Dobrowolne umowy z wrogiem. Czy ich nieprzestrzeganie jest koszerne?

Nieprzestrzeganie dobrowolnych umów z okupantem jest:

  • koszerne

    Votes: 20 66,7%
  • niekoszerne

    Votes: 10 33,3%

  • Total voters
    30
OP
OP
C

Cngelx

Guest
Napisana cena przejazdu to propozycja umowy ze strony właściciela autobusu, jak do niego wsiądziesz, to znaczy, że zgadzasz się na tą umowę, tak samo jak nalepka 2,50 zł na browarze w sklepie to propozycja właściciela sklepu, a podając go kasjerce do skasowania zgadzasz się na taką umowę.
To, że jest nalepka to nie znaczy, że taką cenę należy akceptować. Umowę zawiera sie dopiero w momencie płacenia, zazwyczaj dobrze jest się potargować. Nawet robiąc większe zakupy w markecie dobrze jest pogadać z kierownikiem.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 119
Nikt nie broni pójść do dyrektora tej firmy transportowej i powiedzieć mu, że chętnie byś jeździł ich autobusami, ale jakby cena była 20% niższa. Może się go uda przekonać, może nie, ale uczciwą alternatywą nie jest wsiadanie do autobusu i nie płacenie, bo się cena nie podoba. Jak w sklepie się cena nie podoba to zabierasz i nie płacisz?
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
ja nie uznaje państwa polskiego, więc wszelkie ich propozycje mnie nie interesują, ponieważ nie istnieje tu strona do zawierania jakichkolwiek umów...
 

Szynka

Złota szynka wolnego rynku.
1 209
2 052
Być może w nielicznych przypadkach takie działania będą koszerne, ale dla mnie to jest szukanie usprawiedliwienia dla kradzieży i oszustwa. Są przedsiębiorstwa całkowicie państwowe, są takie gdzie państwo ma jakieś udziały. Inne firmy mają państwowy monopol, jeszcze inne dostają ogromne dotacje. Jak wiadomo niemal każdy jest mniej lub bardziej umoczony współpracą z państwem. Ja nie wiem gdzie tu chcecie wyznaczyć granicę między "wrogiem" a zwykłym, koszernym przedsiębiorstwem...
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Z transportem publicznym jest analogiczna sytuacja do wystawianych przed dom płodów rolnych z cenami i koszykiem na kase... to, że nie ma przy tym właściciela chyba nie oznacza, że można sobie brać do woli... twierdziłbym nawet, że można z kimś zawrzeć umowę bez świadomości właściciela w momencie jej zawierania, czego dowodem są te dwa przykłady.

Być może w nielicznych przypadkach takie działania będą koszerne, ale dla mnie to jest szukanie usprawiedliwienia dla kradzieży i oszustwa. Są przedsiębiorstwa całkowicie państwowe, są takie gdzie państwo ma jakieś udziały. Inne firmy mają państwowy monopol, jeszcze inne dostają ogromne dotacje. Jak wiadomo niemal każdy jest mniej lub bardziej umoczony współpracą z państwem. Ja nie wiem gdzie tu chcecie wyznaczyć granicę między "wrogiem" a zwykłym, koszernym przedsiębiorstwem...
W dotacje umoczony jest np. @Lancaster
 

Rebel

komunizm warstwowy
679
822
Być może w nielicznych przypadkach takie działania będą koszerne, ale dla mnie to jest szukanie usprawiedliwienia dla kradzieży i oszustwa. Są przedsiębiorstwa całkowicie państwowe, są takie gdzie państwo ma jakieś udziały. Inne firmy mają państwowy monopol, jeszcze inne dostają ogromne dotacje. Jak wiadomo niemal każdy jest mniej lub bardziej umoczony współpracą z państwem. Ja nie wiem gdzie tu chcecie wyznaczyć granicę między "wrogiem" a zwykłym, koszernym przedsiębiorstwem...

Było to poruszane już na forum, ale nikt się nie wyrywał żeby dać jakieś konkretne odpowiedzi. Z tego wnioskuje że każdy musi sobie indywidualnie wyznaczać takie granice.
Dla mnie żeby zaistniała kradzież musi wcześniej istnieć własność. A czyją niby własnością jest państwowa firma czy instytucja? Jest niczyja, można brać co się chce.
Co do dotacji to zupełnie inna sprawa. Można je uznać za kolaboracje (ja bym się tutaj jednak powstrzymał), ale właściciel w takim wypadku istnieje.

Co do koszerności przedsiębiorstw to najkoszerniejsze jest takie które nie współpracuje z państwem i nie płaci podatków. Takie które płaci podatki jest obojętne. W tych dwóch kwestiach chyba wszystkie liby się zgadzają.
 

Att

Manarchista
286
495
Swoją odpowiedź na pytanie zawarte w tytule wątku zamieściłem już na poprzedniej stronie, jednak post Szynki porusza również inną ważną kwestię.

Faktem jest, że w powszechnej świadomości nieprzestrzeganie umów z państwowymi przedsiębiorstwami zaliczane jest do tej samej klasy czynów co oszustwa i kradzież. Dlatego społeczeństwo, w którym oszukuje się państwo (np. jeżdżąc na gapę albo nie płacąc za benzynę), raczej jest społeczeństwem, w którym będzie się również kradło z bazarów samoobsługowych. (Przykładem tej zależności może być dużo większe prawdopodobieństwo natrafienia na oszustów na czarnym rynku niż na białym.) Moralność takiego społeczeństwa byłaby raczej parodią moralności libertariańskiej.

Z drugiej strony rynkowość państwowych przedsiębiorstw jest parodią rynkowości. Jazda na gapę jest zrozumiała w momencie, w którym ceny nieustannie rosną, mimo że jakość usług się nie polepsza. Powstaje jednak wówczas wspomniane wyżej niebezpieczeństwo relatywizowania samego prawa własności.

W tej sytuacji kluczowym wydaje się być tworzenie w świadomości społecznej rozróżnienia na państwowe i prywatne. Oczywiście dla stabilności społeczeństwa libertariańskiego najlepiej byłoby, gdyby jego członkowie w ogóle nie próbowali podważać panującego systemu uprawnień, jednak z taką mentalnością nie moglibyśmy wyjść ze stanu obecnego. Powszechne poczucie moralności trzeba zrelatywizować, żeby pozbyć się państwa. Na szczęście system etyczny, który proponujemy w zamian, jest bardzo prosty i spójny. Zadanie mamy o tyle ułatwione, że to co państwowe po prostu działa zdecydowanie gorzej niż to co prywatne, co czyni takie rozróżnienie możliwym do przepchnięcia.

Sprawa jest o tyle pilna, że ze swoimi alternatywnymi moralnościami już czekają liczni anarcho-lewacy, którzy za głównego wroga błędnie postrzegają nie państwo, a wielkie korporacje i bogatych ludzi. Niezwykle istotne jest, żeby przepchnąć naszą propozycję, bo ona jako jedyna pozwala na obalenie obecnego ustroju i zbudowanie na jego gruzach silnego, trwałego systemu społecznego. Ostatecznie wszystkie rewolucje (tymczasowe anarchie) kończyły się nowymi zamordyzmami dlatego, że po upadku państwa system społeczny oparty o prawo własności prywatnej nie był wystarczająco silny.

Co ciekawe, tworzenie w ludzkich umysłach alternatywnych systemów moralnych przez grupy nielicznych radykałów jest naprawdę możliwe. Niewielu jest w społeczeństwie hardkorowych lewackich anarchistów, a jednak ich bunt przeciw dzisiejszemu kapitalizmowi przenika do świadomości tłumów. Podobnie jest z nami i rozróżnieniem między państwowym a prywatnym. Wielu ludzi, którym nawet przez myśl nie przeszedł anarcho-kapitalizm, czuje podskórnie, że prywatna umowa jest wiążąca, a taka z państwowym przedsiębiorstwem już niekoniecznie. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy prowadzili wojnę informacyjną. Może przy następnej rewolucji wreszcie będziemy mieli czym zastąpić etatyzm.
 
Ostatnia edycja:

Szynka

Złota szynka wolnego rynku.
1 209
2 052
Dokładnie to miałem na myśli. Miło, że ktoś tłumaczy moje posty z szynkowego na język zrozumiały dla wszystkich. Sam bym pewnie lepiej tego nie ujął.

Chodziło mi jeszcze o to, że osobiście nie miałbym zaufania do człowieka, który nie płaci za benzynę na stacji Orlenu, podpisuje umowę z Orange i jej nie spłaca albo nie płaci za bilety MPK, a jednocześnie przekonywałby, że poszanowanie prawa własności i przestrzeganie umów jest najważniejsze i stanowi moralny kręgosłup człowieka.

Myślę, że duże znaczenie ma dobrowolność tych umów. Unikanie podatków, to po prostu obrona przed haraczem. Nie ma w tym nic złego i zawsze jak ktoś będzie bronił się przed haraczem, to będę go wspierał. Natomiast dobrowolne umowy mogą być również zawarte z prywatnymi podmiotami i wtedy należy ich dotrzymywać. A jak dana osoba zachowuje się różnie, w zależności od tego kto jest stroną umowy, to ja bym się poważnie zastanowił, czy chcę współpracować z kimś takim.

To być może nie jest odpowiedzią na pytanie w tytule, a jedynie moją opinią na ten temat.
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Chodziło mi jeszcze o to, że osobiście nie miałbym zaufania do człowieka, który nie płaci za benzynę na stacji Orlenu, podpisuje umowę z Orange i jej nie spłaca albo nie płaci za bilety MPK, a jednocześnie przekonywałby, że poszanowanie prawa własności i przestrzeganie umów jest najważniejsze i stanowi moralny kręgosłup człowieka.

Myślę, że duże znaczenie ma dobrowolność tych umów. Unikanie podatków, to po prostu obrona przed haraczem. Nie ma w tym nic złego i zawsze jak ktoś będzie bronił się przed haraczem, to będę go wspierał. Natomiast dobrowolne umowy mogą być również zawarte z prywatnymi podmiotami i wtedy należy ich dotrzymywać.
Ale przecież bilety komunikacji miejskiej są dotowane z podatków, więc czemu nie miałbym sobie "odebrać" części zagrabionego? Istotą libertarianizmu nie są przecież umowy, tylko akty własności. Jeśli ktoś porwie moją córkę i powie, że ją wypuści, jeśli wpłacę haracz, a ja się na to zgodzę, a potem nie dotrzymam przyrzeczenia, to nie zrobię nic złego.
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
Ale przecież bilety komunikacji miejskiej są dotowane z podatków, więc czemu nie miałbym sobie "odebrać" części zagrabionego?

Nie tylko są dotowane, to są zwykle spółki należące do miasta czyli do organu państwowego. To jest ta sama organizacja.
To jedna z bezpieczniejszych i prostszych metod odebrania kasy, którą kradnie nam państwo.

Zrabowane pieniądze jak najbardziej można odebrać podstępem jeśli złodziej jest zbyt potężny by użyć siły.
Jak dla mnie to w 100% koszerne w przypadku osób, które są faktycznie okradane przez państwo.

Ja z nimi żadnej umowy nie zawieram, tylko odbieram co moje (choć wiadomo, że wolałbym gotówkę a nie w naturze).
Cudzysłów jest tu zbędny.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Szynka tak naprawdę jest propem, tylko o tym nie wie. :)
Jeśli ktoś porwie moją córkę i powie, że ją wypuści, jeśli wpłacę haracz, a ja się na to zgodzę, a potem nie dotrzymam przyrzeczenia, to nie zrobię nic złego.
Proszę, jacy libertarianie są zdemoralizowani - aprobują kłamstwo i łamanie danego słowa. Zawierają umowy, z jakich nie zamierzają się wywiązywać. Jak na dłoni widać, że to żydowska ideologia krętaczy.

Jak wy chcecie z takim podejściem w akapie wytworzyć wysoki kapitał zaufania społecznego?

Słowo to słowo, jeśli takie komuś dajesz, to najwyraźniej godzisz się z wszelkimi implikacjami, jakie rodzi umowa w danej sytuacji. Jeśli uważasz, że ktoś od początku nie ma do czegoś prawa, to nie dokonuj czynów, które de facto świadczą o tym, że jednak je ma.
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Proszę, jacy libertarianie są zdemoralizowani - aprobują kłamstwo i łamanie danego słowa. Zawierają umowy, z jakich nie zamierzają się wywiązywać. Jak na dłoni widać, że to żydowska ideologia krętaczy.

Jak wy chcecie z takim podejściem w akapie wytworzyć wysoki kapitał zaufania społecznego?
Kapitał zaufania społecznego. Ale komuchy z tych propów.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
To tłumaczenie, że jak ktoś łamie umowy z państwem, to będzie to robił z prywatnymi umowami, to jest traktowanie ludzi jak kompletnych idiotów, co nie potrafią rozróżnić jednej firmy od drugiej.
Ja mogę to przedstawić inaczej: ten kto zawsze dotrzymuje takich umów to człowiek, który nie traktuje państwa jako wroga. Ktoś taki może pójść na współpracę z państwem i działać przeciwko nam. No bo dlaczego nie? Albo, że to ktoś kto ma moralność wytresowaną, nieopartą na żadnym własnym wartościowaniu celów.
Skoro ten co jedzie na gapę to pewnie złodziej i pijak, to taki co jedzie z biletem to pewnie idealny materiał na SS-mana.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Komuchy czy nie, dopuszczanie do sytuacji, w której pewne umowy w zasadzie umowami być przestają i można je unieważniać, będzie prowadziło do sytuacji wytworzenia jakiegoś centrum władzy orzekającego o tym, z jakich można się nie wywiązywać, a z jakich już trzeba. A to już prawie początek polityki i państwa, bo na takie centrum można wpływać i lobbować za tym, by na przykład nie chroniło handlarzy narkotyków i innych uznanych za szkodliwych społecznie. Poza tym, nie wiadomo z czego miałaby brać się władza takiego centrum do orzekania, które umowy są ok, a które już nie i jak ją uzasadnić, zatem byłaby to zwyczajna uzurpacja.

Jeżeli chcemy wyeliminować tego rodzaju zagrożenie, to musimy przyjąć kompletnie zdecentralizowane rozwiązanie, w którym jeśli istnieje w ogóle jakaś zbiorcza instytucja, to jedynie informacyjna, gdzie można się dowiedzieć o stanie uprawnień każdej osoby z jaką możemy wchodzić w jakiekolwiek stosunki prawne. Zawarcie jakiegoś rodzaju umowy wymagającej uprawnień ponad czyjś stan, oznaczałoby najprawdopodobniej jednostronne zobowiązanie, więc nie opłacałoby się tego w ogóle robić.

Oczywiście tutaj pojawia się rówież problem - tego, czy coś jest umową czy nie. Na przykład czy aktor grający w sztuce w jakiej podpisuje jakieś testamenty albo się do czegoś zobowiązuje przed innym aktorem, będzie potem przed nim jakkolwiek zobowiązany. Ale to już można załatwić odpowiednią formułką, której wypowiedzenie będzie oznaczało intencjonalność faktycznego zawarcia kontraktu. Albo przez implicit contract, związany z wkroczeniem w odpowiednią przestrzeń, gdzie ogólne zasady na niej panujące określą, że tak należy to traktować lub inaczej i tu tego rodzaju słowa nie mają wartości albo wszelakie zobowiązania nie mogą być na nikogo przenoszone i umowy w tym miejscu są niezawieralne.
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Szynka napisał, że bałby się robić przewrót z ludźmi, którzy łamią umowy podpisywane z państwem. Ja bałbym się robić przewrót z Fatem, który powodowany moralną powinnością dochowania szczerości wygadałby policjantom, gdzie mam kryjówkę. Jest coś idiotycznie perwersyjnego w założeniu, że kłamstwo jest najbardziej niemoralnym spośród działań i nie masz prawa skłamać nawet ludziom, których masz prawo zabić.

Bez sensu ten kontraktarianizm. Zdecydowanie wolę system oparty o akty własności. Trochę to paradoksalne, że forumowi kontraktarianie nazywają siebie propertarianami. To ja powinienem być nazwany propertarianinem!
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Bzdura. Jak zauważył Kant, moralnej powinności dochowania szczerości nie przeszkadza milczenie lub odmowa współpracy, taka jak odpowiedź: "Nie powiem Ci." Zatem jeśli nie zobowiązałem się uprzednio przed policjantem, aby informować go o kryjówkach, to nie jestem zobowiązany do mówienia mu o nich czegokolwiek. A nie będąc mu niczego winnym, mogę go olać. I to jest najbardziej higieniczne rozwiązanie a nie jakieś krętactwa.

Przy okazji, uprzejmie informuję, że nigdy nie zobowiązywałem się do niczego jakimkolwiek przydupasom systemu: policjantom, agenturze, dziennikarzom i tym podobnym, więc pod tym względem współpraca ze mną jest bezpieczna. Ale czy mnie nie podsłuchują wbrew mojej woli, tego nie wiem, więc za tego rodzaju nieintencjonalne przecieki nie odpowiadam, o ile nie zobowiążę się dodatkowo, że będę dbał na przykład o zabezpieczenia kryptograficzne.
Bez sensu ten kontraktarianizm. Zdecydowanie wolę system oparty o akty własności. Trochę to paradoksalne, że forumowi kontraktarianie nazywają siebie propertarianami. To ja powinienem być nazwany propertarianinem!
Akty własności też są kontraktami (bo czym innym?), tyle że w dużej mierze, wypisywanymi przez jedną stronę in blanco.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Uwaga, wyrwę z kontekstu:
przekręty, blef, kłamstwa. To jest imo podstawa nap'u.
:)

A co jeśli ktoś wykorzysta powódź albo inną katastrofalną sytuację, która zmusi Cię do zawarcia umowy na warunkach wyjątkowo dla Ciebie niekorzystnych, w innym wypadku postradasz życie? Też uznasz, że jest to szantaż i masz później pełne prawo robić przekręt, blefować i kłamać?

Przykład okupu jest moim zdaniem bardzo dobry. Jeżeli ktoś porwał członka rodziny/zabił to normalnym jest aby wykorzystać wszystkie możliwe zasoby umożliwiające skuteczną walkę z wrogiem, w tym przekręty, blef, kłamstwa.
Najpierw trzeba sprawdzić, czy ten ktoś zobowiązał się, że nie będzie nikogo porywał i możemy mieć do niego pretensje o tego rodzaju zachowanie, tym bardziej, że ono może być w granicach prawa, jakie gdzieś obowiązuje - vide uprowadzenia małżeńskie u Cyganów.
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Czyli co, wystarczy ze zadeklaruję się że dla mnie kradzież jest moralna i teraz już nikt nie może mieć do mnie pretensji że jestem złodziejem?
Co Ty, pierwszy raz z propami gadasz? Po prostu odbierasz wszystkim naokoło podmiotowość i po sprawie. Nic wielkiego. Dla propów własność to tylko powszechnie uznany nośnik uprawnień, tak jak pieniądze to powszechnie uznany nośnik wartości. Wystarczy, że nie będziesz uznawał tego konkretnego nośnika i już. To tak samo jak przestać używać konkretnej waluty.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
ja nie korzystając z usług pkp czy orlenu nie zawieram żadnej umowy...
bo niby z kim? rzeczpospolitej nie uznaje więc strona nie istnieje, tankuje czy jade pociągiem i jest to umowa z nikim...

w sumie jedyną niepisaną umową pomiędzy mną a rzeczpospolitą jest taka że ja bede jej na swoje mozliwości maksymalnie szkodził przejmował i korzystał z ich zasobów i nie dawał jej żadnych korzyści...

kiedyś było ino że ja nie uznaje jej dopuki nie uzna mnie jako suwerennej jednostki, ale sami mi swymi działaniami wojne wypowiedzieli... ja chciałem mieć ino spokój...
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113
Słowo to słowo, jeśli takie komuś dajesz, to najwyraźniej godzisz się z wszelkimi implikacjami, jakie rodzi umowa w danej sytuacji. Jeśli uważasz, że ktoś od początku nie ma do czegoś prawa, to nie dokonuj czynów, które de facto świadczą o tym, że jednak je ma.

Polecam poczytać Goodkinda

"- Ale, Matko Spowiedniczko - zawołał nieśmiało ktoś z drugich szeregów - kodeks
honorowy wymaga, żeby żołnierz walczył twarzą w twarz, tak by to była uczciwa walka.
- W tej wojnie nie będzie uczciwej walki. Żadna wojna nie jest uczciwa. Jedyną uczciwą
i godną rzeczą jest życie w pokoju. Wojna ma jeden cel: zabijanie. Musicie to zrozumieć,
ponieważ to umożliwi wam przeżycie. W zabijaniu nie ma nic honorowego, bez względu na
metody, jakimi się to czyni. Trup to trup. Zabijanie wroga w walce ma na celu chronienie życia
tych, za których się bijecie. Honorowy bój na miecze wcale nie chroni lepiej tycia waszych
ziomków niż zamordowanie śpiącego wroga, a raczej je naraża. To nie jest zaszczytne zadanie,
lecz uciążliwy trud. Nie zamierzamy dawać im okazji do walnej bitwy, nie chcemy sprawdzać,
kto jest lepszy w tej grze. Musimy ich po prostu pozabijać. Jeżeli trudno wam to zrozumieć
i pochwalić, to zastanówcie się nad honorem tych, przeciwko którym wystąpicie. "

Komuchy czy nie, dopuszczanie do sytuacji, w której pewne umowy w zasadzie umowami być przestają i można je unieważniać, będzie prowadziło do sytuacji wytworzenia jakiegoś centrum władzy orzekającego o tym, z jakich można się nie wywiązywać, a z jakich już trzeba. A to już prawie początek polityki i państwa

Własność to, też przyporządkowanie określonych rzeczy, określonym osobą. Grupowanie jest czymś normalnym. Złodzieje czy nie, kwestionowanie posiadanej przez nich własności, będzie prowadziło do sytuacji wytworzenia jakiegoś centrum władzy orzekającego o tym, czyja własność jest czyja, a czyja jest kradziona. A to już prawie początek polityki i państwa.

To czy coś jest umową, czy nie zależy od dobrowolności obu stron. Nie musi być spisane, może być nawet za pomocą gestu, jedynym kryterium jest czy obie strony akceptują warunki.

Najpierw trzeba sprawdzić, czy ten ktoś zobowiązał się, że nie będzie nikogo porywał i możemy mieć do niego pretensje o tego rodzaju zachowanie, tym bardziej, że ono może być w granicach prawa, jakie gdzieś obowiązuje - vide uprowadzenia małżeńskie u Cyganów.

Mam nadzieję, że to trolling, albo po prostu cię nie zrozumiałem. Przecież dzisiejsi funkcjonariusze państwa, też nie zobowiązują się przestrzegać aksjomatów. To, że mordercy, złodzieje i inny element patologiczny nie zobowiązuje się nie popełniać przestępstw (w rozumieniu libertariańskim) nie znaczy, że mają do tego prawo i to moralne.

A teraz przejdę do setna, chociaż nie sądziłem, że będę musiał pisać oczywistości. Odnośnie prawdy to nie jest ona dla mnie zasadniczą wartością, tak samo jak piękno, czy "sprawiedliwość społeczna". Nikogo do prawdy nie można zmusić, bo to nie libertariańskie/niemoralne (wyjątek; dana osoba popełniła przestępstwo przeciw innej osobie"). Cytując scenarzystę dr. Housa "wszyscy kłamią". Kłamstwo jest czymś najbardziej ludzkim i samo w sobie nie może być traktowane jako przestępstwo. To tylko narzędzie jak pistolet, nóż, miecz itd. Chyba nie chcesz karać za używanie narzędzi. Dopiero jego użycie w celu zdobycia własności może mieć charakter prawny. W dodatku jest różnica między słowem, a kontraktem. Pierwsze może mieć dowolną treść "Słońce jest planetą", drugie jest zobowiązaniem (dotyczy prawa), więc siłą rzeczy musi odpowiadać rzeczywistości.

Przypomnę "prawo wojenne". Nie musisz przestrzegać wobec śmiertelnego wroga (takiego, który groził ci śmiercią, uwięzieniem, itd.) żadnych reguł. Wyjaśnia to kontraktarianizm. Aksjomaty to pierwsza domyślna umowa, do której jest zobowiązany każdy (jeśli nie chce jej przestrzegać niech to ogłosi, żeby inni wiedzieli, że mogą z nim zrobić wszystko). Skoro ktoś nie zobowiązał się, że umowy są wobec niego wiążące to niech się liczy z możliwością, że nikt nie będzie ich wobec niego przestrzegał. W przypadku gdy dwie umowy wzajemnie sobie przeczą, pierwszeństwo ma umowa "mocniejsza" (silniej udokumentowana, albo wyrażona, mająca większą "moc" itd.) albo późniejsza, o ile 1) jest w niej zaznaczone "wycofanie się" (albo skorygowanie) paragrafów (lub całości) poprzedniej umowy 2) jest ono całkowicie dobrowolne i ta dobrowolność jest zaznaczona (wykazanie przymusu, nawet po tysiącu lat anuluje ważność umowy). "Umowy" pod wpływem groźby nie są umowami. Złamana zostaje w nich umowa pierwotna, a skoro złamał ją grożący, nie obowiązuje ona wobec niego, więc można podejmować wobec niego dobrowolne środki.

To "postępuj z wrogiem zgodnie z zasadami" jest po prostu śmieszne. Zwłaszcza jak jak jest mówione w kontekście gdy ktoś ma liczebną/siłową przewagę. To wygląda tak jakby trzej "rycerze" mieli pretensje do "warlocka", że napierdala w nich czarami, po najeździe na jego chatkę i krzyczeli "walcz jak mężczyzna". Skoro wróg nie przestrzega zasad, nie należy ich przestrzegać wobec niego, bo to idiotyczne/"chrześcijańskie"/"humanitarne"/ciotowate.
 
Do góry Bottom