzeczności

  • Artykuł 25 (1) Każdy człowiek ma prawo do stopy życiowej zapewniającej zdrowie i dobrobyt jego i jego rodziny, włączając w to wyżywienie, odzież, mieszkanie, opiekę lekarską i konieczne świadczenia socjalne, oraz prawo do ubezpieczenia na wypadek bezrobocia, choroby, niezdolności do pracy, wdowieństwa, starości lub utraty środków do życia w inny sposób od niego niezależny.


Artykuł ten wprost legalizuje kradzieże, nieróbstwo, rozpustę, i próbuje zaklinać świat... nic więcej nie trzeba dodawać.



  • * "Godność człowieka jest wartością niezbywalną..."


Taaaa… a prostytutka wcale się godności nie wyzbywa, kłamca, konfident, kapo też nie, nigdy w życiu…



Kolejną bzdurą i formą hipokryzji jest forsowaniu aborcji i eutanazji bez ograniczeń oraz jednoczesną obronę morderców przed karą śmierci. Ambiwalentny stosunek do tak podstawowego prawa, jak prawo do życia, budzi wątpliwości co do całej Deklaracji.





Jednak ideologiczne założenia praw człowieka nie poprzestają na politycznej poprawności. Ich apologeci obrali za cel swojego ataku tradycyjnie pojmowaną rodzinę, w której władza rodzicielska jest nadrzędna, co jednocześnie czyni rodziców w pełni odpowiedzialnymi za dziecko. Za przykład takiego działania mogą posłużyć przepisy zezwalające oddania dzieci pracownikom socjalnym bez uzasadnionych przyczyn. Ten mechanizm sprawnie funkcjonuje w Szwecji, lecz za sprawą "Ustawy o przemocy w rodzinie" wkroczył również do Polski.


Kod:
Komentarz Tomasza Daleckiego: "Jak pokazały doświadczenia Szwecji, kraju w którym podobne przepisy obowiązują od prawie 30 lat, problem drastycznej przemocy wobec dzieci nie tylko nie zniknął, ale wręcz się nasilił. Ustawa za to promuje donosicielstwo dzieci na rodziców i pozwala urzędnikom na odbieranie dzieci pod byle pretekstem. A przede wszystkim odbiera rodzicom jakiekolwiek instrumenty wychowawcze - bo każdy rodzaj perswazji może być zakwalifikowany jako przemoc fizyczna, psychiczna lub emocjonalna (w Szwecji podstawą do odebrania dzieci rodzicom był zakaz wyjścia na dyskotekę, będący przecież przejawem przemocy emocjonalnej)."



Upadek wartości rodziny na cel kolektywu nie jest dobrym rozwiązaniem i nigdy nie będzie. To jest właśnie powód tworzenia się patologii!


Przedstawione tu został tylko mały aspekt całego problemu i zagrożeń płynących z deklaracji.


[align=left]Pozornie każdy wierzy, że w każdym z przyjmującym ją państw będziemy wolni i bezpieczni, a prawda jest taka, że społeczeństwa państw, które "Deklarację" przyjęły, zmuszone są do posłuszeństwa wobec lewicowej ideologii i niebywale etatystycznego modelu gospodarki – czyli straszliwej biurokracji, gospodarki kierowanej przez państwo, kontroli naszych działań oraz powstawania państwowych monopolistów i lewackich przedsiębiorców, którzy bynajmniej nie dorabiają się opierając na sprawiedliwych zasadach wolnego rynku)[/align]


PRECZ Z KOMUNĄ!

By Esiek (Volcanodon) & K.S.

[align=center]
205644_140754969328439_100001818091652_222899_1178793_n.jpg
[/align]
 
D

Deleted member 427

Guest
W ramach uzupełnienia powyższego:

Hans Cornelius chwali Kondylisa za to, że w swoich niezwykle przenikliwych tekstach o globalizacji wskazywał, jaki eksplozywny potencjał tkwi w uniwersalistycznych ideologiach masowej demokracji. Kiedy tuż po 1989 roku euforycznie świętowano zwycięstwo idei i wartości Zachodu, Kondylis snuł mniej optymistyczne scenariusze i prognozy, przewidując, że może ono obrócić się przeciw Zachodowi, ponieważ „prawa człowieka”, „wolność”, „demokracja”, „równość”, „godność” w masowej demokracji są zawsze interpretowane ekonomicznie i związane z oczekiwaniami konsumpcyjnymi. „Prawa człowieka” to dzisiaj roszczenia do posiadania i korzystania z zasobów przez grupy społeczne, służą one zatem jako instrument w walce o podział i dystrybucję zasobów materialnych i bogactw. Paradoks polega na tym, że jeśli wszyscy mieszkańcy naszej planety w końcu opowiedzą się za „prawami człowieka” i „demokracją”, to nastąpi zintensyfikowanie konfliktów, a nie ich złagodzenie, bowiem wspólnota celu oznacza walkę konkurencyjną o te same zasoby, o te same przestrzenie, o te same „premie”. Masy światowe mogą serio potraktować zapewnienia elit Zachodu o uniwersalnym obowiązywaniu „praw człowieka”, a wówczas mieszkaniec bogatego kraju w Europie czy Ameryce Północnej będzie musiał podzielić się z nimi swoim bogactwem. Globalne urzeczywistnienie „praw człowieka” oznaczać będzie konflikt „praw człowieka” jednych ludzi i „praw człowieka” innych ludzi. Etyczny uniwersalizm lansowany przez elity Zachodu może jedynie zaostrzyć i zintensyfikować egzystencjalną walką o zasoby Ziemi w sytuacji, gdy nie jest możliwe spełnienie „demokratycznych aspiracji” reszty świata, czyli aspiracji do średniego poziomu życia wyznaczanego przez zachodnią masową demokrację. Kiedy realizacja programu masowej demokracji zakończy się klęską, wówczas, przewidywał Kondylis, może dojść do zażartych walk o dystrybucję bogactw i zasobów, do kryzysu ekologicznego, do chaotycznych i anarchicznych procesów i stanów, do „wojen domowych”, którymi w ramach planetarnej polityki są wszystkie wojny.

http://www.tomaszgabis.pl/?p=12

Z innych rzeczy: http://www.libertarianizm.pl/wolnosciow ... ieka/start [polecam tekst Włodzimierza Gogłoza "Get Up! Sign Up?!"]
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
A tak na marginesie, to przydałoby się w Polsce zrobić jakiś ruch anty-ONZ. Nie koniecznie wyłącznie przeciw ichnim wizjom "praw człowieka". Bez jakiejś "wielkiej" ideologii. Głównie bumperstickersy, wlepy, t-shirty z dobrą grafiką. Tak by motłoch zobaczył, że są jacyś ludzie co "mają w sobie głęboką pogardę" dla wartości wyznawanych przez ONZ.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 737
Mózg rozjebany...

Nowy, niebezpieczny zakręt Unii Europejskiej
11 stycznia 2019
Douglas Murray

Na początku obecnego dziesięciolecia zdarzyła się błaha z pozoru sprawa, która ustawiła scenę na kolejne lata. W 2010 r. saudyjski prawnik, Faisal Jamani, napisał do duńskich gazet, które opublikowały karykatury proroka islamu Mahometa.

Twierdząc, że działa w imieniu 95 tysięcy potomków Mahometa, saudyjski prawnik napisał, że karykatury były zniesławiające i że w związku z tym rozpoczyna procedurę prawną.

W tej rzekomo prawnej procedurze wszystko jednak śmierdziało. Jak pan Jamani zlokalizował wszystkich potomków? Jak dotarł do liczby 95 tysięcy? I jak może twierdzić, że wypowiedź o kimś, kto zmarł 1400 lat temu, jest „zniesławiająca”? Z prawnego punktu widzenia nie można „zniesławić” zmarłego.

Wszystko w tym piśmie było godne wyśmiania. Niemniej uzyskało pożądany skutek. Conajmniej jedna duńska gazeta – „Politiken” – szybko przeprosiła za przedrukowanie karykatur. A więc pan Jamani otrzymał to, czego chciał. Wyczarował (jak można założyć) grupę rzekomych ofiar i sklecił rzekome przestępstwo, ale to nieważne, bo udało mu się spowodować, że europejska gazeta w kilka sekund padła przed nim na twarz. To był interesujący test europejskiego systemu sprawiedliwości – i dobry przykład poddania się. Oraz znakomite ustawienie scenerii na przyszłość.

Teraz, osiem lat później, pojawił się jeszcze większy akt poddaństwa. Tym razem nie narzucony przez jakiegoś szemranego prawnika saudyjskiego, ale przez najwyższy sąd w Europie.

Pod koniec zeszłego miesiąca Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał orzeczenie w ciągnącej się od dawna sprawie dotyczącej Austriaczki o nazwisku Elisabeth Sabaditsch-Wolff. Jeszcze w 2009 r. w Wiedniu Sabaditsch-Wolff (która mieszkała w wielu krajach muzułmańskich) prowadziła dwa seminaria zatytułowane „Podstawowa informacja o islamie”. Podczas wykładów – jak to przedstawia Europejski Trybunał Praw Człowieka:

„Omawiała małżeństwo między Prorokiem Mahometem a sześcioletnią dziewczynką, Aiszą, które podobno zostało skonsumowane, kiedy miała dziewięć lat. Między innymi powiedziała, że Mahomet ‚lubił robić to z dziećmi’ oraz: ’56-letni mężczyzna i sześciolatka? Jak nazwać to inaczej niż pedofilią?'”

Za te słowa, oparte o tekst oficjalnego hadisu [czyny i powiedzenia Mahometa – Sahih-Buchari, Vol. 5, Book 58, Nos. 234–236], wiedeński Regionalny Sąd Karny uznał w lutym 2011 r. Sabaditsch-Wolff winną „pogardy dla doktryn religijnych”. Otrzymała karę grzywny w wysokości 480 euro i nakaz zapłacenia kosztów. W odwołaniu rozpatrywanym w grudniu tego samego roku sąd podtrzymał tę decyzję. W grudniu 2013 r. Sąd Najwyższy Austrii odrzucił prośbę o rozpatrzenie sprawy.

Tak więc pani Sabaditsch-Wolff przedstawiła sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i złożyła pozew w czerwcu 2012 r. W swojej obronie powołała się na Artkuł 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który ma chronić wolność wyrażania opinii.

Tryby sprawiedliwości Europejskiego Trybunału Praw Człowieka obracają się jednak powoli, a więc dopiero w zeszłym miesiącu – zaledwie sześć lat od wniesienia sprawy – sąd wydał orzeczenie. Według Orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka:

„Powołując się na Artykuł 10 (wolność wyrażania opinii) pani S. skarży, że krajowe sądy nie zajęły się treścią kwestionowanych wypowiedzi w świetle jej prawa do wolności wyrażania opinii. Gdyby to zrobiły, nie zakwalifikowałyby ich jako jedynie osąd wartościujący, ale jako osąd wartościujący oparty na faktach”.

Trybunał orzekł, że prawo ludzi do wyrażania opinii według Artykułu 10 nie jest nadrzędne wobec prawa innych ludzi do „ochrony ich uczuć religijnych” (według Artykułu 9). Orzeczenie stwierdza: „Trybunał zauważył także, że temat rozpatrywanej sprawy jest szczególnie wrażliwej natury i że (potencjalne) skutki zakwestionowanych wypowiedzi zależą do pewnego stopnia od sytuacji w danym kraju, w którym zostały wypowiedziane, od czasu i kontekstu, w jakim zostały wypowiedziane”.

Wydaje się, że znaczy to, iż wypowiedź może być chroniona w jednym kraju europejskim, ale nie w innym.

„Trybunał zanotował, że krajowe sądy wszechstronnie wyjaśniły, dlaczego uważają, że wypowiedzi powódki były w stanie wzbudzić uzasadnione oburzenie; konkretnie, że nie zostały wygłoszone w obiektywny sposób, przyczyniający się do debaty leżącej w interesie publicznym (np. o małżeństwach dzieci), ale mogły być tylko zrozumiane jako zamiar pokazania, że Mahomet nie jest godzien czci. [Trybunał] zgodził się z sądami krajowymi, że pani S. musiała być świadoma, że jej wypowiedzi były częściowo oparte na nieprawdziwych faktach i zdolne do wywołania oburzenia innych. Krajowe sądy uznały, że pani S. subiektywnie opatrzyła Mahometa etykietką pedofilii jako jego ogólną preferencją seksualną i nie poinformowała neutralnie swojej publiczności o tle historycznym, co w wyniku nie pozwoliło na poważną dyskusję na ten temat”.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 737

Równie ważny jest ten wniosek Trybunału: „Krajowe sądy [Austrii] starannie zrównoważyły prawo powódki do wolności wyrażania opinii z prawem innych do ochrony ich uczuć religijnych i do zachowania pokoju religijnego w społeczeństwie austriackim”.(…)

„Wyrok Trybunału mówi nam, że słowa, które czytamy w książkach swobodnie dostępnych na całym świecie, nie mówią słów, które mówią”
Oczywiście, wszystko to wywołało wachlarz reakcji, poczynając od osób stwierdzających, że Europejski Trybunał Praw Człowieka nadzorował wprowadzenie nowego prawa o bluźnierstwie do Europy, do takich, które twierdziły, że niczego w tym nie ma i że wyrok jest absolutnie bez znaczenia. Gdzieś pośrodku jest szereg opinii prawniczych mówiących, że wszystko, co zrobił Trybunał, to zgoda na to, że sądy austriackie mają prawo do podejmowania własnych decyzji w tej sprawie. Jest to zatem powtórzenie stwierdzenia, że nie ma w tym niczego, a przynajmniej niewiele ciekawego. Nic nie mogłoby być dalsze od prawdy.

Pierwszym problemem, spowodowanym decyzją Trybunału Europejskiego Praw Człowieka o podtrzymaniu werdyktu austriackiego sądu przeciwko Sabaditsch-Wolff, jest to, że ta decyzja oznacza, iż – przynajmniej w sprawach o bluźnierstwo – prawda nie jest obroną. Istnieją – jak wie każdy znawca islamu – znaczące dowody w hadisach, które pozwalają na całkowicie przekonujące przedstawienie sprawy tak, jak przedstawiła ją Sabaditsch-Wolff. Sądy jednak poszły dalej. Twierdziły, że jej wypowiedzi opierały się na „nieprawdziwych faktach” – cokolwiek by to miało być. Jak wskazywałem gdzie indziej, stanowi to dla Europejczyków poważny problem. Mówi nam, że słowa, które sami czytamy i które są w książkach swobodnie dostępnych na całym świecie, nie mówią słów, które mówią. Co mamy zrobić? Kłamać? Widocznie tak.

Drugim problemem jest to, że debata o faktach zamienia się w debatę o „tonie”. Czy pewne rzeczy były powiedziane w sposób „obiektywny”, czy nie? Tak więc w przyszłości jeden Europejczyk może powiedzieć coś jednym tonem, a drugi może wypowiedzieć to samo innym – i na podstawie tego rozpocznie się śledztwo. Podczas gdy ten pierwszy może zostać postawiony przed sądem, drugi może dostać pozwolenie na swobodne wędrówki intelektualne i fizyczne. Kto ma o tym decydować?

Trzecim problemem jest oczywiście to, że taki wyrok przekazuje decyzję o tym, co wolno, a czego nie wolno powiedzieć, nie sądom europejskim lub krajowym, ale komukolwiek, kto może stwierdzić, przekonująco lub nie, że inny człowiek stwarzał ryzyko dla „pokoju”.

I tu wracamy do przykładu 95 tysięcy potomków Mahometa. Od kilku lat już próbowano podobnych gangsterskich sztuczek. Wszystkie polegają na tym samym twierdzeniu: „Ja sam nie jestem zły na ciebie; występuję tylko w imieniu mojego przyjaciela”. W tej austriackiej sprawie, podobnie jak w duńskiej, działa to niepokojąco skutecznie. Niemniej w świecie oszustw należy do najbardziej bezczelnych i najgorszych.

Kiedy grupa ludzi widzi, że to działa, dlaczego wszyscy nie mieliby w to grać? Dlaczego jakakolwiek grupa w Austrii, a nie tylko muzułmanie, nie miałaby twierdzić, że jej uczucia zostały zranione i oznajmić sądowi, że w wyniku tego „pokój” jest zagrożony? Gdybym był austriackim chrześcijaninem z zacięciem fundamentalistycznym, mógłbym pomyśleć o tym, żeby chodzić na różne wykłady i kazania w austriackich meczetach, poczekać aż któryś z mówców zaprzeczy boskości Chrystusa, a potem pobiec prosto do sądu. W końcu zaprzeczenie przez muzułmanina, że Jezus zmartwychwstał, może zostać uznane za obraźliwe dla chrześcijanina i kto może powiedzieć, że „pokój” nie będzie w wyniku tego zagrożony?

Cała Europa popadła w samozadowolenie. Wyraźnie okazują je ci, którzy radośnie mówią, że to, co właśnie stało się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, nie jest niczym ważnym. Mylą się. To jest niesłychanie ważne. Nie tylko dlatego, że jest to okropny przykład moralnego zagubienia w jakim jesteśmy dziś, ale dlatego, że ustawia scenę na straszną przyszłość – dla muzułmanów i niemuzułmanów – na kolejne dziesięciolecia.

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Równie ważny jest ten wniosek Trybunału: „Krajowe sądy [Austrii] starannie zrównoważyły prawo powódki do wolności wyrażania opinii z prawem innych do ochrony ich uczuć religijnych i do zachowania pokoju religijnego w społeczeństwie austriackim”.(…)

„Wyrok Trybunału mówi nam, że słowa, które czytamy w książkach swobodnie dostępnych na całym świecie, nie mówią słów, które mówią”
Oczywiście, wszystko to wywołało wachlarz reakcji, poczynając od osób stwierdzających, że Europejski Trybunał Praw Człowieka nadzorował wprowadzenie nowego prawa o bluźnierstwie do Europy, do takich, które twierdziły, że niczego w tym nie ma i że wyrok jest absolutnie bez znaczenia. Gdzieś pośrodku jest szereg opinii prawniczych mówiących, że wszystko, co zrobił Trybunał, to zgoda na to, że sądy austriackie mają prawo do podejmowania własnych decyzji w tej sprawie. Jest to zatem powtórzenie stwierdzenia, że nie ma w tym niczego, a przynajmniej niewiele ciekawego. Nic nie mogłoby być dalsze od prawdy.

Pierwszym problemem, spowodowanym decyzją Trybunału Europejskiego Praw Człowieka o podtrzymaniu werdyktu austriackiego sądu przeciwko Sabaditsch-Wolff, jest to, że ta decyzja oznacza, iż – przynajmniej w sprawach o bluźnierstwo – prawda nie jest obroną. Istnieją – jak wie każdy znawca islamu – znaczące dowody w hadisach, które pozwalają na całkowicie przekonujące przedstawienie sprawy tak, jak przedstawiła ją Sabaditsch-Wolff. Sądy jednak poszły dalej. Twierdziły, że jej wypowiedzi opierały się na „nieprawdziwych faktach” – cokolwiek by to miało być. Jak wskazywałem gdzie indziej, stanowi to dla Europejczyków poważny problem. Mówi nam, że słowa, które sami czytamy i które są w książkach swobodnie dostępnych na całym świecie, nie mówią słów, które mówią. Co mamy zrobić? Kłamać? Widocznie tak.

Drugim problemem jest to, że debata o faktach zamienia się w debatę o „tonie”. Czy pewne rzeczy były powiedziane w sposób „obiektywny”, czy nie? Tak więc w przyszłości jeden Europejczyk może powiedzieć coś jednym tonem, a drugi może wypowiedzieć to samo innym – i na podstawie tego rozpocznie się śledztwo. Podczas gdy ten pierwszy może zostać postawiony przed sądem, drugi może dostać pozwolenie na swobodne wędrówki intelektualne i fizyczne. Kto ma o tym decydować?

Trzecim problemem jest oczywiście to, że taki wyrok przekazuje decyzję o tym, co wolno, a czego nie wolno powiedzieć, nie sądom europejskim lub krajowym, ale komukolwiek, kto może stwierdzić, przekonująco lub nie, że inny człowiek stwarzał ryzyko dla „pokoju”.

I tu wracamy do przykładu 95 tysięcy potomków Mahometa. Od kilku lat już próbowano podobnych gangsterskich sztuczek. Wszystkie polegają na tym samym twierdzeniu: „Ja sam nie jestem zły na ciebie; występuję tylko w imieniu mojego przyjaciela”. W tej austriackiej sprawie, podobnie jak w duńskiej, działa to niepokojąco skutecznie. Niemniej w świecie oszustw należy do najbardziej bezczelnych i najgorszych.

Kiedy grupa ludzi widzi, że to działa, dlaczego wszyscy nie mieliby w to grać? Dlaczego jakakolwiek grupa w Austrii, a nie tylko muzułmanie, nie miałaby twierdzić, że jej uczucia zostały zranione i oznajmić sądowi, że w wyniku tego „pokój” jest zagrożony? Gdybym był austriackim chrześcijaninem z zacięciem fundamentalistycznym, mógłbym pomyśleć o tym, żeby chodzić na różne wykłady i kazania w austriackich meczetach, poczekać aż któryś z mówców zaprzeczy boskości Chrystusa, a potem pobiec prosto do sądu. W końcu zaprzeczenie przez muzułmanina, że Jezus zmartwychwstał, może zostać uznane za obraźliwe dla chrześcijanina i kto może powiedzieć, że „pokój” nie będzie w wyniku tego zagrożony?

Cała Europa popadła w samozadowolenie. Wyraźnie okazują je ci, którzy radośnie mówią, że to, co właśnie stało się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, nie jest niczym ważnym. Mylą się. To jest niesłychanie ważne. Nie tylko dlatego, że jest to okropny przykład moralnego zagubienia w jakim jesteśmy dziś, ale dlatego, że ustawia scenę na straszną przyszłość – dla muzułmanów i niemuzułmanów – na kolejne dziesięciolecia.

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Redrumizm na salonach.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 737
Zobaczcie, te Prawa Człowieka to w sumie bardzo fajne origami, które sądy i trybunały mogą sobie składać i rozkładać, jak im się żywnie podoba. Na podstawie tego rozstrzygnięcia, mniemam, że wszystkie ich artykuły są równie istotne, a żaden nie ma wyższej rangi od innego. Dzięki temu można je dowolnie ze sobą konfrontować, a wówczas i tak liczy się jedynie ostateczna, arbitralna interpretacja takiego czy innego gremium sędziowskiego odwalającego swoje lelum po lemum.

Niby jednym z praw człowieka jest "prawo do wolności wyrażania opinii", ale w sumie zawsze może być override'owane przez "ochronę uczuć religijnych". W innych sytuacjach zapewne jest odwrotnie: czyjaś "ochrona uczuć religijnych" może zostać unieważniona na rzecz "prawa do wolności wyrażania opinii", bo (potencjalne) skutki wypowiedzi zależą do pewnego stopnia od sytuacji w danym kraju, w którym zostały wypowiedziane, od czasu i kontekstu, w jakim zostały wypowiedziane”

Katole się przecież nie wysadzą, więc sytuacja w kraju jest inna, niż gdyby z wolnością czyjegoś słowa musieli zmierzyć się muzułmanie.

Ja tylko przypominam, że artykuł drugi zakłada prawo do życia. Co nam w sumie szkodzi uznać, że w pewnych kontekstach "ochrona uczuć religijnych" może przeważać nad czyimś prawem do życia? Wyobraźcie sobie tylko ten profit: prowadzić zalegalizowany dżihad, zgodny z interpretacją Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, uzasadniony unikalną sytuacją w kraju. I nie będzie się można skarżyć, bo "prawo do wolności wyrażania opinii" i tak jest mniej istotne od innych artykułów, prawda?

Tyle wygrać!

Prawa człowieka nie wywiedzione hierarchicznie z prawa własności są chuja warte, jak widać.
 
Do góry Bottom