Sport jako narzędzie państwowych kolektywistów + trochę o patriotyźmie

A

Antoni Wiech

Guest
Masz rację, że bardziej mnie boli gdy głupotę pokazują polscy wspólnotowcy, bo chcąc nie chcąc jestem zaliczany do ich kolektywu, więc pośrednio uderza to we mnie.

Uwierz, bardziej będzie uderzać jak Polacy będą ssać pałę innym nacjom.
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
A nie pisanie, że jest się dumnym z cudzych osiągnięć to ssanie pałki innym nacjom?
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
Biczowanie siebie? Kto mówi o biczowaniu siebie? Ja biczuje ich :D

Zresztą tak naprawdę to specjalnie ich nie biczuję, bo zaraz się dostaje 100 minusów od Prawdziwych Polaków :(
 
Ostatnia edycja:
C

Cngelx

Guest
Dodatkowo antywspólnotowcy mam wrażenie, często jebią patriotyzm i myślą, że np. ludzie z zachodu będą ich traktować jako indywidualne jednostki. I tutaj mogą srogo się zawieść. Dla wielu będziesz "Polaczkiem" i chuj. Dodatkowo Polaczkiem, który sam sra na swoją wspólnotę, czyli jeśli chodzi o przetrwanie sam strzela sobie w stopę.
To już zależy od tego co się rozumie jako ten tzw. zachód. Wśród ludzi z Europy mentalność faktycznie jest zjebana, lecz o osobach z Ameryki Łacińskiej zazwyczaj powiedzieć już tego nie można.
 
A

Antoni Wiech

Guest
To już zależy od tego co się rozumie jako ten tzw. zachód. Wśród ludzi z Europy mentalność faktycznie jest zjebana, lecz o osobach z Ameryki Łacińskiej zazwyczaj powiedzieć już tego nie można.

http://www.sportfan.pl/artykul/ms-tragiczny-final-fetowania-sukcesu-kolumbii-zginelo-8-osob-52713

"Drużyna Jose Pekermana robi furorę na turnieju w Brazylii. W ojczyźnie zaś trwa wielkie świętowanie. Dla niektórych kończy się to niestety tragicznie.

Kolumbia ograła Urugwaj 2:0 i awansowała do ćwierćfinału mistrzostw świata.

Kibice w kraju świętowali sukces swojej drużyny przez wiele godzin. Finał tej zabawy był jednak tragiczny.

Osiem osób zginęło w trakcie celebracji - poinformował burmistrz Bogoty, Gustavo Petro."

To się nazywa dopiero nazywa identyfikacja ze wspólnotą, a Wy kręcicie nosem, że ktoś przy piwku kibicuje Polakom..
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
Zaraz zaraz ja nie piszę o kibicowaniu jakiejś drużynie, może sobie to być reprezentacja Polski albo Paragwaju, co mi do tego. Przecież kibicować można różnym drużynom niezależnie od ich narodowości, cieszyć się że wygrali itp. W dodatku jak się dopinguje na stadionie, to też trochę pomaga piłkarzom, więc od biedy można nawet uznać że miało się w tym jakiś udział.

To trochę co innego niż bycie dumnym z tego, że np. sławny pisarz albo muzyk jest Polakiem, że pierwszą planetę odkrył Polak, albo jak ktoś w ogóle nie jest kibicem, nie interesuje sportem ale nagle czuje dumę bo na zawodach wygrał Polak.

To są jakieś kompleksy, że jak się nie ma własnych osiągnięć to trzeba się posiłkować cudzymi.
 
Ostatnia edycja:
A

Antoni Wiech

Guest
Weź mi wytłumacz jakaś jest różnica z cieszenia się z tego, że jakaś drużyna wygrała, a bycie dumnym z tego, że ktoś inny coś osiągnął. To samo psychiczne przeniesienie.
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 033
A ja powiem tak, wali mnie z czego ktoś jest dumny, może mnie to trochę żenować, ale mnie wali. Ale się wkurwiam kiedy ktoś mi pierdoli w telewizji, że trzeba zbudować za moje pieniądze tyle i tyle orlików, bo polska reprezentacja ma przywieźć puchar świata, bo jest mi to podobno bardzo potrzebne do szczęścia.
 
OP
OP
pikol

pikol

Od humanitarystów nie biorę.
1 004
1 635
A ja powiem tak, wali mnie z czego ktoś jest dumny, może mnie to trochę żenować, ale mnie wali. Ale się wkurwiam kiedy ktoś mi pierdoli w telewizji, że trzeba zbudować za moje pieniądze tyle i tyle orlików, bo polska reprezentacja ma przywieźć puchar świata, bo jest mi to podobno bardzo potrzebne do szczęścia.
To co chciałem przekazać, tylko bardziej zwięźle [emoji6]
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Temat rzeka. Ale nie chodzi o ostracyzm. Chodzi o to, że system postrzegania przez ludzi jest wspólnotowy (nie tylko narodowy), czy chcesz tego czy nie. I jeśli zostaniesz zakwalifikowany jako Polak i będzie to ocenione negatywnie to możesz sobie swój antypatriotyzm w buty wsadzić. Dodatkowo skoro dopuszczasz małe wspólnoty to czemu nie duże? Na marginesie, zadziwiające to jest, że niektórzy postrzegają np. swoje rodzinne strony jako racjonalne wspólnoty, ale już jak ktoś się poczuwa do szerszej wspólnoty to już to jest dziwne.
Odpowiedź na pytanie dlaczego ktoś dopuszcza małe wspólnoty, ale duże już nie, jest banalnie prosta - niebezpieczeństwo. Duże wspólnoty są niebezpieczne. Im większa, tym siłą rzeczy pojedyncze ludzkie życie znaczy w niej mniej. Wystarczy oblukać sobie proces decyzyjny, gdy jest się singlem, a gdy znajdujesz się w małżeństwie, plemieniu, jakiejś organizacji, małym państwie, dużym państwie, itd. Im liczniejsza grupa do jakiej należysz, tym mniej w niej znaczysz, chyba że pchasz się w hierarchii władzy na afisz, aby znaczyć więcej niż inni. Im liczniejsza grupa, tym większa szansa, że nie będzie się liczyć z Twoim zdaniem, wolnością i życiem i rozporządzi nim wedle swojego abstrakcyjnego interesu.

Jeżeli nie kumasz szaleństwa wielkich wspólnot, pooglądaj sobie może skutki identyfikacji z bytami łączącymi wielomilionowe rzesze ludzi, w postaci trupów w okopach i na ziemi niczyjej frontów I WŚ. Bardzo sugestywny obrazek odpowiadający na pytanie, "dlaczego nie duże wspólnoty?", IMO.

Ano dlatego, że między wspólnotami mogą występować konflikty i im mniejsze wspólnoty, tym mniejsze konflikty i mniejsze straty. Dlatego zalecam turbo-indywidualistyczny propertarianizm jako najbezpieczniejszy pod tym względem. Chcesz zakładać w nim wspólnotę - OK. Ale zaczynasz od siebie samego, więc mała szansa, że uda Ci się w przeciągu życia zbudować imperium Czyngishana.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Odpowiedź na pytanie dlaczego ktoś dopuszcza małe wspólnoty, ale duże już nie, jest banalnie prosta - niebezpieczeństwo. Duże wspólnoty są niebezpieczne. Im większa, tym siłą rzeczy pojedyncze ludzkie życie znaczy w niej mniej. Wystarczy oblukać sobie proces decyzyjny, gdy jest się singlem, a gdy znajdujesz się w małżeństwie, plemieniu, jakiejś organizacji, małym państwie, dużym państwie, itd. Im liczniejsza grupa do jakiej należysz, tym mniej w niej znaczysz, chyba że pchasz się w hierarchii władzy na afisz, aby znaczyć więcej niż inni. Im liczniejsza grupa, tym większa szansa, że nie będzie się liczyć z Twoim zdaniem, wolnością i życiem i rozporządzi nim wedle swojego abstrakcyjnego interesu.
Nie rozmawialiśmy o tym czy wspólnota mała jest lepsza od większej tylko o tym, dlaczego dla jednych poczuwanie się do bycia wspólnocie małej jest normalne, a w dużej już jest nienormalne (dziwne) z pozycji indywidualistycznej.

Co do dalszej, już offtopicowej myśli nie zgodzę się do końca. Wspólnoty małe potrafią być dużo groźniejsze niż duże, gdyż przepływ informacji i obserwacja poszczególnych członków jest dużo łatwiejsze. Na wsi przeszedłem raz w jedną stronę i już była dokładna relacja, gdzie z kim itd. W dużych aglomeracjach nikniesz w tłumie. Pytanie czy aglomeracje to są wspólnoty i czy wieś to jest wspólnota, ale przyjmijmy, że tak jest.

Co do wojny, to rozpętały je MAŁE zorganizowane grupy przestępcze (rządy), nie duże, więc przykład też trochę z dupy. Oczywiście pytanie czy udałoby się im to gdyby żołnierze nie poczuwali się do narodowości. Jednak nie zapominajmy, że oni wysłani byli na wojnę pod przymusem. Dodatkowo małe grupy (np. terroryści, mafia) też potrafią być groźni dla swoich członków i ludzi spoza, dużo bardziej niż wielkie rozproszone wspólnoty. Postaw 10 zorganizowanych typów z bronią przeciwko 100 niezorganizowanym. Wielkość wspólnoty nie musi mieć znaczenia.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Nie rozmawialiśmy o tym czy wspólnota mała jest lepsza od większej tylko o tym, dlaczego dla jednych poczuwanie się do bycia wspólnocie małej jest normalne, a w dużej już jest nienormalne (dziwne) z pozycji indywidualistycznej.
Jak ktoś chce być hiperindywidualistą to decyduje się na bycie forever alone. Takich jest niewielu, stąd nie stawia się tu granicy zerojedynkowej, tylko indywidualizm rozwadnia, gdy wielkość wspólnoty rośnie. Jak chcesz mieć swoją rodzinę, to OK - ale jak chcesz być trybikiem w cudzej machinie (wojennej) i walczyć i ginąć za cudze interesy, to indywidualizmu w Tobie niewiele. Z pozycji indywidualistycznej po prostu rośnie stopień dziwności wraz z rozmiarem wspólnoty, do której się poczuwasz.

Co do wojny, to rozpętały je MAŁE zorganizowane grupy przestępcze (rządy), nie duże, więc przykład też trochę z dupy. Oczywiście pytanie czy udałoby się im to gdyby żołnierze nie poczuwali się do narodowości.
Cóż, Stalin rzecz ujął najlepiej, jak wypowiedział się na temat strat Armii Czerwonej, z którymi się nie liczył...

Liudiej u nas mnogo.
"U nas" mówi generalnie wszystko na ten temat. Gdyby się mięso armatnie nie poczuwało do walki za towarzysza Stalina i jego interesy vel Ojczyznę, koszt werbowania go do walki by wzrósł. Wtedy może Stalin by się z życiem ludzkim musiał bardziej liczyć. Gdyby wzrósł jeszcze bardziej, może do hekatomby by nie doszło. Oczywiście więc, że władza małych zorganizowanych grup przestępczych opiera się na wierze ciemnego luda właśnie w tę wielką wspólnotę, którą ktoś kierować musi, wyznaczać jej cele, które razem będzie realizować (bo to głównie czyni ja wspólnotą - robienie czegoś razem). No i mała, zorganizowana grupa przestępcza tym się właśnie zajmuje, gdy akurat nie kradnie. Mitologizuje bycie razem, zbiorowe wysiłki wymagane do osiągania cywilizacyjnych celów, nawet wojna jest okazją do bycia razem i stworzenia tożsamości narodowej, tworzy całą tę iluzję.
Jednak nie zapominajmy, że oni wysłani byli na wojnę pod przymusem.
Jak zaczęła się cała ta afera na Ukrainie i widziałem tych zwykłych ludzi optujących za wojną, bo #dumanarodowa, to widać było bardzo dobrze, kto ten przymus legitymizuje, kto go pożąda i w imię jakich wartości. Tu już ludzie nie walczą o swoje sprawy, ale sprawy jakiegoś tam imperium, które dobrze im robi, tylko dlatego, że trzyma kogoś za mordę. Więc jak ktoś zostaje gdzieś wysłany, a wcześniej sam postulował i tokował za tym przymusem, to generalnie dostaje to, co sam chciał.

Ale nie trzeba szukać daleko, wystarczy zajrzeć na polski fanpejdż kolesi chcących przywrócić obowiązek służby wojskowej. Te same sentymenty. Wspólnotowość, więc przymus dla wspólnoty. Bo wspólnota jest tak zajebista, że każdy powinien chcieć poświęcić dla niej absolutnie wszystko.

Dodatkowo małe grupy (np. terroryści, mafia) też potrafią być groźni dla swoich członków i ludzi spoza, dużo bardziej niż wielkie rozproszone wspólnoty. Postaw 10 zorganizowanych typów z bronią przeciwko 100 niezorganizowanym. Wielkość wspólnoty nie musi mieć znaczenia.
Ale żeby wylądować w małej, groźnej grupie, to trzeba się już sporo postarać - terroryści czy mafia nie biorą na swoich członków pierwszych lepszych. Na ogół jeśli starasz się o akces, to wiesz dokładnie po co, znasz ryzyko działalności w takiej grupie i wiesz na jakie niebezpieczeństwo będziesz w jej ramach wystawiony. Jak chcesz robić karierę zamachowca-samobójcy, to się zapisujesz do odpowiedniej grupy terrrorystycznej i tyle. Jak chcesz się wikłać w przemoc i narażać konkurencyjnej grupie, to przystajesz do mafii. Małe grupy są małe, więc trudno się większości ludzi do nich przyłączyć i znaleźć w ekstremalnym epicentrum niebezpieczeństwa. Małe, niebezpieczne grupy są zadaniowe, jak nie chcesz osiągać ich celów, to do nich nie przystajesz i nie ponosisz większości ryzyka, jakie ponoszą ich członkowie na swe życzenie.

Jest to kompletne zaprzeczenie patriotyzmu, który dotyczy jak najszerszych mas, nie jest zadaniowy i jest cholernie niebezpieczny. Gdy grupa robi się zbyt duża, to w ramach instynktu samozachowawczego pora ją opuścić. Najbezpieczniejsze miejsce na dużym Titaniku to mała szalupa ratunkowa. :)

Secesja, secesja i jeszcze raz secesja.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Jak ktoś chce być hiperindywidualistą to decyduje się na bycie forever alone. Takich jest niewielu, stąd nie stawia się tu granicy zerojedynkowej, tylko indywidualizm rozwadnia, gdy wielkość wspólnoty rośnie. Jak chcesz mieć swoją rodzinę, to OK - ale jak chcesz być trybikiem w cudzej machinie (wojennej) i walczyć i ginąć za cudze interesy, to indywidualizmu w Tobie niewiele. Z pozycji indywidualistycznej po prostu rośnie stopień dziwności wraz z rozmiarem wspólnoty, do której się poczuwasz.
No nie wiem. Dla mnie niektóre rodziny są bardziej anty-indywidualistyczne albo tak samo jak duże wspólnoty. Poza tym duża wspólnota nie musi być wojenna. W Wawie (nie wiem jak w innych miastach) jak byłem małolatem to dresiki potrafiły się pytać "skąd jesteś" i chodziło im o dzielnicę. I wcale nie czułem żeby ten ich regionalizm był lepszy niż jakby wszystkich traktowali jako Polaków a nie bawili się w dzielnicowy propertariański nacjonalizm (jak nie byłeś z dzielni to wiadomo co Ci potencjalnie groziło). Dlatego nie kumam, tego że mała wspólnota to coś nie dziwnego, ale duża to jest coś dziwnego.

"U nas" mówi generalnie wszystko na ten temat. Gdyby się mięso armatnie nie poczuwało do walki za towarzysza Stalina i jego interesy vel Ojczyznę, koszt werbowania go do walki by wzrósł. Wtedy może Stalin by się z życiem ludzkim musiał bardziej liczyć. Gdyby wzrósł jeszcze bardziej, może do hekatomby by nie doszło.
Kwestia ultra dyskusyjna. Jak Niemcy zaatakowali ZSRR to wjechali im grubo w państwo i opór był prawie zerowy. Do dziś spekuluje się, czy gdyby Hitler się lepiej nie przygotował i lepiej szacował wielkość kraju i paliwa to czy by mu się nie udało zmieść Stalina.

Oczywiście więc, że władza małych zorganizowanych grup przestępczych opiera się na wierze ciemnego luda właśnie w tę wielką wspólnotę, którą ktoś kierować musi, wyznaczać jej cele, które razem będzie realizować (bo to głównie czyni ja wspólnotą - robienie czegoś razem). No i mała, zorganizowana grupa przestępcza tym się właśnie zajmuje, gdy akurat nie kradnie. Mitologizuje bycie razem, zbiorowe wysiłki wymagane do osiągania cywilizacyjnych celów, nawet wojna jest okazją do bycia razem i stworzenia tożsamości narodowej, tworzy całą tę iluzję.
Nie zgodzę się. Władza małych grup raczej uprawia propagandę, że jak nie będzie władzy to się wszyscy pozabijają. Stoi na straży porządku, narodowość ma drugorzędne znaczenie (jeśli w ogóle).

Jak zaczęła się cała ta afera na Ukrainie i widziałem tych zwykłych ludzi optujących za wojną, bo #dumanarodowa, to widać było bardzo dobrze, kto ten przymus legitymizuje, kto go pożąda i w imię jakich wartości. Tu już ludzie nie walczą o swoje sprawy, ale sprawy jakiegoś tam imperium, które dobrze im robi, tylko dlatego, że trzyma kogoś za mordę. Więc jak ktoś zostaje gdzieś wysłany, a wcześniej sam postulował i tokował za tym przymusem, to generalnie dostaje to, co sam chciał.
Kompletnie chybiona analiza. Duma narodowa była wykorzystana PRZECIWKO tamtej władzy, a nie w imię budowania imperium. Oczywiście, część pojebów ukraińskich o tym marzy, ale głównym trzonem było to, że władza była przeciw narodowi. To jest ten sam motyw, który stosują teraz narodowcy w Polsce. Chcą stworzyć wrażenie (i ja patrzę na to z sympatią), że istnieje naród VS. władza.

Ale nie trzeba szukać daleko, wystarczy zajrzeć na polski fanpejdż kolesi chcących przywrócić obowiązek służby wojskowej. Te same sentymenty. Wspólnotowość, więc przymus dla wspólnoty. Bo wspólnota jest tak zajebista, że każdy powinien chcieć poświęcić dla niej absolutnie wszystko.
Uzasadniasz swoje teorie na podstawie jakiegoś promila pojebów? Nigga Plz...

Ale żeby wylądować w małej, groźnej grupie, to trzeba się już sporo postarać - terroryści czy mafia nie biorą na swoich członków pierwszych lepszych. Na ogół jeśli starasz się o akces, to wiesz dokładnie po co, znasz ryzyko działalności w takiej grupie i wiesz na jakie niebezpieczeństwo będziesz w jej ramach wystawiony. Jak chcesz robić karierę zamachowca-samobójcy, to się zapisujesz do odpowiedniej grupy terrrorystycznej i tyle. Jak chcesz się wikłać w przemoc i narażać konkurencyjnej grupie, to przystajesz do mafii. Małe grupy są małe, więc trudno się większości ludzi do nich przyłączyć i znaleźć w ekstremalnym epicentrum niebezpieczeństwa. Małe, niebezpieczne grupy są zadaniowe, jak nie chcesz osiągać ich celów, to do nich nie przystajesz i nie ponosisz większości ryzyka, jakie ponoszą ich członkowie na swe życzenie.

Jest to kompletne zaprzeczenie patriotyzmu, który dotyczy jak najszerszych mas, nie jest zadaniowy i jest cholernie niebezpieczny. Gdy grupa robi się zbyt duża, to w ramach instynktu samozachowawczego pora ją opuścić. Najbezpieczniejsze miejsce na dużym Titaniku to mała szalupa ratunkowa. :)

Secesja, secesja i jeszcze raz secesja.

Chcesz mi powiedzieć, że grupa tysięcy Polaków kibicujących drużynie piłkarskiej jest bardziej niebezpieczna niż np. 100 członków Hamasu? :D Ciekawe co by było jakbyś powiedział np. Hamasowi "Fuck Allah" a co by było jakbyś publicznie powiedział kibicom polskim, że piłka polska jest do pizdy. Oceń sam.

I co z tego, że sam się do nich zgłaszasz (powiedźmy) jak Cię mogą zapierdolić za opuszczenie organizacji, nie mówiąc o tym, że mogą rozpierdolić ludzi co się z nimi nie zgadzają (i robią to). I co z tego, że są zadaniowe? Dla arabskich terrorystów czas tego zadania to jest całe życie.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
No nie wiem. Dla mnie niektóre rodziny są bardziej anty-indywidualistyczne albo tak samo jak duże wspólnoty. Poza tym duża wspólnota nie musi być wojenna. W Wawie (nie wiem jak w innych miastach) jak byłem małolatem to dresiki potrafiły się pytać "skąd jesteś" i chodziło im o dzielnicę. I wcale nie czułem żeby ten ich regionalizm był lepszy niż jakby wszystkich traktowali jako Polaków a nie bawili się w dzielnicowy propertariański nacjonalizm (jak nie byłeś z dzielni to wiadomo co Ci potencjalnie groziło). Dlatego nie kumam, tego że mała wspólnota to coś nie dziwnego, ale duża to jest coś dziwnego.
No dla mnie to nie jest nic dziwnego, że dresy się identyfikują z dość małym obszarem, poza który nosa nie wyściubiają, gdzie sporą część ludności znają z widzenia i generalnie nie za bardzo wykraczają w tym symbolizmie liczbę Dunbara. Taka wspólnotowość jest dla mnie znacznie bardziej zrozumiała, niż zaciąganie się do armii po to, aby walczyć o ludzi, których się nie zna, żeby bronić ich przed innymi, których wystawiła jakaś jeszcze większa wspólnota zza granicy, w efekcie czego walczy się o nic nie znaczące subiektywnie dla nas miejscówki, które mamy kompletnie w dupie albo jedzie na misję do Iraku.

Kwestia ultra dyskusyjna. Jak Niemcy zaatakowali ZSRR to wjechali im grubo w państwo i opór był prawie zerowy. Do dziś spekuluje się, czy gdyby Hitler się lepiej nie przygotował i lepiej szacował wielkość kraju i paliwa to czy by mu się nie udało zmieść Stalina.
Bo Stalin stosował taktykę spalonej ziemi - nie był pierwszym władcą Rosji, który to robił, nie będzie też pewnie ostatnim.

Nie zgodzę się. Władza małych grup raczej uprawia propagandę, że jak nie będzie władzy to się wszyscy pozabijają. Stoi na straży porządku, narodowość ma drugorzędne znaczenie (jeśli w ogóle).

To sobie popatrz na różne defilady, święta narodowe i inne takie - w ideologii potrzeba "pozytywnych" bodźców, skojarzeń z dziadkiem, który był piłsudczykiem, ojcem, który zabierał oglądać sprzęt wojskowy i opowiadał o honorze umieranie za ojczyznę. Straszenie, że jak nie będzie władzy, to się ludzie pozabijają jest ostatecznością, po którą władza sięga, gdy nie może subtelniej rządzić ludźmi i gdy nie kupują oni właśnie całej tej pozytywnej paplaniny ideologicznej.

Kompletnie chybiona analiza. Duma narodowa była wykorzystana PRZECIWKO tamtej władzy, a nie w imię budowania imperium. Oczywiście, część pojebów ukraińskich o tym marzy, ale głównym trzonem było to, że władza była przeciw narodowi. To jest ten sam motyw, który stosują teraz narodowcy w Polsce. Chcą stworzyć wrażenie (i ja patrzę na to z sympatią), że istnieje naród VS. władza.

Ja pisałem o Rosjanach teraz. Tam naród jest za władzą a władza za narodem. Że Ukraińcy czy Polacy robią co innego, to nic dziwnego, ich władza świeżo zawiodła, to próbują aktualnych rządzących przegnać i tymczasowo zmieniają gadkę. Gdy będą rządzić ich ludzie, odpowiedni kandydaci, to znowu zmienią narrację, że naród i władza się nawzajem potrzebują.

Uzasadniasz swoje teorie na podstawie jakiegoś promila pojebów? Nigga Plz...

Tych pojebów jest znacznie więcej - tamci po prostu kumulują te idee w największym stężeniu. Tatuś zabierający swego szkraba, żeby sobie czołgi pooglądał i był dumny z Wojska Polskiego i jego "efów szesnastych" to też taki pojeb, tylko rozwodniony.

Chcesz mi powiedzieć, że grupa tysięcy Polaków kibicujących drużynie piłkarskiej jest bardziej niebezpieczna niż np. 100 członków Hamasu? :D Ciekawe co by było jakbyś powiedział np. Hamasowi "Fuck Allah" a co by było jakbyś publicznie powiedział kibicom polskim, że piłka polska jest do pizdy. Oceń sam.
I co z tego, że sam się do nich zgłaszasz (powiedźmy) jak Cię mogą zapierdolić za opuszczenie organizacji, nie mówiąc o tym, że mogą rozpierdolić ludzi co się z nimi nie zgadzają (i robią to). I co z tego, że są zadaniowe? Dla arabskich terrorystów czas tego zadania to jest całe życie.
Zauważ, że arabscy terroryści wywodzą się z wielkiej grupy muzułmanów. Gdyby ta grupa nie była taka wielka, raczej trudno byłoby znaleźć w niej różne opcje i potencjał dla wpływów ekstremów, żeby się w coś takiego bawić.
 
A

Antoni Wiech

Guest
No dla mnie to nie jest nic dziwnego, że dresy się identyfikują z dość małym obszarem, poza który nosa nie wyściubiają, gdzie sporą część ludności znają z widzenia i generalnie nie za bardzo wykraczają w tym symbolizmie liczbę Dunbara. Taka wspólnotowość jest dla mnie znacznie bardziej zrozumiała, niż zaciąganie się do armii po to, aby walczyć o ludzi, których się nie zna, żeby bronić ich przed innymi, których wystawiła jakaś jeszcze większa wspólnota zza granicy, w efekcie czego walczy się o nic nie znaczące subiektywnie dla nas miejscówki, które mamy kompletnie w dupie albo jedzie na misję do Iraku.
Ale to nie jest przykład na to, że to jest coś dziwnego czy nie, bo to nie ja stosuję taką argumentację, ale na to, żeby pokazać, że zmniejszenie wspólnoty (drechy dzielnicowe, ale Polacy) mogą być groźniejsi niż jakby wspólnota składała się tylko z Polaków bez podziału na dzielnice.

Bo Stalin stosował taktykę spalonej ziemi - nie był pierwszym władcą Rosji, który to robił, nie będzie też pewnie ostatnim.
Stosował, bo mu armia spierdalała i to była jedyna opcja. Przecież to nie było tak, że Rosjanie się wycofywali i nie podejmowali walki. Potyczki były, ale z chujowym efektem. Dodatkowo przecież znane są opcje jak NKWD szło za Rosjanami. Pomijając już tego, że Stalin był psychopatą, to myślisz dlaczego?? Przecież to on stwierdził: "Dla sowieckiego żołnierza ucieczka z pola walki wymaga więcej odwagi niż stanięcie do niej!". Nie wspominając o tym, że uciekinierów z niewoli niemieckiej się wsadzało do więzienia itp. akcje.

To sobie popatrz na różne defilady, święta narodowe i inne takie - w ideologii potrzeba "pozytywnych" bodźców, skojarzeń z dziadkiem, który był piłsudczykiem, ojcem, który zabierał oglądać sprzęt wojskowy i opowiadał o honorze umieranie za ojczyznę. Straszenie, że jak nie będzie władzy, to się ludzie pozabijają jest ostatecznością, po którą władza sięga, gdy nie może subtelniej rządzić ludźmi i gdy nie kupują oni właśnie całej tej pozytywnej paplaniny ideologicznej.
Fat, ale gdzie Ty widzisz te defilady? :D Chyba jedna z niewielu opcji to są uroczystości związane z 2 wojną światową i Powstaniem Warszawskim. I to też różnie bywa, bo ruchy narodowe średnio patrzą na uczestniczenie w nich państwowców (np. gwizdy jak się pojawiła Bufetowa i okrzyki "Precz z komuną" na uroczystościach związanych z PW).

Za to nieustannie prawie pojawiają się opcje ograniczające wolność (albo zakusy) w imię bezpieczeństwa. I to robi państwo, albo ludzie z nim związani.

Ja pisałem o Rosjanach teraz. Tam naród jest za władzą a władza za narodem. Że Ukraińcy czy Polacy robią co innego, to nic dziwnego, ich władza świeżo zawiodła, to próbują aktualnych rządzących przegnać i tymczasowo zmieniają gadkę. Gdy będą rządzić ich ludzie, odpowiedni kandydaci, to znowu zmienią narrację, że naród i władza się nawzajem potrzebują.
Nie znam Rosji. Dochodzą do mnie informacje różne o ich oddaniu dla władzy, ale nie znam szczegółów. Co do Ukraińców nie wiadomo. Co do Polaków to nie wiem kiedy oni jako naród stali murem za władzą. Hmmm... Nigdy? :D

Tych pojebów jest znacznie więcej - tamci po prostu kumulują te idee w największym stężeniu. Tatuś zabierający swego szkraba, żeby sobie czołgi pooglądał i był dumny z Wojska Polskiego i jego "efów szesnastych" to też taki pojeb, tylko rozwodniony.
Spekulacje z powietrza.

Zauważ, że arabscy terroryści wywodzą się z wielkiej grupy muzułmanów. Gdyby ta grupa nie była taka wielka, raczej trudno byłoby znaleźć w niej różne opcje i potencjał dla wpływów ekstremów, żeby się w coś takiego bawić.

No, ale co z tego, ze jest wielka? Idąc tropem Twojego myślenia to mała wspólnota powinna być bardziej wolnościowa od dużej. A jest zupełnie odwrotnie. Mała wspólnota, można powiedzieć wyssała najgorsze elementy tej dużej.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ale to nie jest przykład na to, że to jest coś dziwnego czy nie, bo to nie ja stosuję taką argumentację, ale na to, żeby pokazać, że zmniejszenie wspólnoty (drechy dzielnicowe, ale Polacy) mogą być groźniejsi niż jakby wspólnota składała się tylko z Polaków bez podziału na dzielnice.
Dresów też prościej ominąć niż państwo. Wpierdol czy pożegnanie się z telefonem mogą być dotkliwe, ale ostatecznie są incydentalne, a państwo narodowe Polaków Cię obrabia za każdym razem, nawet gdy kupujesz byle pierdołę. Mniej zauważalnie, mniej spektakularnie, ale ostatecznie skuteczniej wysysa z dobytku niż dresy. Przed dresami jest też łatwiej się obronić niż przed Polakami w urzędzie skarbowym.

Stosował, bo mu armia spierdalała i to była jedyna opcja. Przecież to nie było tak, że Rosjanie się wycofywali i nie podejmowali walki. Potyczki były, ale z chujowym efektem. Dodatkowo przecież znane są opcje jak NKWD szło za Rosjanami. Pomijając już tego, że Stalin był psychopatą, to myślisz dlaczego?? Przecież to on stwierdził: "Dla sowieckiego żołnierza ucieczka z pola walki wymaga więcej odwagi niż stanięcie do niej!". Nie wspominając o tym, że uciekinierów z niewoli niemieckiej się wsadzało do więzienia itp. akcje.
A spierdalali, bo wtedy mogli i wtedy im pozwalano spierdalać, bo taki był plan. To o czym piszesz, działo się później, na przykład w Stalingradzie - tam faktycznie nie można było się już cofać i wtedy tego pilnowali skrupulatnie i drastycznie.

Fat, ale gdzie Ty widzisz te defilady? :D Chyba jedna z niewielu opcji to są uroczystości związane z 2 wojną światową i Powstaniem Warszawskim. I to też różnie bywa, bo ruchy narodowe średnio patrzą na uczestniczenie w nich państwowców (np. gwizdy jak się pojawiła Bufetowa i okrzyki "Precz z komuną" na uroczystościach związanych z PW).
I jeszcze majówka - 3 maja i jeszcze z kilka okazji by się znalazło, kiedy wylewa się tę historyczną propagandę, wyciąga się w rodzinach dziadków ułanów i opowiada ludziom, że historia państwa to również historia ich rodzin. No przecież jest całe mnóstwo różnych takich produkcyjniaków, wypowiedzi autorytetów i innego bullshitu. I wtedy ludzi się nie straszy, tylko chce podbudować, aby się identyfikowali z oprawcą i go afirmowali.

Za to nieustannie prawie pojawiają się opcje ograniczające wolność (albo zakusy) w imię bezpieczeństwa. I to robi państwo, albo ludzie z nim związani.
No ale czyjego bezpieczeństwa? Polaków przecież. Dla dobra Polaków pojawiają się te wszystkie opcje, bo państwo ma dbać o dobro narodu w sferze publicznej. Taki jest paradygmat.

Spekulacje z powietrza.
Żadne spekulacje - po prostu tak się przekazuje etatystyczno-militarniane pierdololo kolejnym pokoleniom. Nie tyle przez szkołę, a przede wszystkim przez przykład osobisty i wartości rodzinne. I to jest już w ogóle porażka, że państwo jak religia może się replikować, bo część rodzin jest spaczona patriotyzmem i karmi tym kolejne pokolenia.
No, ale co z tego, ze jest wielka? Idąc tropem Twojego myślenia to mała wspólnota powinna być bardziej wolnościowa od dużej. A jest zupełnie odwrotnie. Mała wspólnota, można powiedzieć wyssała najgorsze elementy tej dużej.
Jest wolnościowa, w tym sensie, że masz większy wpływ na decyzje tam podejmowane. Ale wiadomo, że jak się zapisujesz do mafii czy terrorystów, to cel istnienia danej grupy jest z góry zdefiniowany i cały proces decyzyjny służy jego realizacji. A politycznie nie będzie wolnościowy z samego założenia celu istnienia takiej grupy. Ale tak czy inaczej, jeśli nie sprzeciwisz się temu celowi, a jedynie sposobowi jego realizacji [nie czy coś wysadzać, tylko w jakiej kolejności], to możesz postawić łatwiej na swoim, gdy jest to grupa mniej liczna, niż gdy jest liczniejsza.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Dresów też prościej ominąć niż państwo. Wpierdol czy pożegnanie się z telefonem mogą być dotkliwe, ale ostatecznie są incydentalne, a państwo narodowe Polaków Cię obrabia za każdym razem, nawet gdy kupujesz byle pierdołę. Mniej zauważalnie, mniej spektakularnie, ale ostatecznie skuteczniej wysysa z dobytku niż dresy. Przed dresami jest też łatwiej się obronić niż przed Polakami w urzędzie skarbowym.
Państwo narodowe czy nie narodowe grabi, ale nie o tym jest ta dyskusja! Wspólnoty mniejsze przez to, że są zróżnicowane mogą być groźniejsze, bo powstają antagonizmy niż jakby była jedna wspólnota. Co innego jak są sami Polacy, a co innego jak są Polacy, którzy się dzielą na X, Y, Z. Oczywiście w takiej jednorodnej wspólnocie też mogą być różne anty-wolnościowe akcje. Tyle, że Ty próbujesz mi udowodnić, że mniejsze wspólnoty są z zasady bardziej wolnościowe. A ja Ci pokazuję przykłady, że tak wcale być nie musi.

A spierdalali, bo wtedy mogli i wtedy im pozwalano spierdalać, bo taki był plan. To o czym piszesz, działo się później, na przykład w Stalingradzie - tam faktycznie nie można było się już cofać i wtedy tego pilnowali skrupulatnie i drastycznie.
Nie do końca. Po pierwsze odbywały się potyczki jak wspomniałem wcześniej, więc próbowano odpierać ataki, a dopiero później był odwrót. Po drugie jeśli przyjąć Twoją teorię to tak czy inaczej nie powinno być zamordyzmu NKWD nigdy skoro mieliby umierać za kraj z własnej woli.

I jeszcze majówka - 3 maja i jeszcze z kilka okazji by się znalazło, kiedy wylewa się tę historyczną propagandę, wyciąga się w rodzinach dziadków ułanów i opowiada ludziom, że historia państwa to również historia ich rodzin. No przecież jest całe mnóstwo różnych takich produkcyjniaków, wypowiedzi autorytetów i innego bullshitu. I wtedy ludzi się nie straszy, tylko chce podbudować, aby się identyfikowali z oprawcą i go afirmowali.

No ale czyjego bezpieczeństwa? Polaków przecież. Dla dobra Polaków pojawiają się te wszystkie opcje, bo państwo ma dbać o dobro narodu w sferze publicznej. Taki jest paradygmat.
Bullshitu trochę jest, ale ja Ty to tak przedstawiłeś jakby defilady dopierdalały co drugi dzień po miastach Polski. Dodatkowo, mówi się czasem o bezpieczeństwie Polaków, ale przeważnie chodzi o bezpieczeństwo obywateli, a to niekoniecznie oznacza to samo! I właśnie chodzi o BEZPIECZEŃSTWO, a nie jak sugerowałeś budowanie pozycji państwa na mitologizacji.

Żadne spekulacje - po prostu tak się przekazuje etatystyczno-militarniane pierdololo kolejnym pokoleniom. Nie tyle przez szkołę, a przede wszystkim przez przykład osobisty i wartości rodzinne. I to jest już w ogóle porażka, że państwo jak religia może się replikować, bo część rodzin jest spaczona patriotyzmem i karmi tym kolejne pokolenia.
Nadinterpretacja do kwadratu. Oczywiście, różne akcje patriotyczne są związane z państwowością, tyle, że władza prawie zawsze oceniana jest przez patriotów dość surowo.

Jest wolnościowa, w tym sensie, że masz większy wpływ na decyzje tam podejmowane. Ale wiadomo, że jak się zapisujesz do mafii czy terrorystów, to cel istnienia danej grupy jest z góry zdefiniowany i cały proces decyzyjny służy jego realizacji. A politycznie nie będzie wolnościowy z samego założenia celu istnienia takiej grupy. Ale tak czy inaczej, jeśli nie sprzeciwisz się temu celowi, a jedynie sposobowi jego realizacji [nie czy coś wysadzać, tylko w jakiej kolejności], to możesz postawić łatwiej na swoim, gdy jest to grupa mniej liczna, niż gdy jest liczniejsza.

Po pierwsze, wcale mniejsza wspólnota nie równa się temu z marszu, że masz większy wpływ na decyzje. Wszystko zależy od wspólnoty.
Zapisz się do małej wspólnoty komunistycznej np. 100 osobowej i przeforsuj kapitalistyczny program. Zapisz się do PiS i spróbuj przeforsować nowy pomnik dla papieża. Jak oceniasz swoje szanse?
Dodatkowo jak wspomniałem wcześniej, potencjalnie jesteś bardziej obserwowany i rozliczany ze swoich ruchów w małej wspólnocie. Duże wspólnoty mają to do siebie, że ciężko je kontrolować. Być może masz mniejszy wpływ na proces decyzyjny, ale sama dyscyplina jest trudniejsza do utrzymania.
 
Do góry Bottom